Brytyjski inwestor Tamar Resources zapewnia, że nie ma powiązań z rosyjskim kapitałem.
O tym, że Tamar chce być inwestorem zamkniętej w 2017 r. kopalni węgla kamiennego Krupiński, DGP pisał jako pierwszy w listopadzie. Wtedy szef i właściciel Tamara George Rogers nie chciał komentować sprawy. Dziś rozmawia chętniej.
– Chcielibyśmy doprowadzić do ponownego otwarcia Krupińskiego jako kopalni węgla koksowego, a to koszt 600 mln zł. Nasza spółka nawiązała współpracę z Solidarnością i związkiem pracowników na Krupińskim, z którymi podpisaliśmy list intencyjny – mówi. Partnerem finansowym założonego w czerwcu 2017 r. Tamara ma być prywatny fundusz kapitałowy z Wysp.
Poza Rogersem w skład kierownictwa Tamara wchodzi Eike von der Linden, inżynier górnictwa i ekonomista ds. minerałów. Jest tam też brytyjski biznesmen James Huddlestone oraz Irlandczyk Gareth Penny. Ten ostatni w latach 2012–2016 był dyrektorem w New World Resources, koncernie czeskiego miliardera Zdenka Bakali. NWR chciał przejąć kilka lat temu lubelską Bogdankę i reaktywować kopalnię Dębieńsko (dziś koncesję ma tam australijska Prairie Mining, od której może ją odkupić Jastrzębska Spółka Węglowa). Penny jest przewodniczącym rady nadzorczej rosyjskiej spółki Nornikiel, największego na świecie producenta niklu.
Ta informacja spowodowała, że gdy Tamar przedstawił swój biznesplan, w resorcie energii zapaliło się czerwone światełko. Nornikiel należy do oligarchów z najbliższego otoczenia Władimira Putina. Penny’ego do rady nadzorczej Norniklu zgłosił Władimir Potanin, drugi na liście najbogatszych Rosjan. Koncern zaprzecza, by miał coś wspólnego z pomysłami inwestycji w Krupińskiego. – Gareth Penny jest niezależnym dyrektorem. Nornikiel nie odpowiada za jego działalność – zapewnia Marija Czerkasowa z biura prasowego spółki.
Dziennik Gazeta Prawna
– Mamy przyjemność mieć w zespole osobę o tak wysokiej pozycji międzynarodowej. Nie odegrała ona jednak żadnej roli w pozyskiwaniu kapitału. Ani fundusze nie pochodzą z Rosji, ani ja nie mam z nią żadnych powiązań – zapewnia nas Rogers. – Chcemy, by kopalnia była zarządzana przez obywateli polskich. Ściśle współpracujemy z gminą Suszec, która popiera nasze działania. Mamy nadzieję na szybkie spotkanie z ministrem energii w celu omówienia planu. Czas nie gra na korzyść kopalni. Tamowanie wyrobisk ma się rozpocząć jeszcze w tym miesiącu, a ich postęp utrudni i zwiększy koszt inwestycji – dodaje.
„Ministerstwo wyraziło gotowość na spotkanie po uprzednim zaprezentowaniu informacji dotyczących m.in. potencjału organizacyjnego i finansowego zainteresowanego podmiotu oraz jego dotychczasowych sukcesów w podobnych transakcjach” – czytamy w odpowiedzi resortu energii na nasze pytania. Dominik Kolorz, szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności, przekonuje, że plany inwestora są poważne i ma on świadomość konieczności zwrotu pomocy publicznej (kopalnie są likwidowane za pieniędze z budżetu, przy reaktywacji trzeba je oddać). Dla Krupińskiego to ok. 100 mln zł. Żeby Tamar mógł zbadać złoża, potrzebuje koncesji. A ta wraz z kopalnią jest w Spółce Restrukturyzacji Kopalń i bez zielonego światła z resortu nie można tego zmienić.
Równolegle o złoża Krupińskiego powalczy JSW, która zamknęła tę kopalnię. Nasi rozmówcy twierdzą, że to próba blokowania Tamara. – Przy przekazaniu kopalni do SRK pojawiły się zarzuty, że JSW nie wykorzystuje możliwości eksploatacji złoża węgla koksowego zlokalizowanego na południe od kopalni – mówi rzeczniczka JSW Katarzyna Jabłońska-Bajer. – Złoże jest słabo rozpoznane i oddzielone od kopalni trudnym uskokiem. Ale w trosce o przyszłą bazę zasobową został wyznaczony obszar między kopalniami Krupiński a Pniówek. JSW uzyskała koncesję poszukiwawczą i zaplanowała wykonanie tam otworów badawczych – dodaje. Nie ma mowy o żadnej blokadzie.
Sprawa zamknięcia kopalni wciąż budzi emocje. Resort energii planuje złożyć doniesienie do prokuratury lub CBA dotyczące możliwości popełnienia przestępstwa przez zarząd JSW w czasach rządów PO-PSL w związku z kopalnią Krupiński. Część infrastruktury Krupińskiego chciał wydzierżawić niemiecki HMS Bergbau, którego przedstawicielem w Polsce była firma Silesian Coal, z byłym wiceministrem gospodarki Jerzym Markowskim na czele.
Niemcy, którzy projekt i koncesję kupili od holdingu Kulczyka, chcieli się dostać do sąsiedniego złoża Orzesze bez budowy nowej infrastruktury. Zaproponowali JSW doinwestowanie Krupińskiego 150 mln euro oraz opłatę za korzystanie z urządzeń – 120 mln zł rocznie. Ówczesny prezes Jarosław Zagórowski nie chciał podpisać umowy; zrobił to jego następca, p.o. prezesa Jerzy Borecki. Chwilę później wypowiedział ją kolejny prezes Edward Szlęk. Ale w doniesieniu to zarządowi Zagórowskiego przy współpracy z Markowskim zarzuca się narażenie JSW na stratę kilku miliardów złotych – twierdzą nasi rozmówcy. Prokuratura i CBA nie potwierdzają, czy doniesienie już złożono. Zagórowski i Markowski są zaskoczeni. Resort energii nie odpowiada na pytania.