Aż 49 proc. Polaków twierdzi, że biorąc pod uwagę swój obecny stan zdrowia, nie będzie w stanie pracować aż do emerytury – wynika z niepublikowanego jeszcze badania MillwardBrown dla inicjatywy „Głosuję na zdrowie”.
– System musi być tak zorganizowany, by w przypadku problemu zdrowotnego osoby pracującej nastąpiła szybka i odpowiednia do potrzeb interwencja medyczna – mówi dr Małgorzata Gałązka-Sobotka z Uczelni Łazarskiego, ekspertka inicjatywy „Głosuję na zdrowie”.
Niestety kolejne rządy zapominają o pracownikach, co znajduje odzwierciedlenie w poziomie wydatków NFZ w podziale na grupy wiekowe. Ich wzrost widać przede wszystkim w grupie najmłodszych i najstarszych pacjentów. Tymczasem zdaniem ekspertów ze względów ekonomicznych oraz demograficznych potrzebny jest nacisk na zdrowie pracowników. Tym bardziej że większość z nich chciałaby pracować jak najdłużej.
Zdaniem dr Małgorzaty Gałązki-Sobotki tak jak w przypadku chorych onkologicznie, tak i dla pracowników powinny zostać ustalone maksymalne terminy, w których ma im być udzielone świadczenie (np. wizyta u specjalisty).
– Pracownik chory albo nie pracuje, albo jest nieefektywny i odbija się to zarówno na wydajności przedsiębiorstwa, jak również w skali makroekonomicznej. Tak więc w interesie całego społeczeństwa jest to, by szybko wrócił do zdrowia, zarabiał i opłacał składki, z których są wypłacane chociażby świadczenia dla osób nieaktywnych zawodowo – dodaje ekspertka.
Potrzebny jest też dostęp do leków pozwalających m.in. osobom chorym przewlekle, np. na cukrzycę, astmę czy nadciśnienie, ustabilizować chorobę i pozostać na rynku pracy. Jednak jak zwracają uwagę eksperci, resort zdrowia i NFZ patrzą na tego typu wydatki wyłącznie pod kątem swoich budżetów, a nie np. kosztów dla ZUS wynikających z dłuższej nieobecności chorego w pracy.
Kolejną kwestią do naprawy jest medycyna pracy, która lekarzy tej specjalności zepchnęła wyłącznie do roli tzw. wystawiaczy zaświadczeń.