Do szuflady trafiła nowelizacja dyrektywy, która mogła być ostatnią szansą na zablokowanie budowy drugiej nitki gazociągu z Rosji do Niemiec. Austriacka prezydencja nie zamierza jej stamtąd wyciągać.
W miniony czwartek, a więc jeszcze w końcówce bułgarskiej prezydencji UE, nowelizacja dyrektywy gazowej mogła trafić do pierwszego trilogu – negocjacji pomiędzy Parlamentem Europejskim, Komisją Europejską i Radą UE. Jak dowiedział się DGP, była nawet przygotowana sala do rozmów. Skończyło się jednak na wycofaniu dokumentu przez Bułgarów do pracy w grupach roboczych. Powód: brak przełomu w rozmowach.
Austriacy, którzy od dziś oficjalnie będą kierować pracami UE, nie ukrywają, że nie mają zamiaru przyspieszać prac nad nowelizacją. Bo zależy im na gazowej współpracy z Rosją i Niemcami, czyli krajami, które łączy rurociąg Nord Stream.
Austria i Niemcy to dwa unijne kraje, które były otwarcie na „nie” wobec przeniesienia sprawy nowelizacji na wyższy szczebel. Sceptycznie do sprawy podchodziły też Belgia i Holandia.
Według źródeł dyplomatycznych za kontynuowaniem prac na poziomie politycznym było 19 państw członkowskich. – Nie twierdzę, że wszystkie podzielały zdanie Polski czy Litwy, ale i kraje neutralne w tej sprawie, jak Francja, mówiły, że pod kątem technicznym wszystko jest gotowe i można iść dalej – mówi nam unijny dyplomata.
Powrót do dyskusji technicznych nastąpił po tym, jak Polska wraz z grupą 10 państw apelowała o przyspieszenie prac.
To praktycznie koniec marzeń o zablokowaniu drugiej nitki gazociągu Nord Stream. Polska bojkotuje projekt, który ma być sfinalizowany do końca 2019 r. Dyrektywa gazowa jest istotna, bo jeśli weszłaby w życie, okazałoby się, że rosyjskiemu Gazpromowi ta kontrowersyjna inwestycja po prostu się nie opłaca.
Co ma zmienić nowelizacja? Połączenia gazowe z krajami trzecimi były dotychczas oparte na różnych podstawach prawnych. Niekiedy rurociągi z tego samego kraju trzeciego do UE działały na innych zasadach. Nie pozwalało to na uczciwą konkurencję. Nowe przepisy mają zrównać zasady funkcjonowania wszystkich instalacji.
– Przyjęcie w 2009 r. dyrektywy gazowej było ważnym krokiem w kierunku ustalenia wspólnych zasad dotyczących funkcjonowania sektora gazu ziemnego. Działanie niektórych gazociągów poza tymi zasadami będzie prowadziło do stanu, w którym na europejskim rynku kilka firm będzie uprzywilejowanych. To doprowadzi do zaburzenia równowagi i konkurencji, nie możemy na to pozwolić – mówił w ubiegłym roku minister energii Krzysztof Tchórzewski.
Rosja forsuje NS2, ponieważ po 2019 r. chce zaprzestać transportu gazociągami ukraińskimi. Budowa postępuje, mimo że istniejące rurociągi – Przyjaźń, Jamalski i Nord Stream 1 – wykorzystywane są w ok. 50 proc.
Rozmowy między Moskwą a Kijowem na temat przesyłu surowca rurociągami na Ukrainie zaczęły się w maju. Komisja Europejska chce, by miały one charakter trójstronnych – z udziałem UE. Zdaniem Polski tych negocjacji nie można łączyć z tematem zmiany dyrektywy gazowej.
– Nie przyjmujemy argumentów, że powinniśmy wstrzymać prace nad dyrektywą do czasu zakończenia dyskusji trójstronnych. W rozmowach z partnerem rosyjskim KE powinna pokazać, że prawo wspólnotowe musi być respektowane dla każdej infrastruktury gazowej w UE, niezależnie od partykularnych interesów gospodarczych państw członkowskich – podkreślał Tchórzewski.
Polska strona mówi o zbudowaniu silnej koalicji 19 państw wspierających nowelizację dyrektywy. Według naszych rozmówców z Brukseli to realnie koalicja 13 krajów na „tak” i sześciu na „raczej tak”.
– Nie widzimy potrzeby powrotu na poziom roboczy. Uważamy, że decyzja ta była podyktowana względami politycznymi – powiedział wiceminister energii Michał Kurtyka.
Jeśli Austria będzie blokować zmiany w przepisach, to ich przeprowadzenie będzie możliwe dopiero przy kolejnej prezydencji – rumuńskiej – od stycznia 2019 r. Tyle że wtedy na zablokowanie niemal gotowej rury po prostu zabraknie czasu.
Bukareszt podziela w tej kwestii stanowisko Polski i będzie zapewne chciał sprawę nowelizacji załatwić. Nasz rozmówca z Brukseli przekonuje, że i wtedy – w pierwszej poło wie przyszłego roku – no welizacja miałaby sens. – Im szybciej, tym lepiej, ale dobrze będzie mieć te przepisy w każdym momencie – podkreśla.
ROZMOWA

Dyrektywa gazowa może zmniejszyć zagrożenie NS2

Jerzy Buzek były premier, europoseł, przewodniczący Komisji Przemysłu, Badań Naukowych i Energii w Parlamencie Europejskim / Dziennik Gazeta Prawna
Co dalej z dyrektywą gazową?
Rada opóźnia podjęcie rozmów. Parlament Europejski w pełnej gotowości i z wielką przewagą głosów za dyrektywą czeka na rozmowy od marca. Nieustannie alarmuję w tej sprawie KE i Prezydencję UE, dałem też bardzo mocny sygnał w tej sprawie Austriakom. Tej samej sprawy, natychmiastowego rozpoczęcia negocjacji PE – Rada, dotyczyła też moja interwencja u kanclerz Angeli Merkel.
Czy zostały jeszcze jakieś nadzieje na blokadę Nord Stream 2?
Sytuacja jest niepewna. Podobno jakieś prace konstrukcyjne się zaczęły – być może pozorowane. Równocześnie nie ma wszystkich wymaganych pozwoleń na budowę! Podkreślam, że w PE zrobiliśmy wszystko, aby politycznie – bo tylko tak można było – blokować inwestycję. Kluczowe było wysłuchanie, które zorganizowałem wraz z posłami socjalistów, liberałów i zielonych, z udziałem przedstawicieli konsorcjum budującego NS2. Przekaz Parlamentu był jasny: nie ma ani politycznego poparcia, ani uzasadnienia dla tego gazociągu. Nie można udzielać mu także żadnych derogacji ani ułatwień w budowie. Teraz jednak warto się skupić właśnie na dyrektywie gazowej. Jeśli wejdzie w życie jeszcze w tym roku bez derogacji dla NS2, to zagrożenia związane z bezpieczeństwem dostaw gazu dla naszej części UE i Ukrainy będą nieporównanie mniejsze.
Co pan myśli o proponowanej dziś trasie Baltic Pipe w porównaniu z planami pańskiego rządu?
17 lat temu sytuacja była radykalnie inna. Nie powstał jeszcze gazociąg Nord Stream 1 (z którym teraz Baltic Pipe musi się przecinać), nasz projekt był wynegocjowany przez PGNiG ze Statoil i Dong z oficjalnym poparciem norweskiego, duńskiego i polskiego rządu. Nie było na Bałtyku dużych farm wiatrowych, które trzeba omijać lub szczegółowo uzgadniać z właścicielami przebieg gazociągu. Nie było też tak dużych zastrzeżeń ekologicznych, które wzbudził późniejszy NS1, a które wiązały się z uzbrojeniem zatopionym koło Bornholmu.
Wszystko było wtedy znacznie prostsze. Wystarczyło, by nasi następcy – rząd SLD – zupełnie bezzasadnie nie odstąpili w 2002 r. od tego projektu. Od dobrych 10 lat mogliśmy już czerpać gaz ze źródeł norweskich i duńskich. I bylibyśmy dzisiaj bezpieczniejsi.