Wyrównanie wielu emerytalnego kobiet i mężczyzn na wyższym poziomie powinno być ostatnim elementem reformy. A rząd od tego zaczyna - mówi Danuta Wojdat, pełnomocnik ds. kobiet Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”.
Czy kobieta po 65. roku życia nie będzie miała możliwości podjęcia pracy, czy też nie będzie miała siły jej już wykonywać? Który z tych scenariuszy jest bardziej realny?
Dziś bardziej prawdopodobny jest scenariusz braku pracy dla osób w starszym wieku. Widać to chociażby po tym, co się dzieje z ludźmi, którzy stracą pracę po pięćdziesiątym roku życia. Oczywiście będą tacy, którzy ze względu na stan zdrowia nie będą w stanie tak długo pracować. Państwo powinno dawać im możliwość przechodzenia na emeryturę niższą. Mogłoby to być np. 80 proc. świadczenia, które by otrzymali, gdyby pracowali do pełnego wieku emerytalnego. Niewykluczone, że po jakimś czasie na takiej niższej emeryturze, po zregenerowaniu sił i przeszkoleniu mogliby ponownie podjąć pracę i zyskać wyższe świadczenia.
No ale rząd zapowiada, że reforma emerytalna nie będzie ograniczała się tylko do podniesienia wieku emerytalnego?
Właśnie wyrównanie wielu emerytalnego kobiet i mężczyzn na wyższym poziomie to zabieg techniczny. Powinien on być ostatnim elementem reformy emerytalnej. A u nas się od tego zaczyna. Rząd powinien rozpocząć od zachęcania pracownic do rodzenia dzieci, tak by czas poświecony na ich wychowanie nie był stracony z perspektywy przyszłej emerytury. Panie na samozatrudnieniu, czy na umowach-zlecenia powinny mieć prawo do urlopów wychowawczych, w czasie których będą płacone składki emerytalne. Państwo powinno wprowadzić programy zachęcające do przekwalifikowywania się. Zmiany wymaga też systemy opieki społecznej i lecznictwa. Tylko że teraz w czasie konsultacji nikt o tym nie rozmawia.
Ale czy tak promowane przez unię felexsecurity to może być szansa na znalezienie w przyszłości pracy także przez osoby w starszym wieku.
Owszem. Tyle że to pojęcie składa się z dwóch członów, czyli elastyczności i bezpieczeństwa. W naszym kraju państwo chce się zajmować jedynie elastycznością, nie dbając całkowicie o interesy osób pracujących w tzw. elastycznych formach zatrudnienia. Dziś są oni wypychani z klasycznego zatrudnienia, by pracować w sposób luźno związany z pracodawcą.
Ale urzędy pracy, jeśli nie mogą zaproponować zatrudnienia, to mogą oferować bezrobotnym wachlarz kursów.
Owszem, ale co z tego, skoro nikt nie robi analizy, po co taki kurs się oferuje? To sztuka dla sztuki. Nasz bezrobotny przechodzi kurs obsługi komputera, miniksięgowego itp., ale nikt nie ma złudzeń, że poprawi to jego atrakcyjność na rynku pracy. W Szwecji państwo przeprowadziło analizę, jakie będą potrzeby społeczeństwa, i gospodarki w przyszłości i pod nie są przygotowywane kursy. Szwedzi doszli do wniosku, że praca będzie potrzebna szczególnie w branży opiekuńczo-leczniczej. I ruszył cały pakiet szkoleń połączonych z praktykami, pilotowaniem zatrudnienia itp. I takie kompleksowe działania mają sens. U nas tego nie ma i nic nie zapowiada zmian.