Nie może być tak, że elektrownię atomową będą budować Polacy, płacąc za nią w rachunkach za prąd - mówi w wywiadzie dla DGP Zdzisław Gawlik, prawnik, absolwent lubelskiego UMCS, w rządzie PO-PSL najpierw wiceminister, a potem minister skarbu państwa – w międzyczasie członek zarządu spółki atomowej PGE. Poseł PO, minister energii w gabinecie cieni.
Platforma Obywatelska ostro krytykuje poczynania rządu w górnictwie i energetyce. Mieliście 8 lat na reformy w tym sektorze. Górnictwo oddaliście PSL i nic z nim nie zrobiliście. Może powinniście się uderzyć w piersi?
Wpływu na to, że sektor górniczy był oddany PSL, nie miałem żadnego. Patrząc wstecz, muszę przyznać pani rację. Reforma górnictwa powinna się zacząć wcześniej, nie ma co zaklinać rzeczywistości. Gdy była dobra koniunktura, zamiast restrukturyzować, kopalnie wydawały pieniądze na niekoniecznie najważniejsze cele.
Gdy UE godziła się na dotowanie inwestycji początkowych w kopalniach, to raz znaleźliście 400 mln zł. PiS udało się uzyskać zgodę Brukseli na wydanie 8 mld zł na likwidację nierentownych kopalń.
Wtedy górnictwo miało pieniądze. Dosypywanie ich tym, którzy je mają, byłoby nieracjonalne. Dobre czasy nie trwają jednak wiecznie, trzeba myśleć o przyszłości. Węgiel jest coraz głębiej, jest trudniej dostępny, jest więcej zagrożeń, więc i koszt pozyskania surowca jest większy. Jeśli zarządzający projektem tego nie widzi, to błąd.
W 2014 r. premier Donald Tusk zapewniał, że nie będzie zamykania kopalń. Potem obecna premier Beata Szydło zapewniała w 2015 r. podczas kampanii o tym samym. A dziś wytykacie rządowi, że zamyka kopalnie. A co mają robić, skoro zastali bałagan?
Dzisiaj trzeba się odnosić do sytuacji, w której mamy wyeksploatowane złoża albo ekonomiczna zasadność eksploatacji jest niewielka. Tylko niemądry zakładałby dalsze funkcjonowanie takiej kopalni.
Ale kopalnia Krupiński ma złoża, ma też straty i jest zamykana.
Decyzja o tej likwidacji jest błędem, bo są tam przygotowane złoża i ściany wydobywcze. Czy ktoś za to odpowie? Trzeba policzyć te inwestycje i miliardową wartość węgla pod ziemią. Krupiński to stosunkowo nowa kopalnia z dużymi zasobami. Uważam, że do tego tematu trzeba podejść z rozwagą.
Mieliście koncepcję ratowania górnictwa przez energetykę. PiS to robi. Dlaczego ich krytykujecie?
Nasza koncepcja konsolidacji była inna. Moja wizja restrukturyzacji sektora była też inna niż kolegów z rządu. Nie chcę przesądzać, kto miał rację. Moim zdaniem w pierwszej kolejności należało połączyć grupy energetyczne i je wzmocnić, a dopiero potem angażować je w konsolidację z sektorem węglowym. Czy tak jest dziś? Tego nie chcę oceniać.
Ale gdy chcieliście łączyć PGE i Energę, UOKiK powiedział „nie”.
Wedle analiz, które były dostępne w resorcie skarbu, ten projekt był możliwy do przeprowadzenia. Nie udało się, zabrakło czasu, ale to był dobry pomysł. Przecież nie chodzi o to, by słabszy ciągnął silniejszego w dół, a dzisiaj tak to wygląda. Energetyka jest angażowana, a to w ratowanie kopalń, a to np. Polimeksu-Mostostalu. Świadczy o tym również zmiana w statucie PGE, że spółka jest gwarantem bezpieczeństwa energetycznego państwa, a więc nie musi przynosić zysków. Czyli dorwaliśmy kawałek dobrze funkcjonującego segmentu gospodarki i ma to być lek na wszelkie bolączki.
Wy też angażowaliście energetykę w mnóstwo projektów. Czy to gaz łupkowy, czy morskie farmy wiatrowe, czy energetyka atomowa, której do dzisiaj nie ma. Za waszych czasów powstała spółka PGE Energetyka Jądrowa.
A jak mieliśmy zrealizować ten projekt? Nie zakładaliśmy dzielenia go na kawałki, jak robi to PiS. KE po dwóch latach negocjacji wydała zgodę na projekt zintegrowany, bez uwzględniania prawa zamówień publicznych. Dzisiejsze pomysły to krok o trzy lata wstecz. Gdy była podejmowana decyzja o projekcie, nie było wybranej technologii, w prekwalifikacjach brało udział kilka firm. Finansowanie miało być określone wraz z wyborem technologii – jego plan miał pokazać ten, który przychodzi z projektem. Braliśmy pod uwagę kontrakty różnicowe (gwarancja stałej ceny przez państwo z możliwością dopłaty, gdy cena niższa – red.), którym PiS mówi zdecydowane „nie”. Anglicy zgodę na to dostali. My też mogliśmy.
Dziś ceny hurtowe energii są jednak za niskie na to, by powiedzieć: budujemy. Czy na miejscu ministra energii podjąłby pan dzisiaj decyzję o budowie elektrowni atomowej?
Tak, ale według scenariusza zakładanego przez nasz rząd. Nie może być tak, że elektrownię będą budować Polacy, płacąc za to w rachunkach za prąd. Korzyści dla gospodarki z takiej elektrowni byłyby ogromne.
Tylko my dzisiaj nie mamy nawet lokalizacji. Mamy za to jako członek UE zobowiązania do mniejszej emisji CO2. Za chwilę zaostrzy się unijny system handlu emisjami EU ETS, do którego włączony zostanie także metan emitowany przy wydobyciu węgla. A jeśli nie zbudujemy elektrowni atomowej, to jak będzie wyglądać nasz miks energetyczny? Kupimy więcej gazu?
Odnawialne źródła energii nie zaspokoją wszystkich naszych potrzeb i nie zapewnią nam bezpieczeństwa energetycznego. Na energię odnawialną trzeba patrzeć przez pryzmat ekonomii, a nie ideologii, jak choćby w przypadku geotermii. Udział węgla w energetyce będzie spadał, to pewne. A bazę konwencjonalną jednak musimy mieć – zostaje nam więc gaz. Już dziś importujemy go więcej, bo zużycie rośnie.
Rozmawia pan z ministrem energii Krzysztofem Tchórzewskim o nowej polityce energetycznej Polski?
Nie chcę się narzucać. Jeśli minister uzna, że jestem partnerem do rozmowy – jestem otwarty, ale trudno, żebym to ja zapraszał na rozmowę pana ministra.