Test szóstoklasisty, napisany 1 kwietnia, na pewno nie był żartem. Zawierał kilka zmian – zmieniono układ najważniejszych części sprawdzianu i po raz pierwszy na tym etapie dodano test z języka obcego. Nie trzeba czekać na wyniki, żeby widzieć, że odświeżony test stanowi dla publicznej edukacji ważny krok naprzód. Nowo wprowadzony element badania kompetencji z języka obcego podciągnie przede wszystkim szkoły na wsiach i w małych miastach, często w regionach ze strukturalnym bezrobociem. Wzrośnie poziom minimum w istotnym obszarze – z tego pułapu już się tak łatwo nie spada.
Już tylko ten element każe poprzeć zmiany w teście. A zwróćmy uwagę na to, że sensowna strategia edukacji językowej powiązana z badaniem kompetencji 12-latków to coś, nad czym wciąż dopiero się pracuje w wielu państwach ze znacznie dłuższym stażem w Unii, zwłaszcza na południu kontynentu. Przyjazny uczniom, dostosowany do ich wieku sprawdzian, służący nie selekcji, lecz mobilizacji, nauce skupienia i badaniu kompetencji szkół i uczniów, bardzo się przysłuży pokoleniu naszych dzieci.
Czas na następne kroki. Po pierwsze – jak w przypadku każdego nowego egzaminu państwowego – trzeba teraz, obserwując wyniki, dostosowywać go do zmian w poziomie nauczania. Test z angielskiego jest dziś śmiesznie łatwy w dużych miastach, ale motywujący poza nimi. Trzeba go tak skalibrować, by za kilka lat dobrze stawiał poprzeczkę dla wszystkich – doświadczenia gimnazjalne pokazują, że można. Kluczowe znaczenie będzie miało powiązanie z edukacją przedszkolną. Dyrektorzy przedszkoli, traktując podstawę jak obowiązujące prawo, będą musieli dostosować politykę zatrudnienia, uelastycznić strukturę etatów i sięgnąć na rynek po tysiące nowych absolwentek „edukacji przedszkolnej z angielskim”. System musi mieć też „ssanie z góry”. Zakres egzaminu gimnazjalnego z języków trzeba poszerzać o sprawności czynne: dodawać zadania pisemne, być może rozważyć egzamin ustny.
Po drugie, należy zabezpieczyć szkolny system egzaminów przed wpływem polityki. Najważniejszy jest tu nurt, który chce przemyślenia, a może i odwrócenia części założeń reformy Handkego. Z różnych stron słychać propozycje likwidacji gimnazjów i powrotu do ośmioklasowej podstawówki. W kontekście badań kompetencji ten trend grozi przesunięciem testów na wieczne „kiedyś”. To nie jest śmieszne. I są w UE precedensy – jeden z nich ilustrują szkoły we Włoszech, gdzie pod wpływem różnych argumentów oraz społecznych i ideologicznych lobbies testy końcowe usunięto z podstawówek, przesuwając etap badania kompetencji na koniec pierwszego etapu tamtejszej scuola secondaria. Pretekst mówiący o ciągłości edukacji podstawowej aż do 14-latków udało się tam sprzedać jako powód odsuwania testu na dalszy etap. Efekt obniżenia oczekiwań jest widoczny, tym wyraźniej, im dalej od Rzymu i Mediolanu. Nie idźmy tą drogą.