Albo w ciągu dwóch miesięcy sprzeda na giełdzie ogromne ilości gazu i na tym straci, albo nie sprzeda – i także straci. Obligo giełdowe nie do uniesienia.
PGNiG do końca roku musi sprzedać poprzez Towarową Giełdę Energii aż 1,6 mld m sześc. gazu – tak wynika z obliga giełdowego nałożonego na firmę przez prawo. Jeśli nie zdąży, grozi mu kara.
– Nie zaniecham wymierzenia kary, jeśli obligo giełdowe nie będzie realizowane. Wręcz przeciwnie, sprawa jest na tyle poważna, że jeśli będzie trzeba, nie zawaham się jej nałożyć – ostrzega Marek Woszczyk, prezes URE.
Kara może być gigantyczna. Jej maksymalna wartość może wynieść 15 proc. rocznych przychodów spółki. To 4,3 mld zł, czyli niemal dwa razy więcej, niż wyniósł zysk koncernu w 2012 r.
PGNiG sprawy nie komentuje, ale analitycy wątpią, żeby URE był aż tak surowy, aby wymierzyć karę liczoną w miliardach. Sugerują, że bardziej realny poziom to kilkadziesiąt, maksymalnie kilkaset milionów złotych. Jednak przyznają, że zagrożenie karą jest bardzo wysokie. Ilość, jaka jest potrzebna koncernowi do zrealizowania obliga, to dwie trzecie tego, co przez cały rok zużywa polska chemia, i więcej, niż wykorzystuje drugi z największych krajowych odbiorców surowca – PKN Orlen.
Gazowy koncern od grudnia zeszłego roku do połowy września próbował upłynnić na TGE 2,5 mld m sześc. surowca. Sprzedał ledwie ok. 50 mln m sześc, ale wtedy jeszcze nie musiał. Od 11 września, gdy obowiązuje obligo, wyjścia już nie ma. Musi znaleźć kupców lub zapłacić karę.
Tylko że nie bardzo ma jak to zrobić. Firmy, które zużywają gaz na własny użytek, zapewne chętnie kupiłyby go na giełdzie, jednak są związane z PGNiG kontraktami długoterminowymi. Za nieodebrany od koncernu gaz musiałyby i tak zapłacić. Gdyby nie te kontrakty, płynność na rynku gazu TGE byłaby wyższa.
– Kiedy podobne obligo wprowadzano na rynku energii elektrycznej, rozwiązano takie kontrakty. To zdało egzamin. W przypadku gazu na taki ruch się nie zdecydowano – dodaje Ireneusz Łazor, prezes TGE .
Na giełdzie nie ma dziś pośredników, których działalność zazwyczaj polega na odsprzedawaniu surowca mniejszym odbiorcom. To dlatego że w przypadku TGE ceny są wyższe niż te, po jakich PGNiG sprzedaje gaz mniejszym odbiorcom. Wprawdzie koncern zapowiedział już, że doprowadzi do obniżki cen surowca na rynku, jednak nie jest jasne, czy to pomoże. Bo nawet jeśli ceny na TGE będą niższe, pośrednicy i tak będą mieli problem ze zbytem. Właśnie z powodu wspomnianych umów długoterminowych.
Sytuacja jest niełatwa, bo każdy scenariusz jest dla firmy niekorzystny. Obniżka cen gazu na giełdzie będzie dla bolesna, bo firma traci na handlu gazem – od wielu miesięcy sprzedaje go z ujemną marżą – a dalsze zejście z ceną te straty zwiększy.
Jednocześnie groźba niewykonania obliga będzie wisieć nad spółką nadal. W 2014 i 2015 r. PGNiG ma obowiązek sprzedać poprzez giełdę odpowiednio 40 i 55 proc. oferowanego przez siebie gazu, czyli ok. 6 i 8 mld m sześc.
Poza kontraktami odbiorcy PGNiG są związani także taryfami. W tym roku URE zwolnił z obowiązku taryfowego 32 największych odbiorców gazu, dając im swobodę w wyborze dostawcy. W przyszłym roku liberalizacja miałaby objąć kolejne 300 spółek. Łącznie firmy zwolnione z taryf w tym i w przyszłym roku odpowiadają za wykorzystanie 40 proc. gazu, jest sprzedawany w kraju. Jednak Marek Woszczyk zapowiedział, że drugiego etapu liberalizacji nie będzie, jeśli nie zostanie wypełnione obligo giełdowe.
Jeśli jednak dojdzie do rozwiązania kontraktów długoterminowych i firmy uzyskają większą swobodę przy zakupie gazu, PGNiG utraci część rynku. Najwięksi odbiorcy, w tym firmy chemiczne, będą szukać tańszych dostawców. – Firmy chemiczne w UE w 60–70 proc. kupują gaz od lokalnych dostawców, ale resztę sprowadzają z innych źródeł – wyjaśnia Wojciech Kozak, wiceprezes ZA Puławy z Grupy Azoty.