Państwowy Węglokoks będzie kupował surowiec z zagranicy – dowiedział się DGP. Zapewne zarobią na tym Rosjanie.
Co roku z zagranicy do Polski trafia kilka milionów ton węgla. Tańsze niż krajowe paliwo kupują odbiorcy prywatni. Zagraniczne, ale już nie do celów energetycznych, a koksowniczych, sprowadza m.in. ArcelorMittal Poland. Duzi gracze, czyli spółki energetyczne kontrolowane przez Skarb Państwa, mają zakaz importowania surowca.
Jak wynika z informacji DGP, węgiel do Polski sprowadzać będzie jednoosobowa spółka Skarbu Państwa – Węglokoks, który jest równocześnie głównym eksporterem surowca.
– Duża część polskich ciepłowni, ze względu na wymagania dotyczące przepisów ochrony środowiska, potrzebuje surowca o niskim zasiarczeniu. Takiego nasze kopalnie produkują niewiele. Dlatego ciepłownie są zmuszone kupować tego typu węgiel za granicą – mówi DGP Paweł Cyz, rzecznik Węglokoksu. – W tym kontekście import jest nieunikniony. Zaangażowanie Węglokoksu, spółki Skarbu Państwa, pozwoli na większą kontrolę – tłumaczy. O możliwości importu węgla przez Węglokoks mówił już w maju na katowickim kongresie gospodarczym prezes tej spółki Sławomir Obidziński.
Ciężko się dostosować
Ostrzejsze przepisy dotyczące m.in. zawartości siarki w węglu to efekt m.in. niedawnego przyjęcia w UE konkluzji BAT do dyrektywy o emisjach przemysłowych (BAT to przepisy dotyczące emisji różnego rodzaju zanieczyszczeń przez duże zakłady przemysłowe). Z normami spalin (oprócz siarki chodzi także o rtęć, chlor i związki azotu) będą sobie musiały poradzić przede wszystkim elektrownie węglowe, dla których dostosowanie się do wymogów unijnego prawa będzie oznaczało wydatki modernizacyjne rzędu 10 mld zł. Mogą też zdecydować się na spalanie lepszej niż dotychczas jakości węgla. Modernizacji będzie wymagała większość bloków węglowych. Podobnie zresztą w ciepłowniach. One jednak, zwłaszcza te niezależne od grup energetycznych objętych zakazem importu, zamiast inwestować w instalacje odsiarczania spalin, mogą zdecydować się na jeszcze większy import węgla.
Tani i mało zasiarczony węgiel można kupić przede wszystkim w Rosji, z której i tak pochodzi ponad połowa zagranicznego paliwa trafiającego na polski rynek. Teraz może być go jeszcze więcej. Ciepłownie zawodowe (nie wliczając małych instalacji o mocach poniżej 6 MW) zużywają obecnie średnio ok. 5 mln ton węgla rocznie. Nisko zasiarczony węgiel z rosyjskich kopalń jest w stanie pokryć blisko połowę ich zapotrzebowania. – Kwestie kierunków, dostawców i wielkości importu węgla są objęte tajemnicą handlową – mówi nam Paweł Cyz.
Przepisy o jakości spalin, a więc i węgla wchodzą w życie od 2021 r. Dlaczego więc Węglokoks zdecydował o imporcie już teraz?
– Spółka porozumiała się po cichu z Polską Grupą Górniczą, która ma problemy z wydobyciem i nie będzie w stanie wywiązać się z kontraktów – mówi nam osoba znająca sprawę. Jak pisaliśmy w DGP, nasz największy producent węgla kamiennego ma poważne kłopoty z wykonaniem tegorocznego planu produkcji. Z naszych informacji wynika, że na koniec maja węglowa dziura PGG przekroczyła już 2 mln ton wobec założonego planu produkcyjnego ok. 32 mln ton w 2017 r. Spółka jednak przekonuje, że braki nadrobi.
Mniej mułu
Niedawno prezes Tomasz Rogala w rozmowie z DGP zapewnił, że tegoroczne niedobory nie powinny przekroczyć 1–1,2 mln ton, bo firma podjęła decyzję o uruchomieniu dodatkowych ścian wydobywczych. PGG od stycznia do maja wydobyła 12,2 mln ton węgla. W odpowiedzi na nasze pytania czytamy, że „plany na 2017 r. przewidują wydobycia przez PGG nie mniej niż 30 mln ton węgla i spółka podtrzymuje, że z dużym prawdopodobieństwem plan ten zostanie zrealizowany”.
– W tej chwili PGG i Węglokoks nie mają umowy dotyczącej importu węgla na rzecz Polskiej Grupy Górniczej – przekonuje nas rzecznik PGG Tomasz Głogowski i dodaje, że dla spółki priorytetem jest zabezpieczenie zapotrzebowania rynku krajowego na węgiel kamienny. Jednak mimo to spółka podjęła decyzję o wycofaniu ze sprzedaży niektórych rodzajów paliwa.
– Obecnie największe braki podażowe w zakresie miałów energetycznych dotyczą węgli o średnich parametrach jakościowych, czyli o kaloryczności na poziomie 22–23 MJ/kg. Efektem standaryzacji klas jakościowych produkowanych miałów energetycznych do tego zakresu będzie korzystne z punktu widzenia PGG obniżenie kosztu produkcji węgla oraz ograniczenie produkcji mułów – szczególnie uciążliwych dla środowiska w przypadku jego spalania przez odbiorców indywidualnych – tłumaczy Głogowski. Przypomnijmy, że po zimowej aferze smogowej rząd zapowiedział pakiet rozwiązań, które mają na celu m.in. wprowadzenie zakazu stosowania węgli najgorszej jakości, w tym m.in. mułów i flotokoncentratów przez osoby prywatne.
Związkowcy się najedzą
Z czego wynikają wydobywcze problemy PGG? W tym roku na przykład z wjechania kombajnu w kamień w kopalni Ziemowit (to jedna z największych w spółce). Słaba produkcja to również efekt obcięcia wydatków na inwestycje. Tylko w ubiegłym roku nakłady były mniejsze o 36 proc. wobec założonego planu.
Udziałowcami PGG są polskie firmy energetyczne (PGE, Enea, Energa, PGNiG Termika), ale też Węglokoks. Łączne dokapitalizowanie spółki od momentu jej powstania w maju 2016 r. przekroczyło już 3 mld zł (najwięcej kosztowało to łącznie Węglokoks, który także skonwertował część długów na udziały). Na razie jednak restrukturyzacja PGG będącej następczynią węglowego bankruta – Kompanii Węglowej – nie do końca przyniosła oczekiwane efekty (choć spółka zapewnia, że jej sytuacja jest coraz lepsza). W ubiegłym tygodniu mimo polityki cięcia kosztów zarząd zgodził się na żądania związków zawodowych i podniósł stawkę flapsów, czyli przysługujących górnikom posiłków profilaktycznych (dziś w postaci bonów) z 14,90 na 18,90 zł na dniówkę. Z naszych wyliczeń wynika, że będzie to kosztowało firmę 35–40 mln zł w skali roku. Załoga PGG chce także przywrócenia zawieszonej czternastki. Rozmowy na ten temat mają się odbyć w lipcu.