Samorządy będą przekonywać rodziców do wysyłania sześciolatków do szkoły. Jeśli się nie uda, zapowiadają łączenie pierwszych klas z drugimi.
To już pewne. Sześciolatki od przyszłego roku szkolnego nie będą musiały chodzić do szkoły. Przy czym co do zasady to rodzice mają ostatecznie zdecydować, czy swoją pociechę pozostawić w przedszkolu, czy wysłać do pierwszej klasy. Wszystko więc wskazuje na to, że w niektórych gminach pierwsze klasy w roku szkolnym 2016/2017 będą puste lub będą liczyć co najwyżej kilkoro uczniów – siedmiolatków, których rodzice w tym roku zdecydowali się na odroczenie obowiązku szkolnego. Z tym nowym wyzwaniem starają się już zmierzyć samorządy. DGP zrobił sondę w gminach i zapytał, jakie planują rozwiązania w tym zakresie.
Będą dowozić
Samorządy przyznają, że będą dowozić dzieci poza wyznaczony rejon, jeśli nie będzie można skompletować klasy. To jeden z kilku pomysłów, który pojawia się najczęściej.
– W pięciu placówkach prowadzonych przez gminę odroczonych jest obecnie odpowiednio: 11, 6, 4, 3 maluchów. W przypadku wycofania się z obowiązku szkolnego sześciolatków tylko w jednej szkole nie powinno być problemu z zapełnieniem pierwszej klasy – mówi Marek Zdunek, wójt gminy Gołuchów (woj. wielkopolskie). – W pozostałych przypadkach, o ile nie będzie większej liczby chętnych sześciolatków, wystąpią problemy z utworzeniem pierwszych klas. Nie wykluczamy więc dowożenia dzieci do sąsiednich szkół – dodaje.
Problemów z liczebnością klas obawiają się również duże aglomeracje. – Liczba oddziałów będzie zależeć od ostatecznych regulacji prawnych w tym zakresie oraz ewentualnego wyboru rodziców dzieci sześcioletnich – mówi ostrożnie Ewa Monastyrska, dyrektor wydziału edukacji Urzędu Miasta we Wrocławiu.
Tymczasem niektóre miasta już się zastanawiają nad zmianą sieci szkół, po to by wyłączyć z tegorocznego naboru niektóre placówki. Pozostałe mają przyjmować uczniów z większego regionu.
– Teoretycznie jest możliwe, że w niektórych szkołach podstawowych w przypadku zniesienia obowiązku sześciolatków na rok szkolny 2016/2017 nie zostaną zorganizowane oddziały klas pierwszych. Potencjalnymi kandydatami do klasy pierwszej będą dzieci sześcioletnie. Ale ile z nich zostanie zgłoszonych do poszczególnych szkół, tego niestety nie wiemy – tłumaczy Kamila Busłowska z Urzędu Miasta w Białymstoku. – Prowadzenie rekrutacji tylko do niektórych szkół podstawowych wymagałoby jednak wprowadzenia zmian w uchwale w sprawie sieci takich placówek – dodaje.
Łączenie klas
– Odsetek dzieci sześcioletnich, które poszły do klasy pierwszej jest wysoki. Jeśli inne przepisy ustawy nie ulegną zmianie, będzie to bardzo trudny rok dla samorządów. Rozwiązaniem może być utrzymanie oddziałów rocznego obowiązkowego przygotowania przedszkolnego w szkołach podstawowych – uważa Grażyna Burek, pełnomocnik prezydenta Katowic ds. polityki edukacji.
Według niej dyrektorzy szkół, którzy w przyszłym roku będą mieć w pierwszych klasach tylko kilkoro dzieci, będą pewnie próbowali łączyć te oddziały z klasami drugimi. Na podjęcie takiej decyzji pozwala par. 5 ust. 7 załącznika nr 2 do rozporządzenia ministra edukacji narodowej z 21 maja 2001 r. (Dz.U. nr 61, poz. 624 ze zm.). Zgodnie z nim w szkołach działających w szczególnie trudnych warunkach demograficznych lub geograficznych dopuszcza się organizację nauczania w klasach łączonych.
– Powrót do klas łączonych będzie trudny dla nauczycieli, ale też całego procesu edukacyjnego. Niestety samorządy będą musiały się decydować na taki krok – stwierdza Marek Olszewski, wójt gminy Lubicz, przewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP.
Tłumaczy, że samorządy z pewnością nie będą prosić rodziców o pozostawienie obecnie uczących się sześciolatków w pierwszych klasach na kolejny rok w tej samej klasie.
Niektóre samorządy jednak już zapowiadają specjalne akcje propagandowe. – Gdańskie sześciolatki nie różnią się w rozwoju od swoich rówieśników z Europy Zachodniej. Chcemy o tym przypominać rodzicom podczas kampanii informacyjnej, którą rozpoczniemy zaraz po feriach zimowych. Uważam, że rodzice muszą dostać pełną informację na temat swojego dziecka, by podjąć właściwą dla niego decyzję – mówi Piotr Kowalczuk, zastępca prezydenta Gdańska ds. polityki społecznej.