Niewątpliwie jest kilka słabych punktów w opiece zdrowotnej nad dziećmi. Zostały już poznane, dlatego warto by było wprowadzić rozwiązania mogące zapobiec chorobom.
Jedną z najważniejszych zmian byłoby wprowadzenie obowiązkowych, regularnych badań profilaktycznych u dzieci zdrowych. Największe korzyści mogłyby przynieść regularne badania USG jamy brzusznej. Polskie Towarzystwo Pediatryczne apelowało, by taką diagnostykę powtarzać co roku, dopóki dziecko nie ukończy co najmniej pięciu lat. Obowiązkowe powinno być również wykonywanie cyklicznie badań morfologicznych.
Tego rodzaju działania przełożyłyby się pozytywnie na stan zdrowia dzieci. Wiele chorób nie jest wykrywanych albo są wykrywane, ale zdecydowanie za późno, bo nie robi się odpowiednich badań przesiewowych. Szczególnie dotyczy to małych dzieci, które nie są w stanie powiedzieć, co im dolega, a mogą mieć poważne zmiany w jamie brzusznej. Dzięki USG da się wykryć chociażby zmiany nowotworowe. Kiedyś prowadziłam pacjenta, który trafił do szpitala z rakiem kości, a przy okazji okazało się, że nie ma jednej nerki. Do tego czasu o tym nie wiedział, bo nigdy nie został skierowany na USG czy RTG.
Jako onkolog mogę przytoczyć wyniki badań Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego, z których wynika, że zaledwie 8–15 proc. nowotworów u dzieci jest wykrywanych we wczesnym stadium, w którym szanse na wyleczenie są większe. Tymczasem średnia europejska wynosi 25 proc.
Warto podkreślić, że Polska podpisała konwencję praw dziecka i tym samym przyjęliśmy, iż to państwo ponosi odpowiedzialność za opiekę medyczną nad dzieckiem, a nie rodzice. Obecnie – ponieważ nie ma obowiązku poddawania się bilansom, to od rodziców zależy, czy przyprowadzą dziecko, czy nie. Tymczasem powinny obowiązywać podobne reguły jak przy szczepieniach. Są one obowiązkowe, a ci, którzy się od nich uchylają, są ścigani przez GIS, grożą im także sankcje finansowe.
Projekt wprowadzający tego rodzaju zmiany był nawet rozważany przez Ministerstwo Zdrowia, jednak z powodów finansowych nie został przyjęty. Więc opieka nadal spada na rodziców. Tymczasem ci nie są aniołami, często zaniedbują i lekceważą niepokojące objawy. Kiedy czasem pytam swoich małych pacjentów, dlaczego tak późno wykryto u nich raka, mówią, że mówili rodzicom, że boli ich ręka. Ale były zbywane. Tymczasem kiedy rodzice widzą jakiekolwiek niepokojące objawy, np. asymetrię twarzy, nieprawidłowe badania moczu czy stolca, nieuzasadnione gorączki, bóle głowy – powinni natychmiast reagować. Tego nie wolno ignorować. Każdy taki sygnał powinien być badany.
Przyjęcie systemowych zmian przynajmniej pozwoliłoby na szybsze wykrywanie, a dzięki temu zmniejszenie śmiertelności dzieci np. z powodu raka. Jest to tym istotniejsze, że liczba przypadków raka się zwiększa, na co wpływ mają genetyka i zmiana sposobu życia. W latach 50. i 60. rocznie rodziło się milion dzieci i wykrywano raka u 1200. Dziś rodzi się ok. 380 tys. dzieci, a przypadków jest prawie tyle samo. Rak dotyka coraz mniejsze dzieci. Połowa przypadków to białaczka i chłoniaki, bardzo wiele jest guzów litych, w tym guzów mózgu.
Jednak rak to niejedyny problem. Kolejnym poważnym kłopotem, bo dotyczącym prawie wszystkich dzieci, jest próchnica. I znowu taki skutek przyniosło spuszczanie odpowiedzialności na barki rodziców i zdjęcie odpowiedzialności z państwa. Z danych Towarzystwa Pediatrycznego wynika, że aż 90 proc. dzieci ma próchnicę. Jest to zatem jeden z pilniejszych problemów, które należy rozwiązać w trybie przyspieszonym. Być może opieka stomatologiczna powinna wrócić w jakiejś formie do szkół.
Bardzo liczę, że wiele problemów rozwiąże wprowadzenie ustawy o zdrowiu publicznym, To będzie krok milowy. Wprowadzi profilaktykę i ma szansę stworzenia nowego stylu życia. To zaś wpłynie pozytywnie również na zdrowie dzieci.