Analizując zagadnienie różnicowania zarobków załogi pod kątem dyskryminacji, powinno się mieć na uwadze, że płaca ustalana jest umową o pracę, a ta podlega cywilnoprawnej zasadzie swobody umów.

Andrzej Nogal adwokat / Dziennik Gazeta Prawna
Prawo pracy wywodzi się genetycznie z prawa cywilnego, niemniej od dawna wprowadzane są do niego specyficzne konstrukcje, które są obce prawu cywilnemu. Jedną z nich jest zasada równości pracowników pod względem wynagrodzenia – równa płaca za równą pracę (art. 112 kodeksu pracy) i zakaz dyskryminacji (art. 113 oraz cały rozdział IIa kodeksu pracy). Na pierwszy rzut oka reguła ta jest oczywista – wszyscy pracownicy powinni otrzymywać takie samo wynagrodzenie za równą pracę, a nawiązanie i treść stosunku pracy nie powinny zależeć od względów pozamerytorycznych. Z drugiej strony kodeks pracy stanowi w art. 11, iż nawiązanie stosunku pracy oraz ustalenie warunków zatrudnienia wymaga zgodnego oświadczenia woli pracownika i pracodawcy. Mamy też w art. 300 k.p. odesłanie w sprawach nieuregulowanych kodeksem pracy do przepisów kodeksu cywilnego. A tym rządzi zasada swobody umów dająca wolność stronom w kształtowaniu ich treści, pod warunkiem zgodności umowy z obowiązującym prawem i zasadami współżycia społecznego.
W prawie pracy obowiązują dwie przeciwstawne regulacje wynagradzania pracowników. Jedna, która kładzie nacisk na równość zatrudnionych, i druga, dopuszczająca zróżnicowanie ich zarobków w zależności od treści umowy o pracę. Obie te zasady mają równe znaczenie w prawie pracy i nie można apriorycznie przyznać jednej z nich pierwszeństwa. Powoduje to zrozumiałe trudności z wykładnią przepisów zakazujących dyskryminacji w trakcie sporów przed sądami pracy.
Należy podkreślić, że zróżnicowanie zarobków pracowników wykonujących jednakową pracę może wynikać nie z chęci pracodawcy do dyskryminowania tych czy owych członków załogi, co z ekonomicznych uwarunkowań towarzyszących zatrudnieniu konkretnej osoby. Płaca pracownika wynika z gry rynkowej. W momencie podpisywania umowy o pracę przedsiębiorca z reguły nie chce płacić nowo zatrudnionej osobie więcej niż w danym momencie płaci się pracownikom o określonych kwalifikacjach, z kolei kandydat na pracownika nie zgodzi się na stawki niższe niż rynkowe. Warto przy tym pamiętać, że na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat zarobki rynkowe podlegały fluktuacji, zależnie od branży i okresu koniunktury. W latach 90. bardzo wysokie były pensje pracowników umysłowych. Z kolei po wejściu Polski do UE wystrzeliły zarobki pracowników fizycznych. Po wybuchu kryzysu 2008 r. można było obserwować dramatyczne załamanie oferowanych pensji. Wynika to stąd, że inne warunki płacowe zaś można wynegocjować w szczycie koniunktury – przy głodzie pracownika – a inne przy bardzo wysokim bezrobociu.
W efekcie w jednym zakładzie podobną pracę świadczyć mogą osoby zatrudnione w różnych okresach, a ich zarobki mogą się istotnie różnić. Czy w tej sytuacji osoby mniej zarabiające mogą skutecznie dochodzić przed sądem pracy odszkodowania za dyskryminację? Jeżeli różnica w zarobkach jest niewielka, to zdaniem Sądu Najwyższego (SN), wyrażonego w orzeczeniu z 9 maja 2014 r. (sygn. akt I PK 276/13), o dyskryminacji nie ma w ogóle mowy.
SN wyraził dalej pogląd, że możliwe jest odmienne potraktowanie pracowników w zakresie ich zatrudniania, a więc i wynagradzania. Musi ono jednak wynikać z uzasadnionej potrzeby, dla której dopuszcza się taką dyferencjację. Uzasadniając swój pogląd, sąd odwołał się do treści art. 183b par. 1 k.p., który zwalnia pracodawcę z zarzutu dyskryminacji, jeżeli różnicując zarobki, kierował się obiektywnymi powodami.
W świetle tego orzeczenia oraz wcześniej podniesionych argumentów o znaczeniu swobody w zawieraniu umów o pracę należy przyjąć za w pełni dopuszczalną sytuację, gdy w jednym zakładzie pracownicy mają zróżnicowane zarobki, w zależności od momentu, w którym zostali przyjęci do pracy. Nie zwalnia to oczywiście pracodawcy z obowiązku wypłacania zbliżonych pensji osobom zatrudnionym w podobnym okresie ani też z obowiązku zmierzania w stronę wyrównywania pensji. Patrząc od tej strony, niewskazane jest, aby pracodawca dawał większe podwyżki lepiej zarabiającym pracownikom, ale sytuacja odwrotna jest jak najbardziej zgodna z prawem. Mowa o pracownikach świadczących taką samą pracę.