Pod względem liczby inicjatyw na rynku płatności mobilnych Polska należy do światowej czołówki. Nasz kraj jest też jednym z pierwszych w Europie, gdzie wdrożenia doczekał się system wykorzystujący NFC.
Do płatności telefonem wykorzystuje się różne technologię / Dziennik Gazeta Prawna
Telefonem można płacić w technologii NFC dzięki zintegrowaniu karty płatniczej z kartą SIM telefonu komórkowego, wyposażonego w antenę radiową. Dzięki temu takim aparatem można płacić zbliżeniowo niemal na takich samych zasadach, jak płaci się kartą bezstykową. Z punktu widzenia właściciela sklepu przyjmującego płatność nie ma różnicy między płatnością telefonem NFC a płatnością kartą zbliżeniową. Natomiast użytkownik ma dostęp do swoich pieniędzy, nawet jeżeli zapomni portfela. Wystarczy, że uruchomi aplikację na telefonie, zbliży do czytnika i może płacić we wszystkich punktach, które przyjmują płatności zbliżeniowe. W najbliższej przyszłości będzie też mógł wypłacać pieniądze z bankomatów. Pierwszych kilkanaście takich urządzeń wyposażonych w moduły zbliżeniowe zainstalował już ING Bank Śląski.
Krytycy zarzucają jednak takiemu pomysłowi na płatności mobilne, że system jest skomplikowany i będzie drogi. Wszystko dlatego, że do i tak długiego już łańcuszka podmiotów, biorących udział w transakcji (organizacja płatnicza, bank, agent rozliczeniowy, akceptant, użytkownik karty), dołączyć musi kolejny, czyli operator telekomunikacyjny. Konsekwencją jest konieczność podpisania dwustronnych umów między każdym bankiem a każdym telekomem. Tylko gdy wszyscy uczestnicy rynku zawrą ze sobą kontrakty, dostęp do płatności NFC będą mieć wszyscy użytkownicy komórek i posiadacze kart. Na razie karty SIM NFC wydają Orange i T-Mobile. Oferta dostępna jest dla klientów czterech instytucji finansowych: mBanku, Raiffeisen Polbanku, Getinu i od niedawna Euro Banku.
Konkurencję dla płatności zbliżeniowych telefonem NFC w marcu tego roku uruchomił PKO BP. Jego system płatniczy IKO opiera się na aplikacji, instalowanej na telefonie komórkowym. IKO dostępne jest zarówno dla klientów PKO BP posiadających konto w tym banku, jak i dla wszystkich chętnych, którzy mogą skorzystać z rozwiązania opartego na wirtualnej portmonetce. Aplikacją można płacić w większości z ok. 80 tys. terminali należących do firmy eService. Dzięki IKO można także wypłacać pieniądze z bankomatów należących do PKO BP. Wkrótce użytkownicy aplikacji mają dostać dostęp do urządzeń Euronetu.
Niewątpliwą zaletą IKO jest niski koszt dla akceptanta. Obecnie prowizja pobierana od właściciela sklepu z tytułu rozliczonej płatności aplikacją wynosi ok. 0,6 proc. W przypadku płatności telefonem z NFC jest to ponad 1 proc. Zaletą jest także fakt, że oprogramowanie zainstalować można na starszych modelach telefonów. Za wadę należy uznać jednak sposób przeprowadzania transakcji, polegający na konieczności wprowadzania do terminalu sześciocyfrowego kodu. Płatność nie jest więc tak szybka i łatwa jak w przypadku transakcji zbliżeniowej.
Bezpośrednim rywalem IKO jest aplikacja stworzona przez Bank Pekao – PeoPay. Podobnie jak w rozwiązania PKO BP, transakcja również jest inicjowana poprzez wprowadzenie do terminala lub systemu kasowego numeru, generowanego przez aplikację, albo poprzez zeskanowanie telefonem kodu QR. Sieć akceptacji PeoPay ograniczona jest na razie do części sklepów, w których działają terminale płatnicze Pekao. Ostatnio akceptację płatności PeoPay rozpoczęły dyskonty Biedronki. Łącznie można nią płacić w ok. 8 tys. miejsc. To sporo mniej niż w przypadku IKO. Ponadto do niedawna aplikacja Pekao działała tylko na podstawie mało wygodnej wirtualnej portmonetki. Dopiero kilka dni temu bank umożliwił zintegrowanie aplikacji płatniczej z aplikacją mobilną i rachunkiem osobistym prowadzonym przez Pekao.
O pozycję na rynku walczy jeszcze jedna aplikacja płatnicza, która zadebiutowała wiosną tego roku – Codipay. W przeciwieństwie do IKO i PeoPay, została stworzona przez firmę spoza sektora finansowego. W celu aktywacji usługi należy się zarejestrować w systemie internetowym, a następnie podpiąć kartę płatniczą, która jest tzw. źródłem pieniądza dla aplikacji Codipay. I tu przedstawiciele tej firmy widzą przewagę swojego systemu nad konkurencją, bo uważają, że ich rozwiązanie jest otwarte dla wszystkich i nie wymaga zakładania konta czy portmonetki w tym czy innym banku. Niestety firma zarządzająca systemem Codipay wciąż dopiero prowadzi rozmowy ze sklepami zainteresowanymi rozpoczęciem akceptacji płatności wykonywanych przy pomocy jej aplikacji.
Oprócz tego na rynku funkcjonują jeszcze co najmniej trzy inne systemy służące do płatności mobilnych, z tym że nie koncentrują się na płatnościach w sklepach stacjonarnych. Umożliwiają natomiast zdalny zakup np. biletów komunikacji miejskiej czy parkingowych. Wśród nich na pierwszym miejscu wymienić należy SkyCash. System działa od kilku lat, w kilkudziesięciu miastach na terenie całego kraju. Pozwala także na rezerwację biletów w kinach, przekazywanie pieniędzy między kontami użytkowników oraz wypłaty gotówki z bankomatów Euronetu. SkyCash działa na zasadzie wirtualnej portmonetki, czyli aby móc nim płacić, najpierw trzeba specjalne konto zasilić przelewem. Od niedawna możliwe są też transakcje w ciężar karty, w sposób podobny jak proponowany przez Codipay.
Bilety komunikacji miejskiej oraz opłatę za zostawienie samochodu w strefach płatnego parkowania umożliwia również system mPay. Działa jednak na wiele mniejszą skalę niż konkurencyjny Sky Cash. Inną różnicą jest sposób inicjowania transakcji. Tu odbywa się to poprzez wykonanie połączenia z podanym numerem telefonu. W podobny sposób transakcje mają być przeprowadzane w przypadku systemu firmy Masspay. Ta chce umożliwić użytkownikom płacenie np. w automatach z napojami czy słodyczami. Ale na razie system nie został jeszcze komercyjnie wdrożony.