Sejm przyjął w środę ustawę o rynku mocy. Zawarte w niej regulacje mają zagwarantować dostępność odpowiednich do potrzeb zasobów mocy w źródłach, wytwarzających energię elektryczną. Od 2021 r. konsumenci w rachunkach będą płacić specjalną opłatę mocową.

Za ustawą głosowało 243 posłów, 181 było przeciwko, siedmiu się wstrzymało. Wcześniej przyjęto kilkanaście poprawek zgłoszonych w trakcie II czytania i zarekomendowanych przez komisję energii i skarbu.

W takcie głosowań posłowie opozycji zadawali pytania, w których głównie domagali się odpowiedzi, jakie koszty wprowadzenia rynku mocy poniosą konsumenci. Padały również pytania o import węgla z Rosji oraz o doniesienia o domniemanym braku wymaganych zapasów węgla w elektrowniach.

Sprawozdawca Wojciech Zubowski z PiS oświadczył, że koszt wprowadzenia rynku mocy będzie poniżej 2 zł miesięcznie dla przeciętnego gospodarstwa domowego. Natomiast niewprowadzenie tej ustawy - według niego - to straty dla gospodarki w wysokości co najmniej 10 mld zł rocznie.

Tuż przed głosowaniem całości ustawy wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski oświadczył natomiast, że bez ustawy o rynku mocy "za dwa lata nie ma prądu w gniazdkach". Mówiąc o kosztach dla konsumentów, Tobiszowski stwierdził, że na rachunkach będzie wydzielona pozycja z tytułu płatności za moc, ale dziś "nikt nie jest w stanie powiedzieć, że w 2021 r. będą podwyżki". Odnosząc się do pytań o rosyjski węgiel, Tobiszowski stwierdził, że import węgla jest na takim poziomie, jak dwa lata temu, węgiel ten trafia do odbiorców indywidualnych, a nie do elektrowni. Natomiast sprawę domniemanego braku zapasów w elektrowniach nazwał "wprowadzaniem opinii publicznej w błąd".

Ustawa trafi teraz do Senatu.

Rynek mocy jest w założeniu mechanizmem wsparcia dla elektrowni i firm energetycznych. Dzisiejsze ceny energii na rynku hurtowym są bowiem na tyle niskie, że nie pozwalają zarobić na spłatę kredytu na budowę nowej elektrowni, praktycznie w każdej technologii. Ceny spychają w dół m.in. OZE. W Polsce są to akurat farmy wiatrowe, które wypierają z rynku najstarsze i najgorsze bloki węglowe. Ponieważ inwestycje w nowe, konwencjonalne jednostki wytwórcze są nieopłacalne, wraz z zamykaniem najstarszych źródeł pojawia się groźba, że w ich miejsce nie powstaną nowe.

Rynek mocy wprowadza zatem wsparcie w postaci dodatkowego wynagrodzenia - płatności mocowych - dla źródeł wytwórczych za to, że przez określony w kontrakcie czas, w razie potrzeby, np. niedoboru energii, będą dysponować odpowiednią mocą. Czyli będą mogły dostarczyć potrzebnej energii. Rząd liczy, że firmy energetyczne, dysponując takim dodatkowym źródłem dochodów będą w stanie sfinansować modernizację albo budowę nowych bloków.

Oferty na wysokość oczekiwanego wynagrodzenia za moc będą wyłaniane w specjalnych aukcjach, które zaczną się w grudniu 2018 r. Wyjątkowo odbędą się wtedy trzy aukcje - na moc w latach 2021, 2022, 2023. Od 2019 r. odbywać się będzie jedna aukcja rocznie - na rezerwację mocy pięć lat w przód.

Aukcje będą wygrywać najtańsze oferty przy maksymalnym uwzględnieniu oczekiwanej przez KE neutralności technologicznej. Na podobnych zasadach trzeba więc będzie rozpatrywać oferty krajowych elektrowni, ale i - w określonej wysokości - zagranicznych źródeł, a także usługi DSR, czyli ograniczanie zużycia energii i pobieranej mocy na żądanie.

Na płatności mocowe złożą się wszyscy odbiorcy w postaci kolejnej pozycji na rachunkach za energię. Konsumenci odczują te płatności od 2021 r. Według pierwszych szacunków rynek mocy miałby kosztować ok. 4 mld zł rocznie, ale - jak podkreślał wcześniej minister energii Krzysztof Tchórzewski - ostateczny rachunek będzie zależeć od wyników aukcji i wysokości zwycięskich ofert. Według ministerstwa przeciętne gospodarstwo domowe zapłaci sporo poniżej 10 zł miesięcznie w zamian za gwarancję nieprzerwanych dostaw energii.

Projekt ustawy nie precyzuje, do kogo konkretnie popłyną te pieniądze. Przewiduje, że im większa inwestycja, tym dłuższy kontrakt. Maksymalne wsparcie przewidziano na 15 lat. Dłuższymi kontraktami premiowane będą jednostki o niskiej emisji CO2 oraz dostarczające odpowiednio dużo ciepła do komunalnych systemów grzewczych.

Zgodnie z regulacjami UE rynek mocy jest uznawany za pomoc publiczną i wymaga zgody Komisji. Rząd prenotyfikował projekt i wprowadził do niego zapisy, których oczekiwała KE.