Tworzenie rankingów szkół opierających się na wynikach egzaminu gimnazjalnego rodzi kontrowersje - twierdzi prof. Kazimierz Przyszczypkowski, Zakład Polityki Oświatowej i Edukacji Obywatelskiej UAM.



Suchy wynik mówi wiele o samych uczniach, ale nie pozwala na ocenę pracy szkoły. Świetny wynik nie oznacza, że szkoła naprawdę dobrze uczy. Do tzw. dobrych szkół przychodzi młodzież uznawana za zdolną, która wyniosła duży kapitał społeczny z domu. Tymczasem więcej musi napracować się szkoła, która z ucznia trójkowego robi dobrego, niż ta, która innego utrzymuje na piątkach.
Szkoły tradycyjnie uznawane za najlepsze zwykle znajdują się w wielkich miastach. Tam dzieci nabywają kompetencje nie tylko w szkole, ale też w innych instytucjach, takich jak teatry, muzea, kina. Takich instytucji kultury jest zdecydowanie mniej na wsi, więc ta młodzież w punkcie wyjścia jest już w dużo gorszej sytuacji. Te szkoły, które zajmują wysokie miejsca w rankingach, przyjmują też uczniów, którzy sami są pozytywnie zmotywowani edukacyjnie. Szkoła nie jest przez nich postrzegana jako najważniejsze miejsce nabywania określonych kompetencji.
Placówki w mniejszych miejscowościach muszą tę motywację wywołać same, często bez wsparcia ze strony rodziny. Jest duża grupa rodziców, którzy nie przykładają dużej wagi do edukacji swoich dzieci, bo dla nich samych nauka nie przełożyła się na pozytywny scenariusz w życiu. Kolokwialnie mówiąc: nie widzą w niej sensu, więc niewiele oczekują od dzieci. Tu pojawiają się jeszcze inne problemy: ta grupa osób nawet nie może pomóc swoim dzieciom, choćby dlatego, że w szkole obowiązuje język, którego nie rozumieją. Nie mogą być więc partnerami w nauczaniu. Szkoła niejako sama jest zobowiązana edukować te dzieci. Kolejną rzeczą jest nieobecność książek – w szkole to ważny artefakt, ale w domu nie. Im większy jest rozdźwięk, tym większa odpowiedzialność za naukę spada na szkołę. Dlatego wskaźnikiem bardziej obiektywnym od wyniku egzaminu jest wskaźnik edukacyjnej wartości dodanej (EWD). On pokazuje, ile ze swojej wiedzy dzieci nabyły w czasie trzech lat nauki. Jeśli wzrost EWD jest zauważalny, to oznacza, że szkoła wykonuje dużą pracę.
Gdybyśmy patrzyli na problem przez pryzmat egzaminów – czy to z matematyki, czy języka polskiego, to zobaczylibyśmy, że szkoła potrafi wyposażyć ucznia w określone kompetencje matematyczne bez wsparcia rodziny. Gorzej jeśli dom nie jest przedłużeniem szkoły, gdy chodzi o umiejętności humanistyczne, a sama placówka ma w tej materii gorsze wyniki. Najlepsze rezultaty uczniowie osiągają w tym zakresie w gimnazjach niepublicznych i wielkomiejskich.
Na działanie szkoły wpływ ma też kontekst regionalny. Wśród najlepiej uczących szkół placówki z opolskiego i lubuskiego zajmują dalekie miejsca. To dlatego, że w tych województwach dzieci wybierają inną drogę – łatwiej jest tam zdobyć pracę niewymagającą akademickich kompetencji. Można znaleźć zatrudnienie w handlu przygranicznym lub wyjechać do Niemiec.