Brakuje kilku stówek? Nic prostszego, wystarczy jeden SMS i pieniądze już czekają na koncie pożyczkobiorcy. Kto by się przejmował, że taka mikropożyczka kosztuje krocie, skoro jest szybciej i skuteczniej niż w banku.

Firm pożyczkowych przybywa jak grzybów po deszczu. A żeby nadążyć za potrzebami klientów coraz częściej udzielają one pożyczek przez telefon lub via internet. I choć są to kwoty niewielkie (najczęściej kilkuset złotowe), a okres spłaty zwykle nie trwa dłużej niż dwa-cztery tygodnie, to koszt takiej usługi potrafi wprawić w osłupienie.

Określenie „chwilówka” dla pozabankowych pożyczek nabrało nowego znaczenia od kiedy zaczęto ich udzielać przez internet oraz telefon. Zwykle wystarcza rejestracja na stronie internetowej pożyczkodawcy i potwierdzenie tożsamości przelewem weryfikacyjnym (od 0,01 zł do 5 zł w zależności od firmy) z własnego banku. Parametry (kwota i okres spłaty) wnioskowanej pożyczki można zgłosić przez telefon, SMS lub internet, a po chwili firma pożyczkowa informuje wnioskodawcę o podjętej decyzji. Jeśli jest pozytywna (nie jest tajemnicą, że tak właśnie dzieje się najczęściej), to środki trafiają na konto w ciągu kilku chwil.

Szybkości firmom pożyczkowym może pozazdrościć większość banków. Równoległy system finansowy okazuje się być nie tylko szybszy, ale również skuteczniejszy. Oczywiście jest to efekt maksymalnego uproszczenia, a czasem i całkowitej rezygnacji z badania zdolności oraz wiarygodności kredytowej pożyczkobiorcy. Wszystko to znajduje swoje odzwierciedlenie w cenie. 14-dniowa mikropożyczka może kosztować nawet jedną czwartą tego co udostępniono klientowi. W przypadku zobowiązań 30-dniowych wcale nie jest taniej. Przeliczając to na Rzeczywistą Roczną Stopę Oprocentowania (RRSO) bez trudu można otrzymać wynik rzędu kilkunastu tysięcy procent.

Wysoki koszt pożyczek zaciąganych na odległość w parabankach, to zwykle efekt dodatkowej prowizji oraz składki ubezpieczeniowej. Odsetki, w myśl tzw. ustawy antylichwiarskiej, nie przekraczają 25 proc., czyli czterokrotności stopy lombardowej NBP (6,25 proc.). I tak na przykład pożyczając 500 zł na 15 dni w firmie SMS Kredyt odsetki stanowią 5 zł. Na pozostały koszt składają się natomiast opłata operacyjna (26 zł) i składka ubezpieczeniowa (100 zł). Łącznie 131 zł kosztów w ciągu 15 dni i RRSO przekraczające 26,5 tys. proc. W pozostałych firmach parabankowych działających w internecie jest podobnie – RRSO zwykle liczone jest nie w setkach, a w tysiącach procent. Tyle każą sobie płacić m.in.: Ekspres Kasa, Kasomat, SMS365, MiniCredit, Net Credit czy również VIA SMS. Dwie ostatnie firmy znalazły sposób na przyciągnięcie nowych klientów – pierwszej pożyczki udzielają za darmo.

W wielu parabankach klienci z każdą kolejną pożyczką zwiększają swoją wiarygodność. Pierwsza pożyczka zwykle nie może przekraczać 500-600 zł. Kolejne mogą być nawet dwukrotnie wyższe. Rzetelny klient, który korzystał z usług tej samej firmy pożyczkowej już kilkukrotnie, nie może natomiast liczyć na niższe koszty.

Można się zżymać na myśl o cenie pożyczek oferowanych przez parabanki, ale czy tego chcemy czy nie, to wciąż znajdują one nowych klientów, którzy są skłonni za kilkudniowy zastrzyk gotówki tyle płacić. Dopóki będzie popyt, dopóty będzie podaż. I choć to banał, to niezwykle ciężko o bardziej trafne stwierdzenie.

Środowisko bankowe winnego rozwoju parabanków upatruje w Komisji Nadzoru Finansowego, która miała przeregulować polski rynek kredytowy. Ta natomiast – według doniesień prasowych – planuje złagodzenie tzw. rekomendacji T, która ogranicza ryzyko banków, ale i akcję kredytową. I o ile firmy udzielające pożyczek przez internet oraz SMS nie są dla banków żadną konkurencją, to te działające stacjonarnie (znane z reklam typu „kredyt bez BIK” na słupach ogłoszeniowych i wiatach przystankowych) już tak. Mimo wszystko ciężko sobie wyobrazić, aby po ewentualnych zmianach banki zechciały szybko wrócić do modelu consumer finance, od którego jeszcze tak niedawno same (bez nacisków KNF) uciekały.

Michał Sadrak