Zaczyna się rok akademicki, a los uniwersytetów w Polsce zapowiada się coraz gorzej. Młodzież została wprowadzona w błąd wiele lat temu i wszyscy chcą kończyć studia, które przypominają zawodowe, mamy ponadto niż demograficzny, więc uniwersytety walczą o studentów, próbując znaleźć kierunki, jakie w nazwie zawierają element konkretny, na przykład – specjalista do spraw zatrudnienia. Jednak to nie są studia uniwersyteckie w prawdziwym wydaniu, ale szkoła zawodowa.

Podział na uniwersytet i wyższą szkołę zawodową powinien być wprowadzony powszechnie. Jego brak doprowadzi najlepsze polskie uczelnie do katastrofy, gdyż próbują one wciąż uczyć na wysokim poziomie i zachować przedmioty klasyczne dla humanistyki. Upadek humanistyki doprowadzi do katastrofy społecznej na ogromną skalę, gdyż upadnie powoli kultura narodowa. Jeżeli nie ma dość kandydatów na historię, jeżeli filozofia nie jest oblegana, a teoretyczne nauki społeczne są lekceważone, to młodzież będzie chowana bez pojęcia na temat wartości wyższych oraz tego, kim jest uczony, a kim ekspert. Nie ma prostego rozwiązania tego problemu, gdyż system boloński obowiązujący w całej Unii niemal wymusza podział na studia licencjackie i magisterskie, co już jest złem, a propaganda, do jakiej dopuściliśmy w Polsce, sprawia, że młodzi nie wierzą, iż po studiach teoretycznych i humanistycznych znajdą pracę, co jest przekonaniem całkowicie błędnym. Jednak zanim tendencja aktualna ulegnie zmianie, a nie mam najmniejszych wątpliwości, że ulegnie, minie kilka lub kilkanaście lat i tradycje dobrych polskich szkół humanistycznych zostaną zaprzepaszczone. Brak nowych zdolnych ludzi spowoduje, że wybitni profesorowie historii, ekonomii, socjologii stracą nie tylko wpływ, ale także ich naukowy dorobek zostanie zmarnowany. Czy możemy na to pozwolić?
Państwo finansuje uniwersytety według liczby studentów. To jest w każdym razie podstawowy składnik. Sytuacja wygląda następująco: wykładowca uniwersytecki musi wykonać odpowiednią liczbę godzin ze studentami, żeby wywiązywał się ze swoich obowiązków. W związku z brakiem studentów niektóre kierunki, tak ważne jak skandynawistyka czy teoria języka, mediewistyka czy nawet historia sztuki, niedługo upadną i to razem z wielkimi specjalistami, jakich się dorobiliśmy. Przecież wszystko nakazuje, by jakoś podtrzymać te osiągnięcia, ale uniwersytety po prostu nie mają na to pieniędzy.
Droga do naprawienia strat polega jedynie na swoistym elitaryzmie edukacyjnym. Nie zrobimy w Polsce Oksfordu czy Harvardu, ale musimy iść w tym kierunku. Decyzje na temat strategii wobec wyższej edukacji będą jednak zapadały powoli, bo – poza czysto urzędniczymi utrudnieniami – trzeba przekonać społeczeństwo do tego, że w nauce elitaryzm jest naturalny i konieczny. Przez ten czas możemy stracić zastępy wybitnych uczonych, jacy pracują w kilkunastu ośrodkach akademickich, bo nie będzie z czego im płacić. Interwencja państwa jest niezbędna. Czasem nie można zostawiać rzeczy tak, jak są, bo nie tylko popełnia się głupstwo, ale to głupstwo ma charakter nieodwracalny.
Można sobie wyobrazić zresztą głosy, jakie rozlegną się za kilka lat: Polska nie ma humanistyki, kultura narodowa jest narażona na zniknięcie, a wartości wyższych i kultury wyższej już nikt nie broni. Należy uczynić wszystko, co możliwe, by uniknąć takiej sytuacji bez wprowadzania dziwolągów edukacyjnych. Nie student jest panem uniwersytetu, on rozpoczyna studia po to – teoretycznie – żeby się rozwijać intelektualnie, a my go nie tylko zwodzimy na manowce, ale wprost oszukujemy. Oszukujemy, gdyż studia zawodowe nie są studiami wyższymi, a dyplom, jaki się po nich uzyskuje, jest niewiele wart. Apeluję zatem, nie tylko w swoim imieniu, nie tyle do ministerstwa, ile do oświeconej opinii publicznej, by zaczęła wywierać nacisk w kierunku przywrócenia studiom wyższym należytej godności i powagi. Apeluję – wiem, że to brzmi patetycznie, w imię interesu narodowego, w imię interesu wspólnoty. Za kilka lat będzie już za późno.