Jeśli Sąd Najwyższy uzna, że dotacja dla stowarzyszenia jest zlecaniem mu zadań, to ucierpi na tym współpraca gmin z takimi podmiotami - mówi w wywiadzie dla DGP Dr Stefan Płażek, adwokat, adiunkt w Katedrze Prawa Samorządu Terytorialnego Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Dr Stefan Płażek, adwokat, adiunkt w Katedrze Prawa Samorządu Terytorialnego Uniwersytetu Jagiellońskiego / Dziennik Gazeta Prawna

Gmina Kobylnica musi zapłacić 800 tys. zł rodzicom dziecka poparzonego podczas kolonii i wygospodarować dla niego dożywotnią rentę. Tak orzekł 4 lipca sąd II instancji. Samorząd zapowiada skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego. Czy ma szansę wygrać tę sprawę?

Sądy za podstawę rozstrzygnięcia przyjęły art. 417 par. 2 kodeksu cywilnego. Zgodnie z nim, jeśli wykonywanie zadań z zakresu władzy publicznej zlecono – na podstawie porozumienia – gminie albo innej osobie prawnej, to solidarną odpowiedzialność za wyrządzoną szkodę ponosi ich wykonawca oraz zlecająca je jednostka samorządu terytorialnego lub Skarb Państwa. Interpretacja tego przepisu budzi pewne wątpliwości, które powinien rozstrzygnąć SN. Gmina słusznie uważa się za poszkodowaną. Regulacja mówi przecież o wykonywaniu zadań z zakresu władzy publicznej. Powstaje pytanie, czy zadanie publiczne jest tym samym, co zadanie z zakresu władzy publicznej. Wydaje się, że organizowanie kolonii nijak ma się do wykonywania władzy publicznej. To jest przecież pewne zadanie o charakterze tzw. administracji świadczącej, a nie władczej.

Samorząd przyznał dotację lokalnemu stowarzyszeniu. Art. 417 par. 2 k.c. wskazuje, że można zlecać takie działanie osobom prawnym. Czy tu też są wątpliwości?

Tak. Przepis ma przecież zastosowanie do zlecenia zadania osobie prawnej. A jednostki sektora pozarządowego niekoniecznie muszą mieć taką formę. Z ustawy o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie wynika, że mogą to być też rozmaite jednostki bez osobowości prawnej, np. osoby fizyczne, grupy mieszkańców, inicjatywy i komitety lokalne, tzw. stowarzyszenia pozarejestrowe. Gdyby więc lokalna organizacja w tej gminie była takim podmiotem, to sądy nie mogłyby zastosować art. 417 par. 2 k.c. A przecież rodzaj organizacji to w tej sprawie okoliczność drugorzędna.

Problemy gminy wzięły się z tego, że stowarzyszenie nie miało majątku i nie ubezpieczyło się od takich wypadków. Dlatego przejęła całe zobowiązanie. Czy odpowiedzialność solidarna nie jest krzywdząca?

Na zdrowy rozsądek lokalne stowarzyszenie, które organizuje kolonie, odpowiada w 100 proc. za ten wypadek. Przez zastosowany przez sądy art. 417 par. 2 k.c. wójt został pozbawiony możliwości takiej obrony. Przyznając dotację, złożył więc jednocześnie swój los w ręce organizacji pozarządowej.

Wójt mógł przecież postawić warunek, że przyzna dotację pod warunkiem, że zobaczy ubezpieczenie.

No tak. Dobrze jednak wiemy, że umowy ubezpieczeniowe mogą być tak skonstruowane, iż nie uchronią gminy przed ewentualnym odszkodowaniem. Ubezpieczyciele zawsze robią wszystko, aby tych pieniędzy nie wypłacać. Wystarczy, że organizacja nie opłaci kolejnej składki i już mogą być problemy.

Sądy uparcie twierdzą, że dotacja dla stowarzyszenia była niczym innym jak zleceniem zadania. Przywołują regulamin wewnętrzny samorządu, który też posługuje się pojęciem zlecania. Czy się pan z tym zgadza?

Nie. Bo jeśli już sądy brną w kodeks cywilny, to muszą szanować jego reguły, które mówią, że regulaminy mają znaczenie posiłkowe. A pierwszoplanową rolę gra umowa. Jako najważniejszy akt rozstrzyga, czy było to zadanie zlecone gminy czy tylko dawanie pieniędzy. To, że samorząd ma regulamin, który wszystkie te formy traktuje jako zlecanie zadań, nie jest najważniejsze. Najistotniejsza jest treść umowy. Czym innym jest to, że wójt rzeczywiście zleca organizację kolonii i powierza ją zamiast gminy innemu podmiotowi. Wtedy bez wątpienia mamy do czynienia ze zleceniem, a odpowiedzialność gminy jest bezsprzeczna. Czym innym jest, kiedy gmina daje tylko pieniądze. Sąd tu naciąga przepisy, bo uważa, że samorząd dał dużo pieniędzy. Nasuwa się pytanie: czy samo przekazanie środków zanurza samorząd w odpowiedzialność? Jeśli tak, to wystarczyłoby nawet 5 zł. Gdzie jest granica? Dlatego nie zgodzę się z sądem, że samo dawanie pieniędzy przez gminy jest zleceniem zadania.

Co się może stać, jeśli SN nie uwzględni skargi kasacyjnej?

Ucierpi na tym współpraca z organizacjami pozarządowymi. Gminy będą musiały wtedy mieć świadomość, że nawet jeśli dołożą wszelkich starań, przyznając dotację stowarzyszeniu, nie unikną odpowiedzialności.

Rady dla gmin na przyszłość?

Muszą przejrzeć swoje regulaminy wewnętrzne, które określają sposób przyznawania pieniędzy. Ponadto przy sporządzaniu umów z podmiotami powinny jasno zaznaczyć, że przyznanie wsparcia nie jest zleceniem zadania przez samorząd. Tym bardziej że ustawa o samorządzie gminnym mówi, że wspomaganie inicjatyw lokalnych nie musi się odbywać na zasadzie zlecenia.