Projekt ustawy o odnawialnych źródłach energii (OZE) opuścił Ministerstwo Gospodarki. Znalazł się w nim przepis o cenie bazowej, po której producenci zielonej energii muszą ją sprzedać którejś z państwowych grup energetycznych.
Ceny zielonych certyfikatów spadają / DGP
Jeśli tego nie zrobią, stracą prawo do zielonego certyfikatu wydawanego za każdą wyprodukowaną megawatogodzinę (MWh). Taki papier wyceniany dziś na 233 zł mogą potem odsprzedać na rynku. Bez niego żadna zielona inwestycja nie jest dziś opłacalna.
– Projekt ustawy wprowadza cenę bazową wynoszącą 198,9 zł za 1 MWh, która w przyszłych latach zwiększana będzie jedynie o wskaźnik inflacji – mówi Michał Ćwil, dyrektor generalny Polskiej Izby Gospodarczej Energii Odnawialnej, zrzeszającej producentów zielonej energii.
Zdaniem przedstawicieli branży zaproponowany mechanizm spowoduje, że wytwórcy OZE będą otrzymywali najniższą cenę za energię elektryczną, zaś duzi sprzedawcy będą korzystali z renty wynikającej z różnicy między rynkową ceną energii a limitem dla OZE.
– To nieusprawiedliwiona pomoc publiczną kierowana do zupełnie innych podmiotów niż z sektora OZE – oburza się Michał Ćwil. Jego zdaniem skorzystają na niej spółki prawie w całości kontrolowane przez Skarb Państwa: PGE, Tauron, Enea i Energa.
– Jako wymuszony pośrednik będą zarabiały nienależne pieniądze. Z punktu widzenia końcowego odbiorcy energii ten mechanizm nie spowoduje obniżki jej ceny – tłumaczy dyrektor generalny PIGEO.
Ministerstwo Gospodarki w odpowiedzi na pytania DGP stwierdziło, że proponowane przepisy nie stanowią pomocy publicznej skierowanej do grup energetycznych. Resort tłumaczy, że zgodnie z projektem ustawy producent może sprzedać zieloną energię po cenie o 5 proc. wyższej niż bazowa (czyli blisko 209 zł/MWh) bez utraty prawa do certyfikatu. I wskazuje, że to więcej niż dziś wynosi średnia cena energii elektrycznej sprzedawanej poza giełdą. W I kw. 2012 r. wyniosła ona 203,40 zł/MWh, a w II spadła do 201,09 zł/MWh.
Michał Ćwil kwestionuje możliwość powiększania ceny o 5 proc. – Pozostaje ona w sprzeczności z przepisem nakładającym na wytwórców OZE obowiązek złożenia oświadczenia pod groźbą odpowiedzialności karnej, że cena, po której sprzedadzą energię, nie będzie wyższa niż 198,9 zł za MWh – twierdzi Ćwil.
Krzysztof Zamasz, wiceprezes zarządu ds. handlowych Tauronu, przyznaje, że ustalenie ceny zakupu energii z OZE na stałym poziomie może być dla spółki korzystne, ale jeszcze nie teraz. Podkreśla, że ministerialna stawka 198,90 zł/MWh znacznie odbiega od cen energii na giełdzie. Ostatnie notowania dla kontraktów terminowych na Towarowej Giełdzie Energii na 2013 r., po której Tauron sprzedaje prąd, to 176,25 zł/MWh. Różnica wynosi więc ponad 22 zł/MWh.
– Zatem w obecnej sytuacji można uznać, że sprzedawca zobowiązany (np. Tauron – red.) straciłby na zakupie energii po cenie wskazanej w projekcie ustawy o OZE – mówi Krzysztof Zamasz. – Z drugiej strony sytuacja rynkowa może się odwrócić i wówczas inwestor może sprzedawać energię po cenie niższej niż rynkowa. Określenie jednej stałej ceny niesie więc ze sobą ryzyko finansowe zarówno dla kupującego, jak i sprzedającego – dodaje.
Ale przedstawiciel PIGEO twierdzi, że to raczej producenci zielonej energii będą się dokładać do koncernów. – Jako pewnik można przyjąć, że cena prądu będzie rosła szybciej niż inflacja. Branża OZE będzie tracić – mówi Ćwil.
Za dużo zielonych certyfikatów
System wsparcia dla OZE przewiduje, że sprzedawca energii musi dysponować określoną liczbą zielonych certyfikatów, które zaświadczają, że określona jej część (dziś ok. 10,4 proc.) powstała ze źródeł odnawialnych. Świadectwa można kupić od producentów zielonej energii, którzy je otrzymują za każdą wytworzoną megawatogodzinę. Wpływy ze sprzedaży certyfikatów stanowią wsparcie dla producentów zielonej energii. Nadwyżka świadectw wywołała ostatnio spadek cen z ponad 280 zł do ok. 230 zł za papier.