Rafał Trzaskowski: Dziś cena gazu bywa instrumentem politycznym, nie rynkowym.
Czy z naszego punktu widzenia unia energetyczna w propozycji Komisji Europejskiej jest szklanką do połowy pustą czy pełną?
W projekcie zaproponowanym przez Komisję Europejską pełną nawet w trzech czwartych.
Nie żal rozwodnienia poprzedniej propozycji przez Komisję, np. w sprawie wspólnych zakupów gazu?
Żałuję, że akurat ta propozycja jest zawsze przedstawiana jako najważniejszy element koncepcji Donalda Tuska. Przecież zaproponowanych przez Polskę filarów unii energetycznej było kilka i one są w moim poczuciu równie istotne. Przede wszystkim chcieliśmy kwestie energetyczne uczynić priorytetem UE, i tak się stało. To jeden z 10 priorytetów Komisji Europejskiej, a tym samym całej Unii. Kolejną kwestią było spojrzenie na kwestie energetyczne całościowo. Do tej pory unijna polityka energetyczna była rozparcelowana: odrębnie infrastruktura, polityka ochrony konkurencji, osobno kwestia bezpieczeństwa i mechanizmów solidarnościowych w razie kryzysu. Teraz z tej układanki buduje się spójną politykę.
Które z tych rozwiązań jest dla nas najważniejsze?
Unia zaczęła myśleć o energii w kategoriach całej wspólnoty, czego efektem są propozycje wzmocnienia mechanizmów solidarnościowych, wspólne planowanie na wypadek kryzysu i jak najdalej idąca przejrzystość umów międzyrządowych i kontraktów handlowych, w tym udział Komisji w negocjacjach międzyrządowych. To daje możliwość oceny i reakcji Komisji ex ante, a nie dopiero wtedy, kiedy umowa jest już uzgodniona. To sprawy dla nas najbardziej istotne, ale także najtrudniejsze do przeforsowania.
Z punktu widzenia Polski priorytetem będzie ochrona tego, co Komisja przedstawiła?
Tak, ale jednocześnie jest sporo do zrobienia, jeśli chodzi o szczegóły. Propozycja Komisji ma charakter ogólny. Teraz najważniejszą kwestią będzie sposób przełożenia tych zasad na szczegółowe przepisy wykonawcze, np. w rozporządzeniu o bezpieczeństwie dostaw gazu.
Jak sobie wyobrażamy w takim razie ostateczną wersję dobrowolnych wspólnych zakupów gazu? Czy to ma zostać jako ogólna sugestia Komisji, czy chcemy mocniejszego osadzenia tej kwestii w unijnym prawie?
To ma być dodatkowy instrument dla chętnych państw członkowskich, który będzie uzupełniał inne mechanizmy wynikające z unii energetycznej. Będziemy myśleli, jak ten ogólny zapis doprecyzować, by miało to sens. Wydaje się, że takie dobrowolne konsorcjum zakupowe mogłoby z powodzeniem zafunkcjonować na kierunku kaspijskim, jeśli udałoby się zbudować korytarz południowy dla tranzytu gazu azerskiego przez Turcję do granicy UE. Innym przykładem mogą być wspólne zakupy LNG jako środek zaradczy w sytuacji odcięcia dostaw tradycyjnymi szlakami tranzytu – należy pamiętać, że państwa UE dysponują wolnymi mocami regazyfikacyjnymi, czyli przerobienia gazu skroplonego w postać lotną, które mogłyby zostać wykorzystane w czasie kryzysu w powiązaniu z opcją wspólnych zakupów.
Co jest dla nas najważniejsze w kwestii przejrzystości umów?
Zaangażowanie Komisji Europejskiej od samego początku w proces negocjowania umów międzyrządowych oraz kontraktów mających wpływ na bezpieczeństwo energetyczne UE. W ten sposób Komisja będzie miała możliwość dopilnowania, aby umowy te nie zawierały klauzul niezgodnych z prawem UE, do których nierzadko zmuszają państwa członkowskie zewnętrzni dostawcy. Dziś są one często dopisywane bez wiedzy KE, która jest następnie stawiana przed faktem dokonanym. Powstaje z tego spór polityczny wewnątrz UE między Brukselą a państwem członkowskim i pojawia się dylemat, czy przywoływać to państwo do porządku. W momencie gdy Komisja będzie obecna przy powstawaniu umowy od samego początku, egzekwowanie reguł unijnego rynku będzie łatwiejsze. Odrębną kwestią jest stworzenie systemu benchmarków negocjacyjnych opartych na zagregowanych i publikowanych danych z kontraktów długoterminowych – przykładowo benchmark cenowy mógłby bardzo poważnie wzmocnić pozycję negocjacyjną unijnych spółek gazowych. W dzisiejszej, nieprzejrzystej sytuacji nie wiemy, jaka cena gazu jest ceną uczciwą dla regionu Europy Środkowej. Wiemy natomiast, że cena jest często instrumentem politycznym, a nie rynkowym. Obowiązuje zasada „dziel i rządź”, którą można trwale wyeliminować jedynie poprzez budowę infrastruktury transgranicznej oraz przejrzystość kontraktów.
Przed 2022 r., gdy PGNiG ma negocjować nową umowę z Gazpromem, będzie miało w składzie delegacji przedstawiciela Komisji Europejskiej? Jakie to dawałoby atuty?
Problemem jest to, że dostawcy, na których nierzadko jesteśmy po prostu skazani, nadużywają dominującej pozycji. Łamią zasady konkurencji, nie dostosowując się do reguł trzeciego pakietu liberalizującego rynek energii w UE, albo próbują rozgrywać państwa unijne, różnicując cenę i warunki kontraktów. Przy tym braku przejrzystości nie możemy porównać warunków kontraktów ani cen. Tym łatwiej zewnętrzny dostawca może wprowadzać różne preferencje, także z powodów politycznych. Nagradzać kogoś niższymi cenami, a innego karać wyższymi. Jeśli poważnie myślimy o stworzeniu jednolitego rynku energii – oczywiście w dłuższej perspektywie – i wzmocnieniu swojej pozycji wobec dostawców zewnętrznych, powinniśmy funkcjonować jako UE, a nie jej pojedynczy członkowie. Dziś walczymy o możliwość porównywania cen i warunków kontraktów. Do tego potrzebne jest wykluczenie klauzul niedozwolonych. Jedna z nich to np. zakaz reeksportu gazu. Kupowanie gazu bez możliwości odsprzedaży nie może mieć miejsca na wspólnym rynku. A warunki istnienia takiego rynku to także rozbudowa infrastruktury, poprzez którą gaz może płynąć w dowolnym kierunku. Propozycja Komisji uwzględnia także ten element.
Nie boi się pan, że unia energetyczna stanie się faktycznie unią klimatyczną czy dekarbonizacyjną, co w nas uderzy?
Takie tendencje są w UE obecne i są w niej państwa, które chcą ograniczenia udziału węgla w wytwarzaniu energii. Konsekwentnie powtarzamy jednak, że państwa członkowskie mają całkowitą suwerenność w kształtowaniu swojego koszyka energetycznego. Jasno mówimy, że przy znacznej redukcji emisji, która ma miejsce w naszym kraju, nasza energetyka przez wiele lat będzie opierała się na węglu i to on jest źródłem energii, na który stawiamy. W propozycji Komisji jest jasny zapis, że państwa mogą promować swoje własne źródła energii, także te niekonwencjonalne, jak gaz z łupków. Wszystko po to, by chronić nas przed ryzykiem, o którym pan mówi.
Gazoport będzie gotowy w tym roku?
Tak. Mam nadzieję. W 95 proc. ta budowa jest już gotowa.
Ale są także roszczenia wykonawcy.
Tak, są, ale inwestor również ma roszczenia dotyczące umownych kar za opóźnienia w budowie. Mam jednak nadzieję, że uda się najpierw skończyć inwestycję, która jest fundamentalna nie tylko dla Polski, lecz także całego regionu, a potem zakończyć rozliczenia finansowe. Na ten temat prowadzone są też rozmowy polityczne. Proszę zobaczyć, ile zmieniło otwarcie gazoportu na Litwie, a spełnia on podobną rolę na 10 razy mniejszą skalę.
Zupełnie inna byłaby pozycja negocjacyjna PGNiG, które właśnie negocjuje z Gazpromem obniżkę cen gazu, gdyby gazoport działał.
Owszem. Mieliśmy opóźnienia wynikające z bankructwa firmy zaangażowanej w budowę. Te kwestie sporne można rozwiązać docelowo w arbitrażu. Dla nas najważniejsze jest, by roszczenia nie zatrzymały budowy. Włoski wykonawca jest zainteresowany innymi pracami w Polsce. Jeśli chce poważnie traktować swoją wiarygodność na rynkach tej części Europy, musi udowodnić, że jest w stanie skończyć budowę, nawet jeśli z powodu twardych reguł zamówień publicznych te warunki są trudne.