- Do końca roku uszczelnimy przepisy dotyczące kotłów na paliwa stałe, będziemy też mieć ustawę o normach jakości paliw stałych. Do końca maja chciałbym pokazać projekt ustawy o wspieraniu termomodernizacji - mówi Piotr Woźny, pełnomocnik premiera ds. programu "Czyste Powietrze".
Piotr Woźny, pełnomocnik premiera ds. programu „Czyste Powietrze” / Dziennik Gazeta Prawna
Lepiej się panu walczyło ze smogiem, gdy był pan jeszcze wiceministrem, czy teraz, gdy jest pan tylko pełnomocnikiem rządu ds. czystego powietrza?
Funkcja wiceministra pozwoliła mi wprowadzić na Radę Ministrów ustawę o normach jakości paliw stałych oraz doprowadzić do tego, by dokument ten trafił pod obrady parlamentu. Funkcja pełnomocnika to kolejny element tej układanki. Jest ona sprzężona z rolą szefa Komitetu Sterującego Krajowym Programem Ochrony Powietrza, gdzie reprezentowane są wszystkie resorty mające cokolwiek wspólnego z poprawą jakości powietrza. Na zestaw uprawnień, które otrzymałem od pana premiera, nie narzekam, uważam, że teraz należy je egzekwować i posuwać sprawy do przodu.
Nie jest to pewien rodzaj zdegradowania problemu smogu przez rząd?
Nie przywiązuję się do stanowisk. Z punktu widzenia instrumentarium, które uzyskałem jako pełnomocnik rządu, uważam, że o ile wcześniej dysponowałem swoistą bronią konwencjonalną, o tyle teraz do dyspozycji mam coś w rodzaju bomby atomowej.
Co ma pan na myśli?
Jako wiceminister reprezentowałem jeden resort w relacji z innymi. Umocowanie od premiera daje mi szerokie uprawnienia i możliwość koordynowania prac wielu resortów naraz. Premier już w exposé dał wyraźny sygnał, że poważnie traktuje problem smogu. Mogę liczyć na absolutne wsparcie pana premiera.
Czy pana prac nie torpeduje resort energii? Gdy w marcu do parlamentu trafił projekt ustawy o systemie kontroli monitorowania jakości paliw, Ministerstwo Energii przygotowało projekt rozporządzenia stojący w sprzeczności z tą ustawą, bo dopuszczający do sprzedaży odpady węglowe. Z kolei gdy premier zapowiedział taryfy antysmogowe, początkowo okazało się, że mogą być one nawet o 25 proc. droższe dla gospodarstw domowych niż istniejące taryfy G12 czy G12W.
Podczas pierwszego czytania ustawy widać było, że z ministrem Tobiszowskim stoimy w tej sprawie ramię w ramię. Być może on bardziej akcentuje wątki dotyczące sektora górniczego, a ja większy nacisk kładę na czystość powietrza. Ale prace trwają i wszyscy dążymy do uregulowania jakości paliw w Polsce. Nie mogę więc narzekać na współpracę z resortem energii. Jeśli chodzi o taryfy antysmogowe, to prace nad rozporządzeniem będą realizowane po uchwaleniu ustawy. Znane mi są argumenty zgłaszane przez różne środowiska, w tym Polskiego Alarmu Smogowego (PAS). Natomiast dla mnie jest jasne, że jeśli na poziomie ustawy zabronimy stosowania mułów i flotokoncentratów, a do tego dążymy, to nie może powstać jednocześnie akt wykonawczy, który będzie stał w sprzeczności z tymi założeniami. Błędów nie popełnia ten, kto nic nie robi. Taryfa antysmogowa była pierwszą przymiarką do przekonania Polaków, by zamiast używać węgla w domowych paleniskach, pomyśleć o alternatywnych metodach.
Tylko że próbowaliście ich przekonać podwyżką stawek.
Dlatego te taryfy zostały już skorygowane, a na dniach będę prosił Ministerstwo Energii o skompletowanie danych ze spółek energetycznych, ile gospodarstw domowych zdecydowało się skorzystać z tych nowych taryf antysmogowych, by ocenić, jak ta nowa regulacja sprawdziła się w praktyce. Zadaniem państwa jest wprowadzanie regulacji, stosowanie ich i obserwowanie, jaki efekt wywołują. Jeśli nie osiągamy założonych celów, trzeba te regulacje poprawiać. Moim zdaniem wprowadzenie taryfy antysmogowej, nawet jeśli nie stała się ona popularna wśród gospodarstw domowych, pozwoliło przynajmniej zacząć dyskusję o tym, czy za pośrednictwem regulowania taryf jesteśmy w stanie zachęcić ludzi do określonych zachowań. W taryfie za energię mamy kilka komponentów, których wysokość jest uzależniona od decyzji państwa, takich jak opłata OZE, akcyza, VAT czy opłata jakościowa. Można więc myśleć nad tym, czy nie warto skorzystać z pewnych instrumentów fiskalnych, by zmniejszyć obciążenia taryfowe i zachęcić do korzystania z energii elektrycznej do ogrzewania kosztem palenia węglem w indywidualnych paleniskach.
Jakie korzyści gospodarstwa domowe, które zdecydowały się przejść na taryfy antysmogowe, odnoszą teraz, po tych korektach?
Nie mam jeszcze szczegółowych informacji. Największym problemem było to, że na moment wprowadzenia tych nowych taryf na terenie Małopolski i Śląska obowiązywała taryfa G12W, a symulacje pokazywały, że jest ona rzeczywiście korzystniejsza. Użytkownikiem, o którego chodziło, była – powiedzmy na przykładzie – starsza niezamożna pani, która zamieniła palenisko w piecu kaflowym na grzałkę elektryczną. Mamy starzejące się społeczeństwo, a w dodatku w Krakowie od października 2019 r. nie będzie można używać w ogóle paliw stałych. Symulacja zrobiona pod taką modelową osobę pokazywała, że ta starsza pani, przechodząc na taryfę antysmogową, płaciłaby więcej niż przy taryfie G12W. To wywołało kontrowersje i protesty. Nikt jednak na siłę nie przenosił tych ludzi ze starej taryfy na nową. Mimo to uważam, że instrument taryfowy może być atrakcyjny, bo tu za konkretną propozycją ludzie zagłosują własnymi portfelami. Pamiętajmy, że nie ma jakiegoś jednego remedium na wszystkie problemy. Chodzi o stworzenie orkiestry składającej się z wielu instrumentów, które będą grały w jednej tonacji.
Polski Alarm Smogowy podsumował, że rząd jak dotąd zrealizował w pełni tylko jeden z 15 punktów programu „Czyste Powietrze”. Aktywiści stawiają wręcz tezę, że na skutek opieszałości rządu czeka nas kolejny sezon grzewczy ze smogiem.
Wartością tego programu jest to, że są tam zawarte konkretne deklaracje i rząd podał terminy realizacji tych zobowiązań. Dzięki temu media i organizacje pozarządowe mają wygodne narzędzie do rozliczania nas z tych działań. Przy czym trzeba powiedzieć, że nie wszystkie punkty rządowego programu są równie istotne. Dla mnie najważniejsze są trzy jego filary: normy jakościowe dla kotłów, normy dla paliw i kwestia ubóstwa energetycznego. Nie da się przecież zwalczyć smogu bez zaopiekowania się ludźmi najbardziej potrzebującymi, którzy ze względów ekonomicznych palą, czym popadnie.
Kogo uznajemy za ubogiego energetycznie?
To problem, z którym Polska próbuje się uporać od bodajże 10 lat. Powstało wiele analiz i opracowań, ale dla mnie największe znaczenie ma materiał przygotowany przez Instytut Badań Strukturalnych z lutego tego roku, w którym wykorzystano miernik „niskie dochody, wysokie koszty”. Czyli badamy te dwa komponenty w kontekście energii cieplnej. Z tych badań wynika, że osób ubogich energetycznie mamy w kraju 12,2 proc. populacji, czyli ok. 4,6 mln Polaków. A więc ta grupa jest większa niż grupa ubogich w świetle przepisów o pomocy socjalnej. Poprosiłem instytut o pogłębienie tych badań. Spostrzeżenia są niezwykle ciekawe. Po pierwsze, okazuje się, że z tej grupy 13 proc. osób mieszka w miejscowościach powyżej 100 tys. mieszkańców. Po drugie, 25 proc. osób ubogich energetycznie mieszka w domach wielorodzinnych, a pozostali w jednorodzinnych. To spostrzeżenie idealnie skleja się ze wszystkimi diagnozami mówiącymi, że głównym źródłem smogu w Polsce jest niska emisja, czyli to, co generują gospodarstwa domowe.
Mając tę wiedzę, ustawowo zdefiniujecie pojęcie ubóstwa energetycznego?
Chcemy zrobić pierwszą przymiarkę do tego. Planujemy wspólnie z 33 najbardziej zanieczyszczonymi gminami w Polsce przeprowadzić pilotaż termomodernizacji i w ramach tego projektu zdefiniować osoby ubogie energetycznie. Po to, by do nich zaadresować pomoc. W ciągu dwóch–trzech tygodni opublikujemy wspólnie z instytutem kolejne badanie. Na razie z tych analiz wynika, że ok. 850 tys. budynków jednorodzinnych jest zamieszkanych przez osoby ubogie energetycznie. Będziemy w stanie też oszacować, jak to wygląda w podziale na województwa.
Czy kierując do takich osób punktową pomoc, tzn. fundując im nowe piece i remontując budynki, nie stworzymy nowej kategorii osób ubogich energetycznie? W końcu podniesienie standardów i ich późniejsze utrzymanie też kosztuje.
Diagnoza dotycząca polskich gospodarstw domowych jest znana, my walczymy o poprawę efektywności energetycznej, czyli by pomóc ludziom zmniejszyć rachunki, które płacą, i zmniejszyć niską emisję. Przeciętny budżet na termomodernizację budynków należących do tych najmniej zamożnych Polaków oraz wymianę źródła ciepła szacujemy na ok. 53 tys. zł brutto. W gminie Skawina jesteśmy już po pierwszych tego typu audytach budynków, one są dokładnie analizowane. Sprawdzamy, jak całe przedsięwzięcie wpłynie potem na koszty utrzymania gospodarstwa domowego. Nie możemy zrobić tego tak, aby wpędzić tych ludzi w kolejne kłopoty. Jednoznaczne oceny są trudne o tyle, że ta grupa i ich sytuacja nigdy nie została dokładnie i kompleksowo zbadana. My to nadrabiamy, wspólnie z samorządami. W perspektywie dwóch–trzech miesięcy będziemy mieli już ok. 30 audytów tego rodzaju domostw.
Duże miasta nie wejdą do pilotażu termomodernizacji. Czy dla nich będzie jakaś oferta ze strony rządu?
Na liście najbardziej zanieczyszczonych gmin mamy osiem miast śląskich, a do tego Kraków i Kalisz. Jestem po spotkaniach z pięcioma samorządami ze Śląska, trwają uzgodnienia. Pamiętajmy, że specyfika miast powyżej 100 tys. mieszkańców jest zupełnie inna niż mniejszych jednostek. Z moich rozmów rysuje się obraz absolutnie zaniedbanego tematu wielorodzinnych budynków komunalnych. Znalazły się one wręcz w swoistym „trójkącie bermudzkim” finansowania publicznego. Samorządy praktycznie nie były w stanie sięgać po pieniądze z Funduszu Termomodernizacji i Remontów czy funduszy europejskich. Jakiekolwiek termomodernizacje czy remonty mogły być realizowane tylko ze środków własnych gmin. Po to się spotykam z samorządami dużych miast, by określić ich indywidualną specyfikę. Chcemy wypracować konkretne rozwiązania w zakresie termomodernizacji tych budynków.
Jaki jest pana cel do końca tego roku, jeśli chodzi o walkę ze smogiem i wdrażanie rządowego programu?
Jeżeli doprowadzimy do uchwalenia ustawy termomodernizacyjnej i uruchomienia 180 mln zł na ten cel, to ilość doświadczeń i skala wiedzy wyniesiona z tego będzie stanowić wartość, którą następnie będziemy mogli podzielić się np. z miejskimi ośrodkami pomocy społecznej w całej Polsce. Dzisiaj ta wiedza byłaby co najwyżej teoretyczna. Natomiast jeśli chodzi o pozostałe działania, to na koniec tego roku powinniśmy uszczelnić przepisy dotyczące kotłów na paliwa stałe oraz mieć uchwaloną ustawę o normach jakości paliw stałych wraz z rozporządzeniem. W kwestii ubóstwa energetycznego, do końca tego miesiąca chciałbym już pokazać projekt ustawy o wspieraniu termomodernizacji w wersji uwzględniającej uwagi z procesu konsultacji. Będę namawiał decydentów, by jeszcze przed wakacjami przyjął ją parlament. Do tego czasu mamy jeszcze trzy posiedzenia Wysokiej Izby. Zakładam, że podpisanie umowy termomodernizacyjnej z pierwszym miastem nastąpi najpóźniej na początku tegorocznego sezonu grzewczego.
Temat smogu zazwyczaj mija, gdy kończy się sezon grzewczy. Ale ten rok jest specyficzny, bo mamy kampanię samorządową. Myśli pan, że smog będzie w niej obecny?
Gdyby wybory były na wiosnę, a nie na jesieni, to myślę, że smog miałby jeszcze większe znaczenie. Ale regularnie spotykam się z mieszkańcami miejscowości z najbardziej zanieczyszczonym powietrzem i jestem przekonany, że jakość powietrza jest dla nich fundamentalna. Nie wiem, czy w całej Polsce, ale tam na pewno temat smogu będzie miał istotne znaczenie w wyborczych zmaganiach kandydatów.