Dostosowanie do unijnych przepisów może kosztować elektrownie miliardy złotych. Większość zamierza odsunąć te wydatki.
Marszałkowie województw mają w rękach potężną władzę. Mogą zgodzić się na derogację, czyli czasowe odstępstwo od prawa unijnego np. z powodu lokalnych uwarunkowań. Mogą ulżyć wytwórcom prądu, biorąc pod uwagę na przykład wysokie koszty niedostarczenia energii w przypadku braku derogacji. Nic dziwnego, że elektrownie liczą na ich pomoc.
Już od 2021 r. wytwórcy energii będą mieć problem z konkluzjami BAT do dyrektywy o emisjach przemysłowych, które zostały niedawno przyjęte w UE. DGP oszacował, że polska energetyka będzie musiała wydać w ciągu trzech lat ok. 10 mld zł na dostosowanie się do niższych emisji związków siarki i azotu oraz chloru i rtęci. Branża będzie próbowała uciec przed nowymi przepisami, i to nie tylko z powodu kosztów. Zapotrzebowanie na moc jest rekordowe, a konieczność wyłączenia zbyt wielu bloków na czas remontu mogłaby zakłócić funkcjonowanie systemu i spowodować przerwy w dostawie prądu. W skali całego sektora do nowych norm trzeba będzie dostosować od 20 GW do 25,7 GW, czyli ok. 75 proc. mocy konwencjonalnych dostępnych w polskim systemie. Dlatego spółki z remontami w ciągu trzech lat mogą się po prostu nie wyrobić.
Jak wynika z informacji DGP, do złożenia wniosków o derogacje szykuje się największa ze spółek, czyli PGE. Jej przedstawiciele mówią nam nieoficjalnie, że to już pewne. Szczegółów, których bloków odstępstwa mają dotyczyć, nie zdradzają.
A pozostali? – O ostatecznym poziomie wymagań, które musi spełnić konkretna instalacja, będzie decydował marszałek województwa i to od jego decyzji będzie zależeć, czy zastosuje odstępstwa w trybie art. 15.4 dyrektywy o emisjach przemysłowych – tłumaczy Daniel Iwan z biura prasowego Tauronu. – Prowadzimy analizy dotyczące zakresu modernizacji bloków energetycznych. Wskazanie jednostek, które zostaną poddane dalszej modernizacji, jest zależne m.in. od ostatecznych rozstrzygnięć dotyczących wprowadzenia w Polsce rynku mocy, co zdeterminuje opłacalność inwestycji – dodaje.
Polska stara się o zgodę Brukseli na wprowadzenie mechanizmu, który pozwoli płacić wytwórcom prądu nie tylko za realną produkcję, ale za gotowość do niej w szczycie, co właśnie nazywa się rynkiem mocy.
– Trwają analizy. Czekamy na ogłoszenie konkluzji BAT w dzienniku urzędowym UE oraz na wytyczne ustalające zasady przyznawania odstępstw – mówi nam z kolei Marcin Poznań z departamentu PR PGNiG.
Energa zamierza wdrożyć nowe prawo.
– Żadna ze spółek wchodzących w skład grupy nie będzie ubiegać się o derogacje – zapewniła nas Urszula Drukort-Matiaszuk z biura prasowego gdańskiego koncernu.
Na nasze pytania nie odpowiedziała natomiast poznańska Enea, choć to jej siłowni w Kozienicach organizacja ekologiczna HEAL zarzuca, że uchylała się od dostosowania do dotychczasowych zapisów dyrektywy emisyjnej, co przy obecnym poziomie emisji przyczynia się do 652 zgonów rocznie.
Organizacja zwróciła się już do Wojciecha Saługi, marszałka województwa śląskiego, by nie godził się na derogację. Zdaniem HEAL Saługa, który zaapelował do spółek węglowych o redukcję sprzedaży detalicznej najgorszych rodzajów węgla ze względu na skutki zdrowotne palenia odpadami węglowymi, może „stać się przykładem dla władz innych regionów, robiąc kolejny krok w celu redukcji emisji szkodliwych substancji”.
36 elektrowni węglowych w Polsce, czyli aż 78 proc., korzysta z derogacji, co według organizacji zdrowotnej HEAL powoduje 4426 przedwczesnych zgonów rocznie w naszym kraju
14 tys. o tyle, według raportu „Lifting Europe’s Dark Cloud”, do połowy 2021 r. może się zmniejszać rocznie liczba przedwczesnych zgonów w UE spowodowanych spalaniem węgla
39 mld euro o tyle według HEAL mogą spaść roczne koszty zdrowotne UE związane ze spalaniem węgla