Firmy produkujące na rzecz OZE szykują się do zwolnień. W tym roku w branży wiatrowej pracę stracić może 4 tys. osób.
Liczba firm produkujących maszyny i urządzenia na rzecz OZE / Dziennik Gazeta Prawna
Dziś firmy produkujące maszyny i urządzenia dla OZE zatrudniają ok. 34 tys. osób. Według Instytutu Energii Odnawialnej (IEO), gdyby utrzymano dotychczasowe tempo rozwoju, ta liczba mogłaby w ciągu 15 lat wzrosnąć trzykrotnie. Ale prawdopodobnie tak się nie stanie – przewidywane ograniczenie wsparcia dla wiatraków i fotowoltaiki w przygotowywanej ustawie o OZE stawia rozwój branży pod znakiem zapytania. Gdyby obawy ekspertów się potwierdziły, oznaczałoby to, że nie powstanie 70 tys. nowych miejsc pracy. Straci też budżet. IEO szacuje, że sama branża produkcji urządzeń związanych z energetyką słoneczną do 2030 r. wpłaciłaby do budżetu 18,5 mld zł.
Już tzw. ustawa odległościowa regulująca lokalizację farm wiatrowych może być ciosem w ten segment rynku. Według prezesa PSEW Wojciecha Cetnarskiego nowe przepisy spowodują, że rentowność utraci od połowy do dwóch trzecich już istniejących instalacji. Z raportu firmy konsultingowej TPA Horwath wynika, że już w tym roku może stracić pracę ok. 4 tys. osób – prawie połowa zatrudnionych w sektorze energetyki wiatrowej.
– Wygląda na to, że ustawa zabije rynek energii wiatrowej w Polsce. To by była tragedia – mówił podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach Giles Dickson, prezes spółki WindEurope. Już opóźnienie wejścia w życie systemu aukcyjnego w ustawie o OZE wyhamowało inwestycje w energetykę wiatrową. Teraz może nastąpić odwrót, bo wiele firm już przebąkuje o wycofaniu się z Polski.
A to dopiero początek kłopotów, bo trwają prace nad ustawą o OZE. Rząd proponując ograniczenie wsparcia dla energetyki wiatrowej i słonecznej, argumentował, że większość potrzebnych instalacji jest produkowanych za granicą i tam trafiają pieniądze ze wsparcia. IEO zwraca jednak uwagę, że i w Polsce istnieją firmy produkujące na potrzeby tego rynku – większość z nich działa na rzecz biogazowni, ale jest też 40 firm pracujących dla energetyki wiatrowej, 36 dla energetyki słonecznej.
– To prawda, że najczęściej są to małe i średnie firmy, nie ma zdecydowanych liderów rynku, tych, którzy produkują końcowy produkt, ale wiele z tych przedsiębiorstw wytwarza bardzo istotne komponenty. Polska nie musi być wcale importerem tych urządzeń, wiele z tych firm produkuje również na eksport – zapewnia Grzegorz Wiśniewski, prezes IEO.
Branżę zaboli również brak taryf gwarantowanych dla tzw. energetyki prosumenckiej (produkcji prądu przez gospodarstwo domowe głównie na własne potrzeby). Zdaniem IEO rezygnacja z takiej formy wsparcia spowolni rozwój energetyki rozproszonej, a co za tym idzie – zmniejszy popyt na produkowane na jej rzecz urządzenia. – Nie musielibyśmy ich importować, gdybyśmy wzięli pod uwagę własne możliwości i stworzyli popyt na rynku wewnętrznym. Dziś jest on bardzo mały, bo na zakup instalacji mogą sobie pozwolić tylko osoby zamożne. Tak może pozostać, gdyż nowelizacja ustawy o OZE ma odebrać polskim rodzinom możliwość skorzystania z systemu taryf gwarantowanych – ubolewa Anna Ogniewska, ekspert Greenpeace.
O tym, że OZE nie jest już perspektywiczną branżą, świadczy również niedawna decyzja KGHM – koncern wycofał się w maju z projektu budowy fabryki paneli fotowoltaicznych, która miała powstać w jednej ze specjalnych stref ekonomicznych za 460 mln zł. To z jednej strony może być efekt szukania oszczędności przez miedziowego giganta, który poniósł spore straty na swoich zagranicznych inwestycjach. Z drugiej jednak wskazuje, że nawet bogate przedsiębiorstwa nie chcą się angażować w nieprzewidywalną ze względów regulacyjnych branżę.
W przypadku mniejszych firm niepewność regulacyjna jest jeszcze większym powodem do zmartwień. – Mam ten komfort, że produkuję urządzenia dla różnych segmentów rynku OZE – od pomp ciepła, poprzez kotły na biomasę, aż do kolektorów słonecznych. Mogę więc przesuwać ludzi z jednego działu do drugiego. Ale w przypadku bardziej wyspecjalizowanych firm zwolnienia już się rozpoczęły – twierdzi Robert Galara, wiceprezes spółki Galmet. Podkreśla również, że takie przesunięcia zwiększają koszt produkcji: ludzi trzeba przyuczyć, przez co obniża się konkurencyjność firmy. – Potrzeba nam stabilnych warunków i rozwoju rynku krajowego – twierdzi wiceprezes Galmet.
Z kolei Grzegorz Wiśniewski zauważa, że jak przedsiębiorstwa produkują mało, to produkują drogo. Wtedy albo spada popyt, albo firmy tracą konkurencyjność na rzecz zagranicy. A jeśli Polska nie będzie wspierać rozwoju produkcji energii z OZE, to nie będzie rynku na maszyny i urządzenia produkowane w polskich firmach i trzeba je będzie doraźnie importować.