Inwestowanie w polską sztukę może nie tylko zdywersyfikować ryzyko, ale również przynieść duże zyski. Dla osób posiadających spore nadwyżki gotówki i aktywnie poruszających się po rynkach finansowych staje się uzupełnieniem tradycyjnych metod inwestowania.

Rosnącą popularność tego rodzaju lokat kapitału pokazują dane z polskich aukcji: od początku roku do końca października sprzedano na nich dzieła za około 40 mln zł – podaje Dom Aukcyjny Abbey House. To jednak tylko przedsmak prawdziwych żniw, bo tak naprawdę dopiero listopad i grudzień są najlepszymi miesiącami pod względem sprzedaży dzieł sztuki. W 2011 r. w tych dwóch miesiącach zrealizowano aż 40 proc. obrotu. Według prognozy Abbey House, w tym roku wartość zlicytowanych dzieł może przekroczyć 70 mln zł, a to oznaczałoby pobicie rekordu z 2008 r., wynoszącego 58 mln zł.

Wina whisky, obrazy

Możliwości inwestowania w sztukę jest coraz więcej. Swoją ofertę poszerzają regularnie organizowane aukcje (Rempex, Desa Unicum). - Rozwijający się rynek wymusza stałą czujność; trzeba nadążać za potrzebami nowych kolekcjonerów – podkreśla Krzysztof Maruszewski, prezes spółki Stilnovist prowadzącej inwestycje dla klientów prywatnych i instytucjonalnych, zainteresowanych głównie aktywami alternatywnymi: winem, whisky i sztuką.

Polskie domy aukcyjne prześcigają się w oferowaniu aukcji tematycznych

- Od 2007 r. odbywają się aukcje dedykowane fotografii kolekcjonerskiej, ostatnie lata przyniosły także aukcje prac na papierze, biżuterii czy designu. Od 2008 r. kilkanaście razy w roku odbywają się licytacje tzw. młodej sztuki, czyli prac studentów i absolwentów akademii, których ceny zaczynają się już od 500 zł. Jak podaje Stowarzyszenie Antykwariuszy Polskich liczba sprzedanych prac współczesnych artystów z 286 w 2006 r. wzrosła do 1780 w 2011 r. – twierdzi Krzysztof Maruszewski.

Zmieniający się polski kolekcjoner

Wraz z rynkiem zmieniają się polscy kolekcjonerzy. Coraz częściej ujawniają swoje personalia (jeszcze kilka lat temu woleli pozostać anonimowi), chętniej dokonują remanentów w kolekcjach pozbywając się niepasujących do głównego motywu dzieł. W 2010 r. w podwarszawskiej miejscowości Konstancin-Jeziorna zostało otwarte pierwsze polskie prywatne muzeum: Villa La Fleur. Prywatni inwestorzy wspierają także państwowe muzea: w grudniu 2011 r. wydawnictwo Wiedza i Praktyka ufundowało do warszawskiego Muzeum Narodowego obraz Leona Wyczółkowskiego „W pracowni artysty” za 50 tys. euro.

Kupujemy polskie dzieła sztuki

To znak czasu, bo kolekcjonowanie dzieł artystów, kupowanie i inwestowanie w nasz rynek sztuki zaczyna być nie tylko wyrazem finansowej dojrzałości zamożnych Polaków, ale także ich patriotyzmu. Rodzimy inwestor lubi to, co polskie, bo jest mu bliskie sercu, łatwiej przemawia do emocji i do wyobraźni. Fascynacja polskością jest także wyrazem pragmatyzmu.

- Płynność dzieł polskich artystów łatwiej jest zweryfikować, a ponadto zawsze chętniej kupujemy to, co znamy. Klasycy tacy jak Nowosielski, Famgor, Berdyszak, Gustowska zawsze będą w cenie, a ich potencjał z każdym dniem wzrasta – twierdzi Krzysztof Maruszewski. – Polscy kolekcjonerzy chętnie kupują polską odwołującą się do naszej historii, mitologii narodowej, bo mają nieco konserwatywny gust. Z kolei klientów nastawionych inwestycyjnie, do polskiej sztuki przekonuje jej utrzymujące się w dalszym ciągu niedowartościowanie w stosunku do sztuki światowej. W najbliższych latach ceny prac polskich artystów mocno pójdą w górę i jako inwestycja prezentują się one korzystniej niż klasycy sztuki światowej – uważa Maciej Gajewski, analityk rynku sztuki Domu Aukcyjnego Abbey House.

Polski rynek jeszcze w powijakach

Rynek rozrasta się, poza domami aukcyjnymi funkcjonują na nim instytucje trudniące się doradztwem, a także oferujące typowo finansowe produkty oparte na dziełach wybitnych artystów. Jednak w porównaniu z Zachodem ta dziedzina aktywności finansowej zamożnych Polaków stawia pierwsze kroki. Art banking oferują tak naprawdę BRE, Millennium, Raiffeisen i Noble (współpracują z galeriami czy domami aukcyjnymi). Większość pozostałych proponuje coś w rodzaju konsultingu. O tym, że rynek nie jest łatwy, świadczy przypadek nieudanej subskrypcji funduszu sztuki - Skarbiec Fundusz Sztuki FIZ AN. Kilka lat temu certyfikaty oferowano niewielkiej grupie wybranych inwestorów, ale bez powodzenia.

Nie wiadomo, czy niepowodzenie Skarbca zniechęciło innych graczy, w każdym razie żadne duże instytucje nie wprowadzają na razie na polski rynek funduszy sztuki. I to mimo, że aż 8 proc. portfeli najważniejszych zagranicznych funduszy inwestycyjnych na świecie stanowią aktywa alternatywne. Do tego polski rynek uchodzi za wyjątkowo perspektywiczny: nasi artyści osiągają międzynarodowe sukcesy, a ich prace trafiają do największych kolekcji. Opałka, Szapocznikow Ziółkowski są bardzo dobrze rozpoznawalni wśród kolekcjonerów na całym świecie. Nasz rynek wyceniany jest obecnie na około 300 mln zł, ale – jak twierdzą analitycy KPMG – może wzrosnąć nawet siedmiokrotnie. To wymarzona sytuacja dla inwestorów.

Skoro fundusze nie palą się do inwestowania w dzieła sztuki, może zainteresują się nim OFE? Sztuka to inwestycja pewna i długoterminowa, doskonale pasująca do instytucji, która ma zarabiać pieniądze dla przyszłych emerytów. - OFE nie mogą kupować dzieł sztuki. Aczkolwiek możliwe jest inwestowanie w certyfikaty inwestycyjne funduszy inwestujących w sztukę. Jesteśmy otwarci na wszelkie inwestycje dozwolone prawem, jeżeli oczekiwana stopa zwrotu jest odpowiednio wysoka. W przypadku certyfikatów funduszy zamkniętych bardzo ważnym elementem jest płynność oraz odpowiednio niskie opłaty – mówi dyrektor zarządzający Pioneer Pekao PTE Kamil Kosiński.