Rusza batalia o tańszy prąd dla 15 mln polskich rodzin. Celem jest obniżka, którą odczujemy – od 5 do 10 proc. na każdym rachunku.
Dzisiaj upływa termin na składanie propozycji stawek energii na drugie półrocze 2013 r. Taryfy muszą przedstawić najwięksi sprzedawcy prądu dla odbiorców indywidualnych, czyli Tauron, PGE, Enea oraz Energa. W piątek jako pierwsza zrobiła to Energa.
Za prąd najwięcej płacą firmy MSP / DGP
– Nie wnioskujemy o podwyżkę cen – zdradził nam Mirosław Bieliński, prezes spółki. Koncern z Gdańska sprzedaje prąd do 2,5 mln mieszkań i domów głównie w północnej Polsce. Propozycja może jednak nie przypaść do gustu Urzędowi Regulacji Energetyki, który jak dotąd uwolnił ceny dla biznesu, ale nadal zatwierdza taryfy płacone przez Kowalskiego.
– Jest przestrzeń do obniżki – mówi DGP Marek Woszczyk, prezes URE.
Z analiz urzędu wynika, że na skutek m.in. spadków cen energii na giełdowym rynku, na którym zaopatrują się sprzedawcy, stawki powinny pójść w dół. O ile? Szef regulatora odmawia odpowiedzi na to pytanie i dodaje, że obawia się niedoszacowania. Gdy URE po raz ostatni zgodził się na podwyżki cen energii w 2012 r. do średniego poziomu 280,7 zł za 1 MWh, cena energii w hurcie oscylowała wokół 200 zł za 1 MWh. Dziś jest to przedział 150–160 zł.
– Jeśli prawdą jest, że sprzedawcy chcą uwolnienia rynku dla grupy G, czyli gospodarstw domowych, to należy się spodziewać taryf spełniających oczekiwania tych odbiorców – naciska Woszczyk.
– Wciąż analizujemy sytuację – mówi Grzegorz Lot, wiceprezes spółki Tauron Sprzedaż, która w południowej Polsce ma 5 mln klientów indywidualnych. Nie chce zdradzić, czy możliwa jest obniżka cen. Pół roku temu energetyka domagała się wzrostów, ale pod naciskiem URE zadowoliła się utrzymaniem cen z 2012 r.
Zdaniem analityka rynku Andrzeja Szczęśniaka dzisiejszy poziom konkurencji w tej branży nie daje żadnych gwarancji, że po liberalizacji energetyka nie podniosłaby cen.
– Zwłaszcza że dziś za energię gospodarstwa domowe płacą mniej niż duży przemysł. Nawet w Stanach Zjednoczonych ceny energii z koncernami negocjują w imieniu mieszkańców agencje stanowe – zauważa Szczęśniak.
Dzisiaj przeciętna rodzina płaci za prąd ok. 150 zł miesięcznie, ale połowa faktury to opłaty za dostarczenie energii. Jeśli ceny spadną np. o 5 proc., przez pół roku w naszych kieszeniach zostanie 22,5 zł. Dwa razy wyższa obniżka pozwoliłaby zaoszczędzić 45 zł. Jak podaje Eurostat, Polacy w relacji do zarobków na energię, gaz i inne paliwa wydają aż 10 proc. domowego budżetu, dwa razy więcej od Niemców i aż trzy razy więcej od Greków.
Obniżki stawek na prąd zniechęcą branżę do konkurowania o klientów
Urząd Regulacji Energetyki naciska na czterech największych sprzedawców energii, żeby od 1 lipca obniżyli stawki płacone przez klientów indywidualnych. Spadek cen mógłby wynieść nawet 10 proc.
Przedstawiciele koncernów niechętnie mówią o polityce cenowej. Z nieoficjalnych rozmów z przedstawicielami grup energetycznych, czyli z PGE, Tauronem, Eneą i Energą, wynika, że ich zdaniem obniżka taryfy dla gospodarstw domowych w dzisiejszych warunkach osłabiłaby kondycję finansową koncernów i pogorszyłaby szanse na wzrost konkurencji w sektorze.
– Przez lata ze względów politycznych stawki dla klientów indywidualnych utrzymywano sztucznie na niskim poziomie, w efekcie czego dopłacali do nich pozostali uczestnicy rynku – mówi nam jeden z wysokich rangą menedżerów w energetyce. – Teraz jednak spadek cen energii w hurcie rozpętał konkurencję w segmencie biznesu do takiego poziomu, że na takie praktyki nie ma już miejsca. Forsowanie obniżek dla gospodarstw domowych pachnie polityką, a w efekcie zatrzyma konkurencję na rynku, bo nikomu nie będzie się opłacało rywalizować o klienta indywidulanego – dodaje.
Jednak i dzisiaj energetyka w ogóle nie stara się o Kowalskiego. Z ostatnich danych URE wynika, że z grupy ponad 15 mln odbiorców indywidualnych sprzedawcę zdecydowało się zmienić zaledwie 91 tys., czyli 0,6 proc. W dodatku część z nich zmieniła firmę energetyczną pod wpływem nieprawdziwych informacji przekazywanych przez przedstawicieli alternatywnych sprzedawców. O fali naciągaczy pisaliśmy pod koniec ubiegłego roku.
Niewielka aktywność koncernów to jeden z powodów, dla których prezes URE nie chce zdjąć z nich obowiązku uzgadniania stawek. – Byłoby lepiej, gdyby to konkurencja między zarówno wytwórcami, jak i sprzedawcami energii wyznaczała poziom cen dla gospodarstw domowych, a nie regulator – przyznaje Marek Woszczyk, prezes urzędu.
Zdaniem Andrzeja Szczęśniaka, analityka rynku energii, najwięksi sprzedawcy prądu będą poddani wielkiej presji. – URE realizuje politykę rządu, a ta jest nastawiona na obniżenie kosztów energii, gazu i paliw. Pytanie, czy URE ma narzędzia do wywierania presji na sprzedawców – zastanawia się ekspert.
Woszczyk przyznaje, że pozycja urzędu w starciu z energetyką nie jest silna. – Przepisy określające sposób postępowania przy zatwierdzaniu taryf były budowane tak, by przeciwdziałać nadmiernemu wzrostowi cen. Ustawodawca nie zadbał o to, by regulator mógł wymuszać na podmiotach uzasadnione rynkowo obniżki taryf.

Już teraz branża nie zabiega o klientów. Dostawcę zmieniło tylko 0,6 proc.