Wezwanie PGE na Polenergię było totalnym zaskoczeniem dla firmy z grupy Kulczyków. Rozmów nie było, a cena jest niesatysfakcjonująca – słyszymy na rynku.
Dziennik Gazeta Prawna
Największy państwowy koncern energetyczny, czyli PGE, ogłosił w poniedziałek po giełdowej sesji, że chce kupić 100 proc. akcji kontrolowanej przez rodzinę Kulczyków Polenergii – największego prywatnego gracza w branży. O ile od miesięcy mówiło się o tym, co też opisywaliśmy w DGP, że PGE może odkupić od Polenergii projekty morskich farm wiatrowych o mocy 1200 MW, tak chęć zakupu całej spółki jest dużym zaskoczeniem.
Jak ustaliliśmy, wcześniej nie były prowadzone żadne rozmowy przedstawicieli PGE z rodziną Kulczyków, dlatego od Polenergii słyszymy nieoficjalnie, że to wrogie przejęcie. Zwłaszcza że komunikat o wezwaniu pojawił się dokładnie w tym samym czasie, w którym Polenergia poinformowała, że podpisała finalną umowę z Equinor (dawny Statoil) umożliwiającą wspo´lną realizację projekto´w morskich farm wiatrowych na Bałtyku. W PGE słyszymy, że to przypadek, bo przecież nie zależy im na tym, by ogłaszać wezwanie, gdy wartość przejmowanej firmy rośnie. W poniedziałek akcje Polenergii kosztowały ok. 15,8 zł, we wtorek po południu już 17 zł, tymczasem cena z wezwania to 16,29 zł za akcję. To średnia z ostatnich sześciu miesięcy.
Dla przypomnienia: pod koniec 2017 r. za walor Polenergii płacono jedynie 10,9 zł, choć np. w 2013 r. było to jeszcze 23,9 zł. Akcjonariusze PGE z kolei nie zapałali zachwytem do kolejnych akwizycji: papiery spółki staniały wczoraj po południu o ponad 4,4 proc. – za walor płacono znowu poniżej 10 zł, podczas gdy np. w 2014 r. było to 22,85 zł. A warto wiedzieć, że od tego czasu spółka urosła, przejmując m.in. za ok. 4,3 mld zł w 2017 r. polskie aktywa francuskiego EDF.
Zdaniem naszych rozmówców ewentualne przejęcie Polenergii nie nadszarpnie jej finansów, a docelowo nawet zwiększy możliwość zadłużania się. PGE zakłada, że za 100 proc. akcji przejmowanej spółki może zapłacić 740 mln zł, podczas gdy na kontach ma ok. 2 mld zł gotówki. A do powodzenia wezwania wystarczy 66 proc. akcji – przy proponowanej cenie to ok. 488,5 mln zł. Tyle że warunkiem powodzenia wezwania będzie konieczność dogadania się z rodziną Kulczyków kontrolującą 50,2 proc. Polenergii. Czasu jest sporo, bo transakcja ma ewentualnie dojść do skutku w lipcu. Pytanie jednak, czy będą chęci.
– To będzie arcyciekawa rozgrywka. „Dobra zmiana” sugeruje, że przy prywatyzacji Ciechu (przejętego przez KI Chemistry – red.) mogły być nieprawidłowości. Grupa Kulczyka, a konkretnie Autostrada Wielkopolska, musi zwrócić niemal 1,4 mld zł za zbyt wysokie opłaty, a pomimo tego państwo chce robić biznesy z Kulczykami – zauważa jeden z naszych rozmówców z branży energetycznej. Drugi sugeruje z kolei, że to wariant bezpieczniejszy niż ten, w którym np. Polenergia faktycznie zbudowałaby morskie farmy wiatrowe na Bałtyku (jej projekty są bardziej zaawansowane niż PGE czy Orlenu) i brała udział w tzw. aukcjach (to forma wsparcia odnawialnych źródeł energii, czyli OZE), podczas których państwo kupuje z instalacji określoną ilość prądu po określonej cenie.
– Dominika i Sebastian Kulczykowie wychodzą z biznesów, które interesowały ich ojca, dla PGE to okazja do kupna dobrych aktywów za niezłe pieniądze – twierdzi z kolei jeszcze inny rozmówca, przypominając, że kilka lat temu Polenergia była o wiele droższa, ale zmiany w prawie, także o OZE, nie były bez znaczenia dla jej wyceny.
O ile stanowisko głównych akcjonariuszy Polenergii niekomentującej oficjalnie sprawy wezwania będzie tu kluczowe, to jednak mniejsi akcjonariusze też będą ważni.
– Analizujemy warunki wezwania i traktujemy je jako punkt wyjścia do negocjacji cenowych. Zaproponowana cena to minimum wymagane przez przepisy KSH – mówi DGP Maciej Karasiński, członek zarządu, dyrektor inwestycyjny Aviva PTE. Aviva OFE ma 7,83 proc. akcji Polenergii. Ten pakiet według propozycji PGE jest wart ok. 58 mln zł.
Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że 16,29 zł za walor zaproponowane przez PGE to faktycznie dolna granica i nie jest wykluczone, że finalnie cena będzie wyższa. Zwłaszcza że w PGE można usłyszeć, iż priorytetem wcale nie są tu projekty wiatrowe na morzu, ale już istniejące elektrownie tego typu na lądzie, które zwiększyłyby moce wiatrowe państwowego gracza aż o 45 proc. Ważna jest tu też elektrociepłownia Nowa Sarzyna (120 MW) opalana gazem – a zwrot PGE w kierunku gazu też nie jest tajemnicą. Spółka zdecydowała m.in., że przynajmniej jeden blok w Dolnej Odrze będzie nie na węgiel, a na błękitne paliwo.
– To wezwanie pokazuje, że Polenergia udowodniła, iż ma przyszłościową wizję, stawiając na OZE, a rezygnując z węgla, skoro stanowi atrakcyjne aktywa dla tak wielkiego gracza, jakim jest PGE – mówi nam Maciej Stryjecki, prezes Fundacji na rzecz Energetyki Zrównoważonej.
Nie brakuje jednak głosów pytających o elektrownię jądrową, w której budowie liderem miała być PGE, ewentualnie wspólnie z Orlenem. Niedawno Orlen poinformował, że skupia się na przejęciu Lotosu oraz właśnie na morskich farmach wiatrowych. PGE jednak atomowe deklaracje podtrzymuje. Podczas niedawnego Europejskiego Kongresu Gospodarczego minister energii Krzysztof Tchórzewski dał do zrozumienia, że nie widzi możliwości, by zapadła decyzja o budowie farm wiatrowych na Bałtyku bez uprzedniej decyzji o budowie siłowni jądrowej.
Część naszych rozmówców twierdzi, że zapowiedzi Orlenu i PGE pokazują, jak słaba jest pozycja ministra Tchórzewskiego (o spekulacjach na temat jego możliwej dymisji pisaliśmy w poniedziałek), ale inni przekonują, że żaden zarząd nie pozwoliłby sobie na takie decyzje bez wiedzy nadzorującego go resortu. – Minister energii obserwuje sprawę wezwania z uwagą – poinformował nas wczoraj resort.
16,29 zł za walor proponowane przez PGE to dolna granica