Centralne Biuro Antykorupcyjne zatrzymało Maksymiliana G. i Krzysztofa Z. w związku z zakupem w 2011 r. linii energetycznej Polska – Białoruś. Minęło siedem lat, a ona nadal nie jest używana.
Dawni wiceprezesi poznańskiego koncernu zostali zatrzymani przez poznańską delegaturę CBA w czwartek rano. W piątek prokuratura wystąpiła z wnioskiem o areszt dla nich.
Jak mówi nam Piotr Kaczorek z Biura, Maksymiliana G. po raz pierwszy zatrzymano już rok temu. Wówczas chodziło o sprawę wystawiania nierzetelnych faktur VAT i ich sprzedaży w celu zaniżania podatku, a także przywłaszczenia pieniędzy i wyłudzania środków unijnych. G. usłyszał zarzuty, potem trafił do aresztu. Śledztwo objęło ok. 60 osób.
Krzysztof Z. ma do czynienia z CBA pierwszy raz.
Obaj byli w zarządzie, gdy kierował nim Maciej Owczarek. To wtedy, w sierpniu 2011 r., G. i Z. przekonali ludzi w firmie do tego, by Enea kupiła za ponad 15 mln zł większościowe udziały spółki Anakonda. Była ona właścicielem części napowietrznej linii elektroenergetycznej 110 kV relacji Brześć – Wólka Dobrzyńska. Zakupu dokonano od spółki z Cypru.
Sęk w tym, że ta linia nie była w ogóle Enei potrzebna do potencjalnego obrotu z Białorusią. Miała też za małą moc, by myśleć o większych projektach. Byli wiceprezesi przekonywali zaś, że zakup pozwoli wręcz na powstanie polsko-białoruskiego mostu energetycznego. Energia ze Wschodu miałaby trafiać nie tylko do Polski, ale i do innych krajów UE. I to ich podpisy widniały na dokumentach zakupowych.
– Po wyłączeniu pobliskiej białoruskiej elektrowni, z której szedł po tej linii prąd, stała się ona po prostu w ogóle niepotrzebna. Jest kompletnie martwa. Jej uruchomienie pochłonęłoby dziesiątki milionów złotych – mówi DGP osoba znająca sprawę.
Inny kłopot: w pobliżu nie było interkonektora. Nie zawarto również żadnych umów handlowych. Według ustaleń CBA linia została już wcześniej wydzierżawiona innej firmie – i to aż do 2025 r. Jej właścicielem jest ta sama cypryjska spółka, od której Enea kupiła udziały Anakondy.
Według „Gazety Polskiej Codziennie” zatrzymani byli wiceprezesi mieli zataić przed resztą zarządu to, że zakupiona linia nie będzie mogła ruszyć bez wybudowania wstawki konwektorowej za 143,5 mln zł, a za transakcją po drugiej stronie stał Wesley Michalczyk, biznesmen zajmujący się m.in. handlem bronią i mający dobre kontakty na szczytach białoruskiej władzy.
Według rozmówców DGP, przy okazji badania zakupu linii wyszło na jaw, że kielecka firma, która za doradztwo w tej sprawie zgarnęła 3 mln zł, była słupem.
Nasi rozmówcy przekonują, że sprawa Anakondy wpłynęła na dymisję Owczarka i jego zarządu. Jak ustalił DGP, kolejny zarząd Enei, którym kierował Krzysztof Zamasz, pod koniec 2014 r. pojechał na rozmowy do Brześcia wraz z przedstawicielami państwowego nadzoru spółki. Poruszano podczas nich również sprawę feralnego zakupu.
– Były konsultacje, kosztorysy, ale okazało się, że najtaniej będzie pozostawić tę linię tak, jak stoi – mówi nam osoba znająca kulisy sprawy. – Temat był zgłoszony do prokuratury już wtedy. Tak naprawdę sprawa ruszyła miesiąc temu i jest elementem wewnętrznych wojenek politycznych. No cóż, idą wybory samorządowe – dodaje.
G. i Z. są kojarzeni z Polskim Stronnictwem Ludowym. Krzysztof Z. był nie tylko wiceprezesem Enei, ale także szefem całego pionu wytwarzania. Z ustaleń DGP wynika, że ostatnio szefował spółce RADPEC – Radomskiemu Przedsiębiorstwu Energetyki Cieplnej.
Enea sprawy nie komentuje. Odsyła do prokuratury i CBA. Nieoficjalnie usłyszeliśmy jednak, że żadnych decyzji w sprawie polsko-białoruskiej linii nie należy się spodziewać. Powód: obawy, że np. zgoda na jej likwidację czy rozebranie mogłaby być uznana za działanie na szkodę spółki. Przy czym od osób z branży energetycznej słyszymy, że w grę może wchodzić narażenie Enei na większe straty – spółka przez cały czas musiała (i tak jest nadal) ponosić koszty istnienia nieczynnej instalacji.