Do wyłudzeń pożyczek na skradzioną tożsamość doszła jeszcze jedna metoda. Pożyczkodawcy mówią, że walka z nią jest bardzo trudna.
PRZESTĘPCZOŚĆ
Na razie nie można mówić o pladze. Wynika to z efektu skali: w całym kraju jest około 90 tys. osób ubezwłasnowolnionych, podczas gdy sam Provident ma ponad 800 tys. klientów. Niemniej firmy mówią o pojawiających się przypadkach nadużyć, które polegają na wykorzystywaniu do zaciągania zobowiązań osób niemogących w pełni o sobie decydować. I coraz baczniej przyglądają się sprawie. Choćby dlatego – o czym DGP pisał kilka dni temu – że liczba osób z orzeczonym ubezwłasnowolnieniem rośnie, a sądy dość łatwo takie orzeczenia wydają. Na tyle łatwo, że zainteresował się tym rzecznik praw obywatelskich.
Dla firm pożyczkowych metoda na ubezwłasnowolnienie jest wyjątkowo trudna do wychwycenia. O ile w klasycznym sposobie wyłudzenia, czyli na skradzione dokumenty, jest szansa na zablokowanie takiej transakcji (jeśli dowód jest zgłoszony w rejestrze dokumentów zastrzeżonych), o tyle tutaj jest to praktycznie niemożliwe. Pożyczkobiorca nigdy nie powinien udzielić pożyczki osobie, która nie może sama o sobie decydować. Ale weryfikowanie, kto jest ubezwłasnowolniony, a kto nie, jest niewykonalne. Nie istnieje żadna baza, w której można to sprawdzić.
– Wychwycenie tego typu zdarzeń w przypadku pozyskania przez członka rodziny dostępu do konta osoby ubezwłasnowolnionej czy jej dokumentów jest niezwykle trudne. Pomocna byłaby wymiana informacji między pożyczkodawcami, nie wspominając o usprawnieniach legislacyjnych – mówi Adam Trzeciak, kierownik zespołu przeciwdziałania nadużyciom w Vivus Finance.
W podobnym tonie wypowiada się Marcin Żuchowski, dyrektor ds. ryzyka kredytowego w Providencie. Jak mówi, nie ma skutecznej weryfikacji, która zabezpieczyłaby przed wyłudzeniem tego typu. – W zasadzie powinna ona mieć miejsce przy jakiekolwiek umowie cywilnoprawnej. Oczywiście są różnego rodzaju narzędzia, za pomocą których można próbować ograniczyć ryzyko. U nas jest to odpowiednie szkolenie doradców. Oni wiedzą, że nie mogą udzielić komuś takiemu pożyczki i muszą być obecni przy podpisywaniu umowy. Jeśli ktoś ze sprzedawców miałby choć cień podejrzenia, że osoba może być ubezwłasnowolniona, ma zakaz zawierania umowy – mówi Marcin Żuchowski.
Sławomir Pawlik, dyrektor wykonawczy Profi Credit Polska, ocenia, że w firmach udzielających pożyczek metodą tradycyjną, przez sprzedawców, gdzie jest bezpośredni kontakt z klientem, trudniej dokonać wyłudzenia na ubezwłasnowolnienie. – Jednak w wypadku pożyczek zaciąganych zdalnie osoby ubezwłasnowolnione często są narażane na nieuczciwe działanie swoich bliskich. Internetowy formularz nie daje możliwości zweryfikowania, czy pożyczkobiorca dysponuje pełnią swoich praw – zwraca uwagę.
Nasz rozmówca podkreśla, że bliscy ubezwłasnowolnionych, którzy biorą udział w takim procederze, nie są bezkarni. Gdy wyłudzenie wyjdzie na jaw, powiadamiana jest prokuratura, wszczynane śledztwo, a sprawa może się skończyć wysoką grzywną.
Żuchowski dodaje, że firma może dochodzić spłaty zaciągniętego długu właśnie od osoby zaangażowanej, która wykorzystała czyjeś ubezwłasnowolnienie do zawarcia pożyczki. – Gorzej, jeśli osoba ubezwłasnowolniona sama z siebie zawarła taką umowę i nie ma dowodów, że osoby trzecie brały w tym udział. W takiej sytuacji dokonujemy umorzenia. Nie mamy właściwie innych opcji – konkluduje dyrektor z Providenta.