Zagadka: jak to możliwe, że inwestorzy na rynku złota ponoszą straty, ale zainteresowanie kruszcem w Polsce wciąż rośnie? Odpowiedź zależy od tego, czy kupuje się w realu, czy też w wirtualu
Rynek złota do dziś nie podniósł się po pęknięciu spekulacyjnej bańki z 11 kwietnia tego roku. Wtedy w ciągu jednego dnia cena uncji zjechała z 1535 dol. do 1392 dol. Dziś uncja kosztuje 1322 dol., a analitycy ostrożnie wypowiadają się na temat perspektyw dla inwestycji w złoto.
Światowe notowania złota / Dziennik Gazeta Prawna
Bezpośredni powód spadku to odwrót amerykańskich inwestorów finansowych z tego rynku. A konkretnie wyprzedaż instrumentów pochodnych na złoto. Analitycy World Gold Council, organizacji, która monitoruje rynek złota, wyliczyli, że do końca kwietnia fundusze typu ETF zmniejszyły swoje inwestycje o równowartość 350 ton kruszcu. Połowa tego odpływu dokonała się w samym kwietniu. A trzy czwarte za sprawą inwestorów w USA.

Siła wirtualnych kupców

W ciągu całego II kw. cena złota spadła o jedną piątą. Po kwietniowym załamaniu rynek odbił, by potem znów spaść w czerwcu na fali obaw, że amerykańska Rezerwa Federalna wycofa się z programu drukowania dolara. Teraz powoli odrabia straty.
Wahania kursu złota z ostatnich miesięcy pokazują, jak dużą siłę mają inwestorzy finansowi na tym rynku, choć to nie oni generują główny popyt na złoto w postaci fizycznej. WGC wylicza, że fundusze ETF wytworzyły średnio 6,5 proc. z całości światowego popytu na monety i sztabki. W ciągu ostatnich trzech lat to właśnie ich decyzje, wspólnie z rynkiem kontraktów terminowych, miały największy wpływ na ceny.
Rola finansowej odnogi rynku złota wyraźnie wzrosła po wybuchu kryzysu na przełomie 2008 i 2009 r. To wtedy fundusze ETF specjalizujące się w inwestycjach na rynku metali szlachetnych zaczęły notować duży napływ kapitału od klientów. Złoto miało być dla nich zabezpieczeniem przed utratą wartości majątku, stabilizatorem w czasie zawieruchy na rynkach finansowych. Ale część klientów traktowała kupno jednostek ETF jako krótkoterminowe przedsięwzięcie. Jak piszą analitycy WGC w raporcie poświęconym spadkowi cen złota w II kw., to właśnie ci inwestorzy decydują o gwałtownych wahaniach wartości aktywów w ETF – to oni wywołują presję na ceny w krótkim czasie.
Inwestorzy finansowi nie obracają złotem w postaci fizycznej. Przedmiotem obrotu jest kontrakt na dostawę złota w przyszłości. Ze względu na stosowanie dźwigni finansowej (wartość przedmiotu transakcji jest wielokrotnie większa niż zaangażowanych kwot) inwestorzy ci mogą obracać tonami kruszcu, angażując relatywnie niewielkie kwoty. Dlatego ich decyzje mają tak silne przełożenie na ceny.
Marcin Malinowski doradca inwestycyjny, Raiffeisen Bank / Media

W Polsce też stracili

Przecena na rynku złota była też prawdziwym wstrząsem dla polskich inwestorów finansowych. Najlepiej widać to po stopach zwrotu z funduszy inwestujących w złoto. Podobnie jak na rynku globalnym polskie fundusze inwestują w kruszec tylko teoretycznie, kupując z kapitału powierzonego przez klientów instrumenty finansowe oparte na złocie (np. kontrakty terminowe).
Przykład to Investor Gold FIZ, jeszcze 3 lata temu inwestycyjny przebój na tym rynku. Dziś, według wyliczeń portalu Analizy Online, trzymiesięczna stopa zwrotu z niego to strata na poziomie 23 proc., a roczna to minus 23,1 proc. W funduszu Investor Gold Otwartym wartość jednostki w ciągu trzech miesięcy spadła o 12,5 proc., a w ciągu roku o około 27,5 proc. Niewiele lepiej jest u konkurencji. Co prawda PKO Złota po trzech miesiącach przyniósł stratę na poziomie tylko 4 proc., ale w ciągu ostatniego roku wyniosła ona już 34,3 proc. W Superfund Goldfuture było to odpowiednio 16,5 proc. oraz 22,9 proc.
Pęknięcie złotej bańki wyraźnie uszczupliło też wartość aktywów tych funduszy. Z danych Izby Zarządzających Funduszami i Aktywami te zgromadzone w czterech wymienionych funduszach na koniec czerwca wyniosły 175,7 mln zł. Na koniec marca – czyli przed przeceną na rynku złota – było to prawie 292 mln zł. To efekt nie tylko spadku wartości instrumentów, w jakie fundusze lokują pieniądze klientów, lecz prawdopodobnie również efekt ucieczki tych ostatnich.
Spadek ceny złota zmniejszył także wyraźnie zyski inwestującym w niektóre produkty strukturyzowane. To połączenie czegoś w rodzaju zakładu z lokatą bankową. Inwestor wpłaca kapitał, a zysk z niego osiągnie przy spełnieniu określonych warunków, np. jeśli w ciągu dwóch lat kurs jakiegoś instrumentu (waluty, towaru, indeksu giełdowego) wzrośnie lub spadnie. Jeśli to się nie stanie, to po zakończeniu inwestycji otrzymuje zwrot kapitału. Jeśli warunek zostanie spełniony, wypłacany jest mu dodatkowo zysk.
Struktury oparte na złocie, które zostały zamknięte w ostatnich tygodniach, nie przyniosły może strat, ale zyski z nich są raczej słabe. Przykład to BPW Strukturyzowany Złota Strategia I – produkt sprzedawany przez Bank Millennium. Po trzech latach inwestorzy zarobili na nim 8,16 proc. brutto (dane podajemy za portalem Analizy Online). Nieco lepiej wypadła Lokata Strukturyzowana Złoto Inwestorów oferowana przez PKO BP – ta przez dwa lata dała 9 proc. zysku (3,65 proc. w skali roku). Na tym tle imponująco wypadła Złota Inwestycja 2 z oferty Alior Banku – ponad 30 proc. zysku przez 30 miesięcy, więcej niż 10 proc. rocznie netto. Ale w tym przypadku produkt był tak skonstruowany, że pozwalał zarabiać zarówno na wzrostach cen złota, jak i spadkach. Na drugim biegunie znalazła się Lokata Inwestycyjna Szlachetny Koszyk IV z Banku Millennium, na której po 18 miesiącach inwestorzy nie zarobili ani grosza.

Popyt na sztabki

Analitycy World Gold Council nie mają wątpliwości: finansowa odnoga rynku złota i rynek fizycznego złota inwestycyjnego wyraźnie się rozjechały. Bo gdy fundusze ETF wyzbywały się wirtualnego kruszcu, inwestorzy na całym świecie przystąpili do zakupów sztabek i monet. W tym samym czasie, gdy cena złota ostro szła w dół, na fali zleceń sprzedaży złotych kontraktów (czyli w kwietniu) chętnych na jedne z najbardziej popularnych złotych monet bulionowych American Eagle było najwięcej od czerwca 2010 r. Mennice w Wielkiej Brytanii raportowały trzykrotny wzrost sprzedaży monet. A autralijska Perth Mint zanotowała najwyższy popyt od pięciu lat i pracowała w weekendy, żeby sprostać oczekiwaniom klientów.
WGC mnoży przykłady z całego świata: aukcje złota organizowane przez Państwowy Bank Wietnamu zostały wyprzedane na pniu, a cena, jaką osiągano, była o 150 dol. za uncję powyżej rynkowej. Na Giełdzie Złota w Szanghaju inwestorzy też płacili z nadwyżką: około 40 dol. W Turcji było to 20–30 dol., a w Dubaju 6–9 dol. Jednak najważniejsze na złotej mapie są Indie i Chiny. Indie to 28 proc. światowego popytu na złoto, Chiny 33 proc. I stamtąd też napływały dobre wiadomości.
– W Indiach (...) import złota zbliżył się w II kw. do rekordowych poziomów. Szacujemy go na 300–400 ton, co oznacza ponad 200 proc. wzrost rok do roku i stanowi prawie połowę importu za cały ubiegły rok – napisali analitycy WGC w swoim raporcie. W Chinach import złota ostro wzrósł już w marcu i, jak twierdzi organizacja, nadal utrzymuje się na podwyższonym poziomie.

U nas też kupują monety

Na polskim rynku podobnie: inwestorzy finansowi lizali rany, a ci, którzy wolą fizyczne złoto, dokupywali je. To informacje z firm, które zajmują się obrotem złotem inwestycyjnym w postaci sztabek i złotych monet. – Kwietniowe spadki pozytywnie przełożyły się na sprzedaż, która w tym czasie była wręcz rekordowa. W maju, kiedy ceny się stabilizowały, zainteresowanie nieznacznie spadło, by po ostatnich spadkach czerwcowych ponownie wzrosnąć. Możemy już zatem mówić o tendencji w zachowaniach inwestorów. Polacy kupują, kiedy złoto tanieje, bo ufają w długoterminowe korzyści z takiej inwestycji – mówi Piotr Wojda, wiceprezes Mennicy Wrocławskiej. Jego firma w I półroczu tego roku sprzedała 671 kg złota. Rok wcześniej 363 kg.
Jego konkurenci podają mniej konkretów, ale i oni przyznają, że Polacy wykorzystywali spadki cen do zwiększania zakupów. – Drugi kwartał przyniósł niemal dwukrotnie większą sprzedaż kruszcu niż pierwszy. Nastroje wśród inwestorów, które widać choćby na forach internetowych, są pozytywne – mówi Marianna Wodzińska z Inwestycji Alternatywnych Profit.
Magda Sikorska z Mennicy Polskiej zwraca uwagę na jedną istotną zmianę: wyraźnie wzrosło zainteresowanie dużych klientów. Potwierdzają to pozostałe firmy. – Inwestorzy o grubszych portfelach, którzy dysponują wolnymi środkami, bez wahania powiększają obecnie swoje zasoby kruszcu. Oczywiście obserwujemy także zwiększone zainteresowania ze strony drobnych inwestorów. Choć skala ich zakupów jest znacznie mniejsza, to liczba transakcji bez wątpienia potwierdza rosnący popyt – mówi Marianna Wodzińska. Piotr Wojda raczej stroni od dzielenia klientów na małych i dużych, ale dodaje, że w jego firmie średnia wartość zakupu przekracza obecnie 10 tys. zł.
Wiceprezes Mennicy Wrocławskiej uważa, że w drugiej połowie roku ceny złota powinny się ustabilizować. A w dalszej perspektywie znów rosnąć. W tych ocenach nie jest odosobniony: analitycy ankietowani przez agencję Bloomberg również uważają, że uncja powinna kosztować około 1314 dol. w III kw. i 1329 dol. w IV kw. Obecnie jej cena to 1322 dol. Choć szans na duży wzrost cen w najbliższym czasie nie widzą, według prognoz w przyszłym roku złoto może kosztować 1333 dol.
Marianna Wodzińska mówi, że jeśli inwestorzy finansowi znów nie zabawią się rynkiem, to złoto powinno zacząć odrabiać straty z II kw.
– Drugie półrocze może jednak przynieść kolejne niespodzianki, trudno więc sformułować jednoznaczną prognozę. Wydarzeń ostatnich miesięcy także nikt nie przewidział – mówi Wodzińska.
ROZMOWA

Ceny spadły, choć powinny rosnąć

Opłaca się dziś kupować złoto?

Tak, i to z dwóch powodów. Złoto cały czas jest zabezpieczeniem wartości majątku, to najlepsza polisa przed potencjalną nieodpowiedzialnością polityki monetarnej i fiskalnej. Poza tym obecnie jest tanie, jego zakup dziś to okazja. Warto więc je kupować też z drugiego powodu: dla zysku.

Czy część klientów, która wcześniej kupowała złoto, by na nim szybko zarobić, dziś odwraca się od tego rynku?

Ci, którzy kupowali po wysokim kursie sam kruszec czy też instrumenty finansowe oparte na jego wycenie, sprzedając je dziś, rzeczywiście mieliby stratę. Pytanie tylko, czy obecny spadek cen jest trwały i ma fundamentalne podstawy. Zwróćmy uwagę na wyraźny rozdźwięk między wielkością popytu na złoto fizyczne a obecnym kształtowaniem się cen złota. Popyt, szczególnie w Azji, wzrósł. A ceny spadły. Spadły, choć powinny rosnąć z jeszcze innych powodów. Choćby dlatego, że banki centralne nie ustają w zwiększaniu emisji papierowego pieniądza. Bank Japonii już kilka miesięcy temu ogłosił plany podwojenia swojej bazy monetarnej w bezprecedensowej skali w ciągu dwóch lat, a amerykański Fed po pierwszych sygnałach o możliwym końcu drukowania dolara teraz łagodzi ton. Mamy więc rynkową aberrację, którą bardzo trudno wytłumaczyć. Nie jesteśmy w stanie tego wyjaśnić, analitycy mają mnóstwo hipotez na ten temat.

Czy złoto zacznie drożeć?

Nie podejmuję się podać prognozy. Ale warto zauważyć, że dzisiejsze ceny są poniżej kosztów wydobycia złota w dużej części kopalń. Potencjał do dalszych spadków cen może być ograniczony ze względu na ryzyko ograniczenia podaży. A w długim czasie jest szansa na powrót do trendu wzrostowego. Wiele zależy jednak od czynników nierynkowych, np. decyzji politycznych.

Na przykład decyzji Fed? A gdyby Fed rzeczywiście zrezygnował z drukowania dolara?

Jeśli taka decyzja wynikałaby rzeczywiście z wyraźnej poprawy sytuacji gospodarczej, a równocześnie zanikałyby problemy strefy euro czy Japonii, to złoto mogłoby tracić na wartości, bo jego funkcja zabezpieczająca straciłaby na znaczeniu. W tym czasie zapewne rosłyby wyceny innych aktywów. Jednak obecnie nic nie wskazuje na tak optymistyczny scenariusz. Jednak jeśli Fed ograniczyłby lub zakończył skup aktywów z innych powodów, mogłoby to wpłynąć destabilizacyjnie i deflacyjnie na wyceny aktywów finansowych. Wówczas złoto mogłoby nadal pełnić funkcję ochronną.