Trzy reaktory do 2050 r., w zamian możliwość dłuższej produkcji prądu z węgla.
Szef resortu energii Krzysztof Tchórzewski polską elektrownię atomową traktuje wprawdzie w kategoriach „jeżeli powstanie”, ale przyznał wczoraj, że może to być karta przetargowa w rozmowach z Brukselą dotyczących tzw. pakietu zimowego, czyli unijnych dyrektyw energetycznych.
Komisja Europejska chce, by limit emisji CO2, czyli 550 g/1 kWh, dotyczył nowych mocy wytwórczych. To praktycznie eliminuje węgiel, bo nawet najnowocześniejsze bloki nim opalane nie schodzą poniżej 700 g/1 kWh. Tymczasem Polska stara się o zgodę na stworzenie tzw. rynku mocy, polegającego na płaceniu firmom energetycznym publicznymi pieniędzmi za gotowość do wytwarzania prądu w szczytowych okresach poboru, opartego na węglu. Proponujemy przy tym, by limit 550 g/1 kWh liczony był nie dla poszczególnych instalacji, ale dla całego kraju.
Tchórzewski tłumaczy, że gdyby było możliwe takie uśrednienie i wybudowalibyśmy pierwszy blok atomowy do 2030 r., a dwa kolejne do 2050 r., to dłużej moglibyśmy korzystać z węgla.
– Patrząc na poziom emisji CO2, biorąc pod uwagę rozwój odnawialnych źródeł energii, bylibyśmy poniżej obecnie zakładanych norm unijnych – przekonywał wczoraj. Dodał także, że woli rozwój atomu niż np. morskiej energetyki wiatrowej.
Minister przyznał, że wciąż nie ma wypracowanego modelu finansowania budowy elektrowni atomowej. Zaplanowane ok. 3 GW takiej mocy to koszt rzędu 50 mld zł. Kilka tygodni temu Tchórzewski mówił, że finansowanie inwestycji z budżetu państwa nie jest możliwe. Wczoraj potwierdził także, że nie ma mowy, by w grę wchodziły tzw. kontrakty różnicowe, czyli zagwarantowanie przez państwo operatorowi stałej ceny za wyprodukowaną energię. Zaznaczył, że pod uwagę brane jest pokrycie 50 proc. kosztów z kredytów, a na resztę powinni się znaleźć inwestorzy. Pytany, czy zagraniczni, odpowiedział, że jest przekonany, iż znajdą się krajowi.
Decyzje dotyczące modelu finansowania siłowni jądrowej mają zapaść do końca półrocza, a o ewentualnej budowie do końca roku.
Problem w tym, że hurtowe ceny energii są obecnie niskie, a koszt budowy 1 GW elektrowni atomowej w Polsce to ok. 16 mld zł. Trzy razy więcej niż bloku węglowego o tej samej mocy.
– A przecież spółki muszą mieć pieniądze na dostosowanie się do unijnych dyrektyw, modernizację i budowę linii przesyłowych oraz dokończenie rozpoczętych już inwestycji głównie w wielkie bloki węglowe – mówił niedawno DGP prof. Konrad Świrski z Politechniki Warszawskiej. – Nawet jeśli obliczymy zdolność kredytową, banki w to nie wejdą. To zbyt duże ryzyko. I nie mówię tu o bezpieczeństwie energetyki atomowej w sensie jej funkcjonowania, ale o ryzyku samej inwestycji, która będzie się zwracać 30–40 lat albo i dłużej – dodał.
6 GW tyle we wstępnych założeniach poprzedniego rządu miała wynosić moc polskiej siłowni atomowej
10 lat tyle wynosi rekordowe opóźnienie budowy reaktora atomowego w Finlandii