Powszechność niedozwolonej praktyki rynkowej stosowanej przez bank nie świadczy o jej zgodności z prawem. Zakazana jest więc dowolność w ustalaniu zobowiązań klienta, a klauzula umowna pozwalająca na to jest niezgodna z prawem. Tak orzekł łódzki sąd, oddalając apelację mBanku, który przegrał w pierwszej instancji z miejskim rzecznikiem konsumentów, reprezentującym grupę jego 256 klientów.
Kredytobiorcy pozwali zbiorowo mBank, następcę prawnego BRE Banku, w którym pożyczyli pieniądze na mieszkania. Podstawowy ich zarzut dotyczył tego, że bank przez rok z okładem pobierał wyższe oprocentowanie niż powinien, gdyby należycie wykonywał zawarte z nimi umowy: obowiązkiem pozwanego było obniżenie stopy procentowej o co najmniej 0,3 punktu procentowego, kiedy spadła wartość LIBOR 3M (średnia arytmetyczna hipotetycznej ceny, za jaką wyznaczone banki chciałyby pożyczyć określoną walutę na rynku międzynarodowym w Londynie). Postanowienia umowne zostały jednak w mBanku skonstruowane tak, żeby ostateczne decyzje w sprawie zmiany oprocentowania kredytów hipotecznych zaciągniętych we frankach szwajcarskich należały do zarządu kredytodawcy. W umowach napisano, że zmiana wysokości oprocentowania kredytu „może nastąpić w przypadku zmiany stopy referencyjnej” dla waluty kontraktu.
Sądy obu instancji stwierdziły, że wprawdzie klauzula zmiennego oprocentowania jest dozwolona i powszechnie stosowana w umowach długoterminowych, ale nie może mieć charakteru pełnej dowolności. Nawet jeżeli zdarza się to także w innych bankach. Klauzula zmiennego oprocentowania musi bowiem zawsze dokładnie wskazywać okoliczności faktyczne usprawiedliwiające modyfikację ceny pieniądza oraz jej kierunek i proporcję. W przeciwnym razie instytucja finansowa wpisująca ją do wzorców umownych wykracza poza swoje uprawnienia.
Tym bardziej że mBank – mimo zmian LIBOR w kierunku korzystnym dla klientów – nie tylko nie obniżył im odsetek, lecz potem tłumaczył w sądzie, że było to uzasadnione jego wydatkami na rynku międzybankowym: kupował on franki, żeby realizować swoje zobowiązania z tytułu udzielonych kredytów. Dowodził więc nie tyle prawidłowości wykonywania zaskarżonych umów kredytowych, ile racjonalności swego postępowania.
Sądy obu instancji wskazały niekonsekwencję zawartą w opinii, którą starał się posłużyć bank. Zgodnie z nią LIBOR jest wprawdzie stopą referencyjną, a więc stanowi rodzaj punktu odniesienia, lecz z drugiej strony można ją zaliczyć do parametrów finansowych. Sądy uznały więc, że tego rodzaju świadome mieszanie pojęć przez pozwanego nie pozwala, choćby w przybliżeniu, zweryfikować zasadności i racjonalności jego postępowania wobec klientów. Swoboda banku nie może oznaczać dowolności w przyjmowaniu skali modyfikacji stopy procentowej i nie może odbywać się na podstawie dowolnie wybranego wskaźnika. I to w sposób całkowicie niezrozumiały dla klienta. Tym samym sąd orzekł, że mBank rażąco naruszył interesy klientów.
Sąd apelacyjny uznał także, że spłacanie w trakcie umowy rat kredytowych nie pozbawia kredytobiorców prawa żądania zwrotu nadpłaty. Nie może też być mowy o odmiennym traktowaniu klientów korzystających z porad doradcy przy zawieraniu umowy, niż tych, którzy byli takiej porady pozbawieni. Bank argumentował, że ci, którzy radzili się pośredników, powinni byli zakwestionować wcześniej postanowienia umowy, którą teraz skarżą. Sąd przyjął jednak, że gdyby się z tym zgodzić, klienci korzystający z jakiegokolwiek doradztwa poza bankiem byliby pozbawieni ochrony, jaką zapewnia im prawo.
To do banku posługującego się rzeszami ekonomistów i prawników zawsze należy takie konstruowanie umów, by były zgodne i z prawem, i dobrymi obyczajami – podkreśli sędziowie. Dlatego niedopuszczalne jest przerzucanie ryzyka oceny wzorców umownych na klienta.
ORZECZNICTWO
Wyrok SA w Łodzi I ACa 1209/13, I ACz 1424/13. www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia