Decyzji o budowie elektrowni atomowej brak. Nowej polityki energetycznej też nie mamy. Co nie znaczy, że w branży nic się nie dzieje.
Dziś w południe w Sejmie na komisji skarbu i energii zaplanowano pierwsze czytania dwóch ważnych ustaw. O jakości paliw stałych (rząd obiecywał ją do połowy 2017 r.) oraz nowelizacji prawa dla odnawialnych źródeł energii, która ma pozwolić m.in. na załagodzenie konfliktów na linii rząd – właściciele farm wiatrowych. Jednak o ile w energetyce nie brakuje działań doraźnych, o tyle długofalowego planu, ale przede wszystkim pomysłu na ten plan, wciąż nie ma.
Rząd zapowiadał, że do końca 2017 r. poznamy nową politykę energetyczną państwa do 2030 r. z perspektywą do 2050 r. Naturalne było więc, że także do końca ubiegłego roku zapadnie decyzja o budowie (lub nie) pierwszej elektrowni atomowej w naszym kraju. Tymczasem ani pierwsza, ani druga zapowiedź nie została spełniona. Tak naprawdę nikt nie wie, kiedy powstanie kluczowa dla branży strategia rządowa i jak ostatecznie będzie wyglądała struktura wytwarzania energii w kolejnych latach (ewentualna elektrownia atomowa odpowiadałaby za ok. 10 proc. produkcji).
Dziś wiemy tylko, że wciąż 85 proc. prądu produkujemy z węgla i w kolejnych latach to ten surowiec (kamienny i brunatny) wciąż ma być podstawą naszej gospodarki.
Wiadomo także, że na znaczeniu zyskiwać będzie gaz. Po pierwsze, rząd podkreśla, że budowa rurociągu Baltic Pipe z Norwegii do Polski przez Danię, która ma pozwolić na uniezależnienie się od dostaw paliwa z Rosji, szykowana jest zgodnie z planem. Po drugie, kolejne statki z gazem skroplonym przypływają do gazoportu. A po trzecie, nasze spółki energetyczne głośniej mówią o budowie bloków gazowych, np. PGNiG na Żeraniu ma zastąpić stare bloki węglowe większym gazowo-parowym, a PGE w Dolnej Odrze zmieniła zdanie i zamiast bloku węglowego postawi gazowy.
Ale na tym nasza wiedza się kończy. Ilekroć bowiem pytamy ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego o decyzję dotyczącą siłowni jądrowej, słyszymy, że jego marzeniem jest, by pierwszy reaktor zaczął być budowany za jego kadencji w resorcie. Ale jednocześnie minister podkreśla, że jest to jego życzeniowe myślenie mające mobilizować innych członków rządu.
Jednak coraz głośniej mówi się o tym, że kierunkowej decyzji w sprawie „atomówki” nie będzie aż do wyborów samorządowych, a to oznacza, że zapowiedzi o uruchomieniu pierwszego reaktora do 2030 r. możemy włożyć między bajki.
Rząd wie też, że z górnictwem węglowym nie ma co zadzierać – strategia dla tej branży została przyjęta w styczniu tego roku i to mimo braku nowej polityki energetycznej państwa. Strategii dla węgla brunatnego nie ma.
Podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego te tematy będą niewątpliwie wiodącymi – wszyscy bowiem pamiętają, jak rok temu minister Tchórzewski uzasadniał, że dwutlenku węgla (w energetyce najwięcej emitują go bloki węglowe) potrzebują... nasze topole.
Jednak w kontekście podkreślanego przez polityków bezpieczeństwa energetycznego państwa (będzie mu poświęcony odrębny panel) dyskusji o energetyce nigdy dość. Zwłaszcza że rządowi udało się przekonać Brukselę, że rynek mocy (mechanizm pozwalający na płacenie wytwórcom energii nie tylko za jej wytwarzanie, ale i gotowość do pracy w szczycie), mimo iż w Polsce będzie się głównie opierał na węglu, jest nam niezbędny do uniknięcia blackoutu. To połowiczny sukces, bo Komisja Europejska zastrzegła w swej decyzji, że przepisy będą musiały być zgodne z wypracowywanym właśnie pakietem zimowym, czyli dyrektywami energetycznymi, które będą obowiązywać po 2021 r., ale na pewno jest to krok do przodu.
Podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego (14–16 maja) nie zabraknie dyskusji o elektromobilności – ustawa zgodnie z zapowiedzią już obowiązuje, a temat jest oczkiem w głowie premiera Mateusza Morawieckiego. W dyskusji ma wziąć udział wiceminister energii Michał Kurtyka.