Pracując na umowę zlecenie czy dzieło możemy zapomnieć o kredycie w większości banków. Pomimo deklaracji i zachęt na stronach internetowych, w większości przypadków zostaniemy odprawieni w kwitkiem. Czy w niedługiej przyszłości może się to zmienić?

Według różnych statystyk w Polsce na umowach cywilnoprawnych pracuje od czterech do pięciu milionów obywateli. Dla znacznej większości z nich, nie mających klasycznej umowy o pracę (tzw. etatu), są to jedyne źródła dochodu. Do tego doliczyć należy jeszcze samozatrudnionych. Według danych GUS, bez uwzględniania rolników, na rynku jest 1,15 mln jednoosobowych firm.

Umowa cywilnoprawna = brak kredytu?

Zdaniem bankowców umowa o pracę to jedyna słuszna umowa. Oczywiście nieco w tym momencie upraszczamy. Jednak tajemnicą poliszynela jest fakt, że mimo deklaracji, pracując na umowę cywilnoprawną na kredyt nie mamy co liczyć. Wymagania banków wobec osób zatrudnionych w ten sposób, są o wiele większe niż w przypadku tych, którzy posiadają wysławianą umowę o pracę.

Sprawdź gdzie otrzymasz najtańszy kredyt gotówkowy

Wniosek o kredyt zostanie przyjęty najczęściej, gdy nasza umowa zlecenie ma ciągłość od co najmniej roku, i najlepiej z jednym, jedynym pracodawcą. Nie ma znaczenia fakt, że możemy w miesiącu wykonywać kilka zleceń dla różnych osób. Nie ma też znaczenia wysokość zarobków. Jeśli w jednym miesiącu zarobimy 5000 zł, ale w drugim nic, (bo np. realizacja zleceń się przedłuży), to dla banków jesteśmy klientem niewiarygodnym. Ci, którzy pracują na umowę o dzieło mogą mieć jeszcze gorzej.

Co innego osoba zatrudniona na umowę o pracę. Nawet ze znacznie mniejszymi zarobkami jest lepszym klientem. Chociaż pracę może stracić z dnia na dzień, tak jak osoby zatrudnione w inny sposób, to etat jest słowem magicznym otwierającym wiele bram.

Banki takim postępowaniem same ograniczają liczbę swoich potencjalnych klientów. Nie tylko tych zainteresowanych kredytami. Po prostu klient, który kiedyś został odprawiony z kwitkiem raczej nie będzie skory do założenia w takiej instytucji konta czy powierzenia jej swoich oszczędności na lokacie. Wydawałoby się, że w obliczu tak dużego nasycenia rynku pracy przez umowy cywilnoprawne banki będą bardziej otwarte, jednak do ideału wiele brakuje.



Prezydent chce pomóc, ale…

Problem dostrzegli politycy. Ostatnio w tej sprawie zabrał głos prezydent, który stwierdził, że dostępność kredytów dla osób pracujących na umowach cywilnoprawnych to kwestia: "bardzo prostych zmian w zakresie przepisów wewnętrznych nadzoru finansów publicznych i przeniesienia ich na praktykę działania banków". Bez nowych przepisów w postaci ustawy, prezydent zwrócił się do Komisji Nadzoru Finansowego z prośbą o zajęcie się sprawą dostępności kredytów dla osób samozatrudnionych oraz pracujących na umowę o dzieło i zlecenie.

Czy coś z tego wyjdzie? Czy działania prezydenta i KNF-u mogą spowodować szersze otwarcie się banków? Prawda jest taka, że banki są niezależnymi instytucjami, które kierują się swoimi wewnętrznymi przepisami. Pracownicy banków sami obliczają zdolność kredytową swoich klientów. Żaden polityk czy urzędnik nie ma wpływu na sposób postępowania banków ani na to, w jaki sposób będą one podchodzić do wiarygodności osób chcących skorzystać z ich usług.

Teoretycznie Komisja Nadzoru Finansowego mogłaby wydać nową rekomendację, bądź zmienić zapisy obowiązującej. Banki wprawdzie nie mają obowiązku stosowania się do jej zapisów, wszak to „tylko” rekomendacje. Jednak dotychczas zawsze brały je pod uwagę. Warto tutaj przypomnieć chociażby kwestię kredytów hipotecznych we franku szwajcarskim czy wycofania z ofert lokat omijających podatek Belki, jeszcze przed wejściem w życie przepisów, które zmieniały zasady naliczania procentów na rachunkach depozytowych.

Wyszukiwarka kredytów gotówkowych. Porównaj kredyty w różnych bankach

PR czy brak wiedzy?

Jednak do tej pory wszelkie rekomendacje KNF, a także cele działania wykluczają tego typu postępowanie. Rolą nadzoru bankowego jest pilnowanie stabilności systemu bankowego, w tym naszych pieniędzy. Jeśli jakiś bank przesadza z akcją kredytową, co mogłoby prowadzić do kłopotów i niewypłacalności, to wtedy komisja go upomina. Upomnienia w sprawie kredytów we frankach i lokat antybelkowych też były w tym tonie. Zarówno jedno jak i drugie mogło być w dłuższej perspektywie groźne dla banku. Nie ma, co liczyć na to, że KNF wyda bankom rekomendacje, w której zaleci zwiększenie zaufania do klientów. Nie na tym polega jego rola, byłoby to zresztą nieco absurdalne. Można powiedzieć, że działanie prezydenta w tej kwestii to albo zagranie marketingowe, albo brak wiedzy na temat mechanizmów, które rządzą tym rynkiem. Tak czy inaczej, nie tędy droga…