"Projekt w założeniu ma kompleksowo i niejako na nowo uregulować rynek ubezpieczeń gospodarczych w Polsce. Obecnie obowiązująca ustawa została uchwalona w 2003 r. i od tego czasu wiele się zmieniło, zarówno na rynku polskim, jak i europejskim.

"Projekt w założeniu ma kompleksowo i niejako na nowo uregulować rynek ubezpieczeń gospodarczych w Polsce. Obecnie obowiązująca ustawa została uchwalona w 2003 r. i od tego czasu wiele się zmieniło, zarówno na rynku polskim, jak i europejskim. Główne obszary jakie są w projekcie uregulowane, to zmiany w zakresie wymogów kapitałowych (to konsekwencja wdrożenia dyrektywy unijnej Wypłacalność II), uregulowanie części zagadnień związanych z ubezpieczeniami grupowymi, wzmocnienie nadzoru ubezpieczeniowego, czy też uszczelnienie procesu sprzedaży ubezpieczeń" - mówił PAP Piotr Czublun, radca prawny, partner z warszawskiej Kancelarii Radców Prawnych Czublun Trębicki, oceniając projekt nowej ustawy o działalności ubezpieczeniowej i reasekuracyjnej.

"Większość tych zmian jest dość obojętna z perspektywy konsumenta, może poza jednym – wdrożenie tych wszystkich wymogów z całą pewnością będzie oznaczało dodatkowe wydatki ze strony ubezpieczycieli, co może wprost wpłynąć na wysokość składek ubezpieczeniowych" - dodał Czublun.

W jego ocenie projekt ustawy zawiera jednak też takie rozwiązania, które mogą w dość zasadniczy sposób zmienić kształt rynku ubezpieczeniowego. "Dzisiaj znaczna część tego rynku, zwłaszcza w segmencie ubezpieczeń na życie, to ubezpieczenia grupowe, bardzo często oferowane we współpracy z bankami. Dodatkowo, w tym segmencie, dużą część stanowią ubezpieczenia inwestycyjne, ubezpieczenia na życie z ubezpieczeniowymi funduszami kapitałowymi, błędnie nazywane polisolokatami. Ubezpieczenia tego typu to dzisiaj dla Polaków niejednokrotnie ważny element zabezpieczenia emerytalnego" – wskazał.

Jak mówił, na wysoką emeryturę z ZUS czy też z OFE nie mamy co w przyszłości liczyć, dlatego też wielu Polaków kupowało ubezpieczenia z ubezpieczeniowymi funduszami kapitałowymi właśnie jako zabezpieczenie na przyszłość.

"Dzisiaj oferowanie takich polis wiąże się niestety z dość wysokimi opłatami, jakie należy ponieść w razie wcześniejszego zrezygnowania z takiego ubezpieczenia. Jednak przy założeniu kupowania takiego ubezpieczenia z myślą o emeryturze, czyli na wiele lat, opłaty tego typu po kilku, kilkunastu latach nie są w ogóle pobierane. Wysokość tych opłat ma związek przede wszystkim z kosztami dystrybucji ubezpieczenia. Pozyskanie klienta w tym segmencie rynku nie jest proste, dlatego też ubezpieczyciele zmuszeni są płacić bardzo wysokie prowizje, aby w ogóle móc takie produkty zaoferować, co ma niestety swoje przełożenie na poziom ponoszonych przez klientów opłat" – stwierdził prawnik.

Jak wskazał, projekt nowej ustawy zakłada, że w przypadku ubezpieczeń z ubezpieczeniowymi funduszami kapitałowymi poziom opłat tego typu to maksymalnie 4 proc. wartości jednostek uczestnictwa.

"Opłaty będą mogły być pobierane w razie odstąpienia klienta od opisanych wyżej umów, co będzie mogło nastąpić w terminie 60 dni po otrzymaniu pierwszej informacji o m.in. aktualnej wartości polisy (art. 26 projektu). To w praktyce mogłoby oznaczać, że klient będzie mógł zrezygnować z takiego ubezpieczenia nawet po roku od jego zawarcia. W efekcie zakłady ubezpieczeń mogą nie mieć środków na wypłatę prowizji pośrednikowi (4 proc. wartości inwestycji to może być niestety za mało), co z kolei może oznaczać, że produkty tego typu po prostu znikną z rynku" – mówił Czublun.

"Pytanie, czym i kiedy zostanie zastąpiona oferta produktów dedykowanych przyszłym emerytom, bo póki co IKE się nie przyjęły, a fundusze inwestycyjne to ciągle oferta dla wybranych" - dodał.

Jak ocenił, "z perspektywy rynku dość niepokojąca jest generalna tendencja w całej Europie, związana ze wzmacnianiem ochrony konsumenckiej". "Powoli zarówno rozwiązania prawne, jak też praktyka sądów i innych organów państwa zmierza właściwie do tego, że klient nie musi w ogóle dbać o to, co kupuje i na jakich warunkach, bo w razie jakichkolwiek problemów państwo go wyręczy" - dowodził.

"Mówimy tutaj chociażby o takich rozwiązaniach prawnych, jak klauzule abuzywne, które powoli stają się karykaturą systemu ochrony konsumenckiej. Z całą pewnością też duży wpływ na obecny stan sektora, jak też na jego przyszłość, ma obecna wojna cenowa na rynku ubezpieczeń komunikacyjnych. Te produkty są dzisiaj przez większość ubezpieczycieli oferowane ze stratą i niestety odbicie cen jest w tym wypadku nieuchronne" – wyjaśnił.

"Warto pamiętać, że w naszym kraju jest kilka, jak nie kilkanaście podmiotów powołanych do tego, aby chronić konsumenta, m.in. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, Komisja Nadzoru Finansowego, Rzecznik Ubezpieczonych, Rzecznicy Praw Konsumentów. Jednocześnie orzecznictwo polskich sądów jest bardzo pro-konsumenckie. W efekcie konsument na rynku jest dzisiaj bardzo dobrze chroniony" - ocenił.

"To oczywiście nie oznacza, że nie zdarzają się przypadki nadużyć, czy tzw. misselingu (sprzedaży nieadekwatnej do potrzeb i możliwości klienta). Jednak w mojej ocenie narzędzia prawne, które są już dzisiaj dostępne, w zupełności wystarczają, aby przypadki tego typu identyfikować i eliminować" - uważa Czublun.

Nawiązał też do problemu tzw. polisolokat. Jak mówił, wbrew dość rozpowszechnionej opinii, wcale nie oznaczają one patologii na tym rynku. "Ci klienci, którzy świadomie kupują podobne produkty nie mają z reguły pretensji do ubezpieczyciela, kiedy ten pobiera od nich określone w umowie opłaty" - przekonywał.

"Warto też spojrzeć na problem od strony czysto statystycznej. Klientów, którzy mają podobne produkty jest w Polsce około półtora miliona, natomiast na bazie dostępnych danych i raportów można założyć, że łączna grupa osób, które zarzucają ubezpieczycielom nieprawidłowości w związku z oferowaniem takich ubezpieczeń, nie przekracza 10 tys., wliczając w to pozwy grupowe (łącznie około 600 osób) i skargi kierowane to KNF, Rzecznika Ubezpieczonych i UOKiK" - dowodził.

"To oznacza, że mówimy o skrajnie niewielkim odsetku niezadowolonych klientów, który z całą pewnością nie jest większy niż w innych sektorach gospodarki. Zakładam, że odsetek klientów niezadowolonych po zakupie pralki, telefonu czy samochodu jest bardzo podobny, jeżeli nie wyższy" - dodał.

W ocenie prawnika bez wątpienia jest natomiast jeszcze wiele do zrobienia w obszarze likwidacji szkód. "Tutaj niestety ciągle jeszcze zbyt często ubezpieczyciele pozwalają sobie na takie zarządzanie procesem wypłaty świadczenia z umowy ubezpieczenia, że może to niejednego klienta zniechęcić do ubezpieczeń. Ale regulacje prawne w tym zakresie są wystarczające i pozostaje jedynie właściwie je egzekwować" - mówił.

"Wiele do życzenia pozostawia też niejednokrotnie proces zawierania umowy, a konkretnie świadomości klienta odnośnie tego, co dokładnie kupuje. Pomijając przypadki miesselingu w tym obszarze, które już dzisiaj można skutecznie eliminować, z całą pewnością kluczem do poprawy sytuacji jest odpowiednie edukowanie Polaków" - stwierdził.

"W mojej ocenie główne problemy firm ubezpieczeniowych dzisiaj, to wojna cenowa na rynku ubezpieczeń komunikacyjnych i niestabilność prawa w obszarze właśnie ochrony konsumenckiej" - konkludował.

"Abstrahując od konieczności wdrożenia do naszego systemu prawnego wymogów unijnej dyrektywy Wypłacalność II, to w mojej ocenie obecna sytuacja na rynku nie wymaga jakichś daleko idących zmian w prawie" - powiedział.

Jak jednak ocenił, są obszary, które można byłoby dodatkowo uregulować. Wskazał tu m.in. na ułatwienie procesu zawierania umów ubezpieczenia w kanałach elektronicznych, ale "trudno znaleźć taki obszar, który bezwzględnie wymagałby zmian prawnych".

Czublun zwrócił też uwagę, że projekt przewiduje zwiększenie uprawnień Komisji Nadzoru Finansowego wobec sektora ubezpieczeniowego. "Moim zdaniem ten pomysł jest bardzo niebezpieczny z jednego podstawowego powodu - KNF w nowej ustawie zostanie wyposażona w uprawnienia pozwalające na regulowanie rynku w sposób praktycznie nieograniczony" - mówił.

"Biorąc pod uwagę niezaskarżalność uchwał KNF, a zapewne w takiej formie będzie dochodziło do regulowania rynku, będzie to oznaczało działanie poza jakąkolwiek kontrolą państwa" – skrytykował ekspert.

"Już dzisiaj wytyczne i rekomendacje KNF tworzą de facto nowy system prawny obok ustaw i rozporządzeń. W praktyce, mimo twierdzeń wielu ekspertów, że to nie jest prawo i można się do niego niestosować, żaden ubezpieczyciel czy też bank nie zaryzykuje otwartego konfliktu z KNF związanego z niestosowaniem się do takich wytycznych lub rekomendacji. Może to oznaczać, że kilka osób (członkowie Komisji), będzie decydowało o kształcie rynku wartego setki miliardów złotych i dotykającego praktycznie każdego Polaka, poza jakąkolwiek kontrolą państwa" - podkreślił prawnik.

Wskazał, że wszystko będzie w porządku tak długo, jak długo w skład Komisji będą wchodziły osoby kompetentne, umiejące odpowiednio zważyć interesy wszystkich uczestników rynku, ale - mówił - "nikt chyba nie da gwarancji, że zawsze tak będzie". "Dlatego też jeżeli ustawodawca przewidziałby ścieżkę np. sądowej kontroli uchwał KNF, podobnie jak to ma miejsce w przypadku indywidualnych decyzji wydawanych przez KNF, wówczas z całą pewnością sytuacja byłaby o wiele bezpieczniejsza" - stwierdził.

"Oczywiście nie zmienia to faktu, że KNF musi być wyposażona w odpowiednie narzędzia pozwalające na egzekwowanie od uczestników rynku ich zobowiązań ustawowych. Jednocześnie dotychczasowe działania Komisji pokazują, że na rynku ubezpieczeniowym dość skutecznie realizuje ona swoje uprawnienia korzystając z takich narzędzi, na jakie pozwala obecne prawo. Wobec tego pytanie, czy dodatkowe uprawnienia są tutaj rzeczywiście konieczne?" - zastanawiał się ekspert.