Litewscy politycy od lat traktują Orlen, największego inwestora zagranicznego w swoim kraju, jak dopust boży. Skutki tej polityki będą opłakane dla naszych sąsiadów. Zwłaszcza te gospodarcze – uważają eksperci.
Mikołaj Budzanowski były minister skarbu państwa / DGP / Wojtek Gorski
Orlen to największy zagraniczny inwestor na Litwie, a kupiona przez niego w 2006 r. rafineria w Możejkach to największy podatnik w tym kraju. Zakład zatrudnia prawie 2,2 tys. pracowników, co oznacza, że de facto utrzymuje ósme co do wielkości miasto na Litwie. Pośrednio, dzięki rafinerii pracę ma kolejne kilkanaście tysięcy osób. Należąca do Orlenu litewska spółka jest też największym klientem państwowych kolei Lietuvos Geleżinkeliai – generuje ok. 40 proc. rocznych przychodów tej firmy.
Wydawać się może, że rząd w Wilnie powinien na takie przedsiębiorstwo oraz jego polskiego właściciela chuchać i dmuchać. Od lat jest jednak odwrotnie. Litewskie władze robią wszystko, aby zyskiwać, ale kosztem Orlenu. Przy czym robią to z ustami pełnymi frazesów o wzajemnej współpracy i trosce o rafinerii w Możejkach i jej akcjonariusza.
– Litwini bardzo ostro grają z Orlenem od wielu lat, prawie od samego początku polskiej inwestycji w Możejkach – mówi Tomasz Chmal, ekspert ds. energetyki z Instytutu Sobieskiego. Według niego to niezbyt przemyślana strategia.
Niespełna dwa lata po tym, gdy płocki koncern został właścicielem litewskiej rafinerii, tamtejsze koleje rozebrały liczący 19 km odcinek torów łączący zakład z Łotwą. Od tamtej pory Orlen Lietuva (tak obecnie nazywa się rafineria w Możejkach) jest zmuszony wozić swoje produkty okrężną drogą, co oczywiście podnosi koszty, a przysparza dochodów będącej monopolistą państwowej firmie kolejowej Lietuvos Geleżinkeliai.
– Ten odcinek to zdecydowane skrócenie drogi transportu. Chodziło więc o to, żeby produkty transportować kolejami litewskimi i to jak najdłuższą trasą i żeby korzystać z litewskich portów – wyjaśnia Chmal.
Zarówno władze płockiego koncernu, jak i polscy politycy z kolejnymi ministrami skarbu włącznie wielokrotnie interweniowali na Litwie w tej sprawie. Wszelkie prośby, apele i żądania okazały się zupełnie nieskuteczne. Litwini tłumaczyli, że nie stać ich na odbudowanie torowiska, które ze względu na stan techniczny musiało być rozebrane. Zapewniali, że będą się mogli tego podjąć, gdy otrzymają unijne dofinansowanie w 2012 r. Jednak zadeklarowany termin minął już dawno, a rozebranego fragmentu torów jak nie było, tak nie ma.
Nie dość, że Orlen od sześciu lat zmuszony jest wozić swoje produkty z rafinerii w Możejkach okrężną drogą, to w dodatku za transport płaci znacznie więcej niż konkurencja. Stawki ustalone przez lokalnego monopolistę dla spółki Orlen Lietuva są o 30–40 proc. wyższe niż np. dla białoruskich rafinerii, które również transportują swoje produkty przez terytorium Litwy. Ta różnica wynika stąd, że Białorusini mają alternatywę, bo mogą korzystać ze szlaków przez Łotwę, a zakład należący do Orlenu jest skazany na usługi Lietuvos Geleżinkeliai.
W tym roku po wielu latach negocjacji już się wydawało, że dojdzie do porozumienia i stawki płacone przez Orlen Lietuva zostaną w końcu obniżone. Ostatecznie jednak do kompromisu nie doszło, co więcej – wileński sąd na wniosek kolei zamroził aktywa zakładu z Możejek w wysokości 8,5 mln litów (2,5 mln euro). Przedstawiciele kolei twierdzili, że tyle właśnie wynosi dług rafinerii za opłaty infrastrukturalne za bieżący rok.
Na niewiele zdały się także starania Orlenu o odkupienie firmy Klaipedos Nafta, sprowadzającej na Litwę paliwa. Gdyby płocki koncern uzyskał choćby wpływ na zarządzanie tą spółką, mógłby zbudować rurociąg do Możejek i obniżyć koszty związane z wysokimi opłatami portowymi. Jednak rząd w Wilnie nie zgodził się na sprzedaż, uznając Klaipedos Nafta za firmę o strategicznym znaczeniu.
Mimo to Orlen chciał położyć rurociąg. Jednak i tu napotkał opór. Dopiero po latach litewska administracja wyraziła zgodę na tę inwestycję. Teraz jednak, jak uważa Janusz Wiśniewski, wiceprezes Krajowej Izby Gospodarczej i były wiceszef Orlenu, jest już za późno, aby to przedsięwzięcie mogło poprawić sytuację litewskiej rafinerii. Także ewentualne odbudowanie linii kolejowej (na co zresztą się nie zanosi) nie przyniesie już takich skutków, jakie mogłoby dać pod koniec ubiegłej dekady. Rewolucja łupkowa, która zamknęła możliwości eksportu produktów naftowych z Europy do Stanów Zjednoczonych, sprawiła, że sytuacja takich rafinerii jak ta w Możejkach jest dziś znacznie trudniejsza niż kilka lat temu. Według Wiśniewskiego obecne działania litewskich polityków to jeszcze jedna próba ogrania strony polskiej i naciągnięcia jej na wydatki inwestycyjne na Litwie.
Trudno inaczej interpretować także kolejną „ofertę pomocy”, jaką władze w Wilnie złożyły Orlenowi, dostrzegając jego narastającą irytację sytuacją w Możejkach. Propozycja miała polegać na usługowym przerobie surowca dostarczanego przez wskazany przez rząd podmiot. – Ten dostawca chciał dowozić tankowcami ropę naftową do przerobu w Możejkach, zabierać gotowe paliwa i sprzedawać je – mówił niedawno litewski premier Algirdas Butkeviczius, przemawiając w parlamencie. Wyrażał też, jak informuje agencja BNS, niezadowolenie z tego, że Polacy nie przyjęli zaproponowanej pomocy. Problem w tym, że wbrew deklaracjom litewskich polityków zaakceptowanie tej oferty zamiast pomóc, uderzyłoby w Orlen. Jak wynika z naszych informacji, zaproponowany przez Litwinów dostawca to firma bez jakiejkolwiek historii, zarejestrowana zaledwie kilka miesięcy temu. W dodatku miała ona przerabiać surowiec kupowany istotnie taniej niż same Możejki. To z kolei oznaczałoby, że mogłaby zaoferować produkty po znacznie atrakcyjniejszej cenie niż te, które sprzedaje Orlen Lietuva. Przyjęcie owej „pomocy” oznaczałoby dla należącej do Orlenu firmy zmniejszenie jej sprzedaży i dalsze straty.
Odtrącenie przez Orlen tej propozycji wzbudziło irytację polityków w Wilnie. Z tamtejszego parlamentu daje się słyszeć gniewne głosy o Polakach, którzy – podobnie jak poprzedni właściciel rafinerii w Możejkach, czyli firma Williams – chcą wrócić do praktyk „dojenia” litewskiego państwa.
– Rafinerii nie można rozebrać i przenieść w inne miejsce. Być może strona litewska liczy, że będzie mogła odkupić ją za symboliczne euro – komentuje Tomasz Chmal. Nie uważa jednak, by był to z góry ukartowany scenariusz. Dodaje jednak, że Orlen nie może sobie pozwolić na tolerowanie takiej sytuacji. – Dlatego najbardziej prawdopodobnym skutkiem będzie wygaszenie produkcji w rafinerii w Możejkach i związana z tym redukcja zatrudnienia – mówi.
W opinii eksperta z Instytutu Sobieskiego Litwa przez lata realizowała swoje interesy w sposób dla siebie najbardziej racjonalny, choć z punktu widzenia drugiej strony nie do zaakceptowania. – To są działania w sowieckim stylu. Tego typu polityka, nastawiona na wyciśnięcie inwestora, jest czymś mało cywilizowanym – mówi Chmal. Według niego trudno sobie wyobrazić, żeby polski rząd działał w podobny sposób np. w stosunku do firmy ArcelorMittal – inwestora w polskich hutach. – Polska powinna pokazywać przykład Możejek na forum europejskim – uważa specjalista z Instytutu Sobieskiego. To może uzmysłowić innym inwestorom, na ile przyjaznym miejscem do inwestowania jest obecnie Litwa. Jak podsumowuje Tomasz Chmal w konsekwencji Litwa będzie mogła wkrótce liczyć wyłącznie na własne inwestycje, ewentualnie na inwestycje ze Wschodu, przed którymi broni się rękami i nogami.

Jeśli rafineria wygasi produkcję, pracę straci prawie 2,2 tys. ludzi

Polski rząd wielokrotnie interweniował na Litwie w sprawie rafinerii w Możejkach. Dlaczego to nic nie dało?
Słyszeliśmy jedno, a realizowane było coś innego. Dlaczego? Nie wiem.
Litwa zyskuje kosztem największego zagranicznego inwestora?
Rząd w Wilnie dba, żeby podmioty, które do niego należą, koleje czy terminal w Kłajpedzie, były dochodowe. I jest jescze Orlen ze swoimi interesami. Dlatego konieczne jest rozwiązanie, które pogodzi oba te interesy. Znalezienie takiego rozwiązania jest jak najbardziej możliwe.
Przez lata takiego rozwiązania jednak nie udało się znaleźć. Co w tej sytuacji?
Jeśli rząd litewski nie respektuje swoich zobowiązań z okresu, gdy Orlen przejmował rafinerię i nie jest w stanie zaproponować rozwiązania, które satysfakcjonowałoby polskiego inwestora, to najlepszym i najuczciwszym rozwiązaniem byłoby zaproponowanie przez rząd Litwy odkupienia w części lub w całości rafinerii w Możejkach.
Podobna sytuacja miała przecież miejsce wcześniej na Węgrzech. Wobec sporu o MOL z firmą Surgutnieftiegaz rząd w Budapeszcie wykupił część udziałów. To samo mogłoby mieć miejsce na Litwie w przypadku Możejek. Akcje tej rafinerii po satysfakcjonującej Orlen cenie mógłby odkupić sam rząd lub wskazany przez niego podmiot. To byłoby dla polskiego koncernu i jego akcjonariuszy najlepsze rozwiązanie.