Dzięki silnym powiązaniom gospodarczym z USA druga co do wielkości gospodarka Ameryki Łacińskiej nie odczuwa spadku cen ropy. Co nie znaczy, że jest impregnowana na rzeczywistość.
Wśród przeżywających rozmaite kłopoty krajów z rynków wschodzących zdarzają się nieliczne jasne punkty. Dobre wyniki meksykańskiej gospodarki wybijają się szczególnie mocno na tle zmagających się z recesją i inflacją pozostałych krajów Ameryki Łacińskiej.
Meksykański PKB nie rośnie w zawrotnym tempie. Według wstępnych danych, które w miniony piątek podał tamtejszy urząd statystyczny, wzrost gospodarczy w 2015 r. wyniósł 2,5 proc. Ale przynajmniej jest on stabilny, a nawet trochę przyspiesza; rok wcześniej było to 2,1 proc., zaś prognozy analityków na obecny mówią o 2,8 proc. To oczywiście wciąż dużo mniej niż w Chinach, najważniejszej gospodarce wschodzącej, ale tam akurat on spowalnia, a poza tym wiarygodność danych budzi duże wątpliwości.
Ale już w porównaniu z czołowymi gospodarki latynoamerykańskimi – Brazylią, Argentyną czy Wenezuelą – meksykański wzrost wygląda okazale. PKB Brazylii, o której jeszcze kilka lat temu się mówiło, że będzie jednym z motorów światowej gospodarki, spadł w zeszłym roku o ponad 3 proc., a w bieżącym według prognoz będzie dalej spadał. W Wenezueli, która dysponuje największymi na świecie rezerwami ropy naftowej, brakuje w sklepach podstawowych produktów, a gospodarka skurczyła się w 2015 r. aż o 10 proc. Argentyna zaś znajduje się na granicy recesji.
Podobna przepaść jest też w przypadku inflacji. W Wenezueli nawet nie jest podawana, ale niezależne szacunki mówią, że dochodzi do 200 proc., w Argentynie wynosi prawie 27 proc., zaś w Brazylii – 10,7 proc., co oznacza, że po raz pierwszy od 11 lat jest ona dwucyfrowa. Tymczasem w Meksyku na koniec zeszłego roku wyniosła ona 2,1 proc., co oznacza, że była na najniższym poziomie od prawie 50 lat. Dzięki spadającej inflacji rosną realne dochody mieszkańców, a to z kolei przełożyło się na dobre wyniki w sektorze usług.
Wreszcie obligacje. Jeszcze w połowie 2013 r. rentowność denominowanych w dolarach obligacji rządowych Meksyku i Brazylii utrzymywała się na bardzo zbliżonym poziomie. W przypadku meksykańskich cały czas oscyluje ona w okolicach 4 proc., podczas gdy rentowność brazylijskich pod koniec zeszłego roku przekroczyła krytyczny próg 7 proc., a różnica między nimi była największa od dziesięciu lat. Na dodatek Meksyk, jako jedyny od początku roku kraj Ameryki Łacińskiej, przeprowadził aukcję obligacji, na które był spory popyt.
– Meksyk odróżnia się od innych krajów z rynków wschodzących, co w obecnej sytuacji makroekonomicznej widać jeszcze bardziej. Gdzie indziej może iść kapitał? Meksyk jest jasnym punktem – mówi dziennikowi „Financial Times” Armando Senra, szef działu latynoamerykańskiego w funduszu inwestycyjnym BlackRock. Dobra kondycja meksykańskiej gospodarki zasługuje na uwagę tym bardziej, że teoretycznie powinien jej zaszkodzić ostry spadek cen ropy naftowej. Meksyk według danych za 2014 r. jest dziesiątym co do wielkości producentem tego surowca na świecie, tuż za Brazylią i dwa miejsca przed Wenezuelą. Ale w przeciwieństwie do tamtych dwóch państw jest znacznie mniej uzależniony od jego eksportu.
Meksykańska gospodarka jest mocno powiązana ze Stanami Zjednoczonymi i korzysta z dobrej koniunktury za północną granicą. Do USA trafia aż 79 proc. meksykańskiego eksportu, przy czym nie są to tylko surowce czy nisko przetworzone produkty, lecz także samochody, sprzęt elektroniczny i komputerowy. Od wielu lat fabryki mają tam największe światowe firmy motoryzacyjne (m.in. General Motors, Ford, Chrysler, Volkswagen, Nissan, BMW, Toyota, Kia), dla których Meksyk jest bardzo atrakcyjną lokalizacją z powodu bliskości USA, układów o wolnym handlu z większością odbiorców meksykańskiego eksportu i taniej siły roboczej. I wciąż powstają następne – pod koniec kwietnia Ford ma ogłosić lokalizację nowej fabryki, która ma powstać kosztem 1 mld dol.
Nie znaczy to jednak, że na jasnym punkcie, jakim jest Meksyk, nie ma też ciemnych plam. Meksykańskie peso, podobnie jak waluty wszystkich gospodarek wschodzących, traci na wartości wskutek umacniającego się amerykańskiego dolara. Od początku zeszłego roku kurs peso osłabił się o 24 proc., a przed dwoma tygodniami pobił historyczny rekord. Aby zatrzymać dalszą deprecjację waluty, meksykański bank centralny poszedł w ślady Fedu i w grudniu po raz pierwszy od 2008 r. podniósł stopy procentowe, choć niska inflacja i umiarkowany wzrost gospodarczy nakazywałyby raczej zostawić je na niezmienionym poziomie.
Tanie peso nie przyczyniło się do zwiększenia wzrostu sektora przemysłowego, a podwyżka stóp procentowych może spowodować, że gospodarka zacznie spowalniać. Co więcej, to, że Meksyk jest bardziej odporny na przecenę ropy niż Brazylia czy Wenezuela, nie oznacza, iż dla finansów tego kraju nie ma ona w ogóle znaczenia, i – zdaniem części analityków – w pewnym momencie to też zacznie być odczuwalne. Wreszcie pozostaje problem trwającej w tym kraju wojny z kartelami narkotykowymi i potężnej przestępczości, co siłą rzeczy odbija się na gospodarce. A rozwiązania tego ostatniego problemu nie widać.
Są też problemy: tracące na wartości peso oraz przestępczość