Ministerstwo Gospodarki ignoruje głos branży energetycznej w przygotowanym projekcie ustawy o odnawialnych źródłach energii (OZE). Nowe przepisy zwiększają ryzyko przedsiębiorców inwestujących w OZE oraz zmieniają obowiązujące zasady produkcji energii ze współspalania biomasy, ograniczając rentowność działalności.

Krzysztof Kilian, prezes zarządu, Polska Grupa Energetyczna

Nowy projekt ustawy OZE przedstawiony pod koniec lipca przez Ministerstwo Gospodarki nadal nie adresuje kwestii kluczowych dla przedsiębiorstw energetycznych, które od kilku miesięcy starają się na nie zwrócić uwagę resortu. Końcowa ustawa powinna bowiem dawać dużym firmom impuls do inwestycji, aby mogły wywiązać się z zobowiązań unijnych dotyczących produkcji energii ze źródeł odnawialnych. Niestety, projekt ma w ocenie środowiska elektroenergetycznego wiele mankamentów. Po pierwsze nie rozwiązuje problemu braku rentowności dla współspalania biomasy. Po drugie nie zapewnia wystarczającego wsparcia dla elektrowni wiatrowych zlokalizowanych na lądzie. Po trzecie likwiduje waloryzację opłaty zastępczej, zwiększając tym samym ryzyko prowadzonej działalności. I po czwarte: nie zapewnia inwestorom ochrony ich praw nabytych w kontekście poniesionych już nakładów inwestycyjnych.

Polityka klimatyczna Unii Europejskiej wymusza na polskim sektorze elektroenergetycznym opartym na produkcji energii z wysokoemisyjnego węgla konieczność inwestycji w rozwój czystych technologii. Jednakże w dyskusji o potrzebie redukcji emisji CO2 przez polską energetykę często zapominamy o tym, że w końcowym rozrachunku za czystszą energię zapłacimy my wszyscy – odbiorcy energii elektrycznej.
Gdyby porównać całkowite koszty produkcji energii odnawialnej w nowo budowanych instalacjach, okazałoby się, że cena 1 MWh z biogazowni wynosi 700 zł, z elektrowni słonecznej powyżej 1000 zł, zaś koszt współspalania biomasy to ok. 250 zł/MWh. A to oznacza, że z jednej strony możemy dostarczać odbiorcom tańszą, bo taniej wytworzoną energię. Z drugiej strony współspalanie zapewnia wzrost udziału OZE w produkcji i zużyciu energii elektrycznej i tym samym pozwala Polsce wypełnić obowiązki nałożone przez Brukselę. W tym kontekście dziwić może przepis, który zakłada rezygnację do końca 2020 r. z dofinansowania technologii współspalania biomasy. Przy takim podejściu nie ma co liczyć na rozwój współspalania w Polsce.
Wydaje się przy tym, że resort gospodarki podchodzi do kwestii współspalania w sposób nieobiektywny, uznając, że jest to technologia mało efektywna i archaiczna. Tymczasem współspalanie biomasy z węglem jest bardziej sprawne i tańsze aniżeli spalanie samej biomasy, ma być przez rząd wspierane znacznie silniej. Dodatkowo założono błędnie, że instalacje współspalania nie potrzebują żadnych nakładów inwestycyjnych. W rzeczywistości koszt specjalnych urządzeń, które usprawniają pracę elektrowni, zmniejszają emisję CO2 i poprawiają bezpieczeństwo, może sięgać nawet dziesiątek milionów złotych. Obowiązujące obecnie dofinansowanie do współspalania w postaci certyfikatów nierzadko jest bowiem ważnym czynnikiem, który sprawia, że firmy energetyczne decydują się na kapitalne remonty i modernizację istniejącego wysłużonego majątku produkcyjnego.

Ministerstwo Gospodarki ignoruje głos branży

Najtańszą – po współspalaniu biomasy – technologią wytwarzania energii odnawialnej są elektrownie wiatrowe usytuowane na lądzie. Jednak proponowane w projekcie dofinansowanie ich działalności tylko do 2017 r. nie pozwala wytwórcom tego typu energii na pokrycie kosztów jej produkcji.
Projekt ustawy jest także problematyczny dla elektrowni wiatrowych na morzu. Z uwagi na wstępny etap rozwoju tego typu inwestycji, jak i konieczny dłuższy okres ich realizacji niezbędne jest przedłużenie perspektywy dofinansowania tych przedsięwzięć na stałym poziomie przynajmniej do 2020 r.
Projekt ustala także stałą jednostkową opłatę zastępczą w wysokości 286,74 zł. Niestety nie będzie ona waloryzowana, co spowoduje realne jej zmniejszanie z roku na rok. Dodatkowo to rozwiązanie obarcza inwestora całością ryzyka inflacyjnego. W związku z powyższym opłata zastępcza powinna być waloryzowana, aby minimalizować obszar ryzyka podmiotów inwestujących w instalacje OZE.
Przedstawiony przez Ministerstwo Gospodarki projekt ustawy o OZE budzi również poważne kontrowersje prawne. Proponowane są w nim zmiany w dotychczasowym dofinansowaniu sektora energetycznego bez zapewnienia okresu przejściowego, podstawowego elementu modyfikacji systemu prawnego w innych państwach Unii Europejskiej, np. w Niemczech czy Wielkiej Brytanii. Proces wprowadzania zmian legislacyjnych powinien przebiegać stopniowo, stwarzając inwestorom możliwości zwrotu z zainwestowanego już kapitału. W polskich realiach tak się jednak nie dzieje. Decyzje inwestycyjne w projekty OZE podjęte na podstawie obowiązującego obecnie prawa z dnia na dzień mogą stać się nierentowne. Takie przepisy w projekcie ustawy są podejściem niezgodnym z zasadą ochrony praw nabytych oraz naruszają stabilność tworzonego prawa. Tymczasem w świetle interpretacji art. 217 Konstytucji RP wyrażanych przez Trybunał Konstytucyjny ustawodawca na podstawie obowiązującego rozporządzenia ministra gospodarki powinien zapewnić firmom kontynuację obecnego systemu wspierania OZE.