Bez podwyższenia składek na ZUS coraz więcej osób nie wypracuje najniższej emerytury. Zmian domagają się związki, pracodawcy stawiają warunki.
Zapowiedziane przez rząd podwyższenie wieku emerytalnego do 67. roku życia może nie poprawić sytuacji finansowej systemu ubezpieczeń społecznych, jeśli nie wzrośnie wysokość podstawy, od której są opłacane składki na przyszłą emeryturę. Zdaniem ekspertów zachowanie obecnego systemu ustalania wysokości składek może spowodować, że z każdym rokiem będzie rosła liczba osób, które nie wypracują minimalnej emerytury. Do takich świadczeń musi dopłacać budżet państwa, co oznacza dodatkowe wydatki publiczne.
Zasady podlegania ubezpieczeniom społecznym w Polsce / DGP
Dlatego związki zawodowe proponują podwyższenie wysokości podstawy, od której płacą składki przedsiębiorcy. Podobnie jak pracodawcy chcą jednak, aby składki były płacone od faktycznego dochodu firm.

Wyższe stawki

– Sytuacja jest nienormalna. Zarówno szewc w małym miasteczku, jak i wielki przedsiębiorca płacą składki w takiej samej wysokości. W warunkach kryzysu można oczekiwać od np. właścicieli firm, którzy przeważnie są samozatrudnieni, większego udziału w kosztach kryzysu – mówi Krzysztof Pater, były minister polityki społecznej, członek Komitetu Ekonomiczno-Społecznego Rady UE.
Eksperci rynku ubezpieczeniowego proponują różne rozwiązania. Jeden z nich zakłada podwyższenie podstawy opłacania składek przez przedsiębiorców z 60 do 80 proc. prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego.
– Błędem byłoby podwyższanie składek wszystkim prowadzącym działalność gospodarczą – uważa Krzysztof Pater.
Jego zdaniem podstawa wymiaru składek na FUS przedsiębiorców, którzy rozliczają się na podstawie karty podatkowej lub tych, którzy mają małe przychody, powinna zostać nawet obniżona do 50 proc. Dla pozostałych prowadzących działalność powinna być progresywnie zwiększona co 5 lub 10 proc., zależnie od przychodu lub dochodu, uwzględniając formę opodatkowania.
– Ale i po takich podwyżkach maksymalna podstawa wymiaru składki dla tych osób nie powinna przekroczyć 100 proc. przeciętnego wynagrodzenia. Takie rozwiązanie i tak będzie korzystne dla firm, bo nawet przedsiębiorcy płacący składki w maksymalnej wysokości i tak będą płacić 2,5 razy mniej niż najwyższa stawka dla osób zatrudnionych na etatach – mówi Krzysztof Pater.



Dochód podstawą

Pomysł, aby podstawa wymiaru składek osób prowadzących działalność była uzależniona od dochodów, popiera Agnieszka Chłoń-Domińczak, ekspert ubezpieczeniowy SGH, była wiceminister pracy i polityki społecznej.
– Wymagałoby to jednak samodzielnego ustalenia wysokości składek – mówi Agnieszka Chłoń-Domińczak.
Według Piotra Strębskiego, eksperta ubezpieczeniowego Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych, osoby prowadzące firmy muszą płacić wyższe składki zależne od dochodu, ale wysokość obciążenia powinna zależeć od płaconych podatków.
– ZUS powinien mieć możliwość sprawdzenia wysokości podatku. Po wejściu w określoną w ustawie skalę podatkową taka osoba powinna płacić wyższe składki – mówi Piotr Strębski.
Jego zdaniem dochód osiągany przez firmę jest najbardziej miarodajnym wskaźnikiem. Podobnie uważają przedsiębiorcy, którzy w ubiegłym roku w czasie prac Komisji Trójstronnej zaproponowali stworzenie jednolitego systemu emerytalnego.
– Składki na takich samych zasadach powinni wnosić pracownicy, przedsiębiorcy czy rolnicy – mówi Jeremi Mordasewicz, ekspert Polskiej Konfederacji Pracowników Prywatnych Lewiatan.
Pracodawcy wskazują jednak, że przygotowany przez rząd projekt ustawy o emeryturach mundurowych przekreśla szanse na stworzenie takiego systemu. Zachowanie bowiem odrębnego systemu emerytalnego dla funkcjonariuszy i żołnierzy zawodowych oznacza utrzymanie obecnych przywilejów. Podobnie uważa Wojciech Nagel, ekspert ubezpieczeniowy Business Centre Club, wiceprzewodniczący Rady Nadzorczej ZUS. Jego zdaniem konieczne jest dokończenie reformy systemu emerytalnego.
– A samo podniesienie wysokości składek tylko dla właścicieli firm może drastycznie ograniczyć liczbę tworzonych miejsc pracy. Osoby obecnie prowadzące firmy zasilą szarą strefę – mówi Wojciech Nagel.

Niskie emerytury

Eksperci ubezpieczeniowi ostrzegają, że brak jakichkolwiek zmian spowoduje, że z każdym rokiem będzie przybywać osób mających problemy ze zgromadzeniem kapitału niezbędnego do otrzymania minimalnej emerytury.
– Dzisiaj jednak nie można określić, ile takich osób będzie za 20 lub 30 lat. Konstytucja gwarantuje, że osoba która przepracowała minimalny okres, ma prawo do minimalnej emerytury – mówi Wojciech Nagel.
Maciej Rogala, ekspert ubezpieczeniowy, właściciel specjalistycznego serwisu emerytalnego wyjaśnia, że jeśli na konto emerytalne przez 25 lat wpływa składka, której podstawą wymiaru jest 60 proc. średniego wynagrodzenia, to taka osoba kończąc aktywność zawodową w wieku 65 lat będzie żyła średnio przez około 15 lat. Przy dość optymistycznym założeniu, że odkładane składki będą rosły w tempie takim jak średnie wynagrodzenie, to w praktyce w przyszłości jej emerytura będzie stanowiła około 33 proc. podstawy wymiaru składek (60 proc. średniego wynagrodzenia).
– Z tych wyliczeń widać, że taka osoba nie ma szansy na uzbieranie na minimalną emeryturę i budżet państwa będzie dopłacał do jej emerytury – dodaje Maciej Rogala.
Problem ten nie będzie dotyczyć tylko osób prowadzących firmy, ale także pracowników otrzymujących najniższe pensje lub pracujących czasowo w szarej strefie. Z tego też powodu eksperci wskazują, że w przyszłości może się okazać konieczne uzależnienie daty przejścia na emeryturę od tego, czy ubezpieczony zgromadził kwotę wystarczającą na wypłatę minimalnej emerytury.
– Już na początku kariery zawodowej ZUS powinien przedstawiać ubezpieczonym kalkulację, kiedy będzie mógł przejść na emeryturę przy minimalnym poziomie składek. Okaże się pewnie, że dopiero około siedemdziesiątki – mówi Maciej Rogala.
Eksperci wskazują, że ubezpieczeni, mając świadomość tego, że wysokość emerytury zależy wyłącznie od wysokości zgromadzonego kapitału, będą szukać innych sposobów oszczędzania na starość.
– To faktycznie kuszące rozwiązanie – zauważa Jeremi Mordasewicz. – Nie można jednak zapominać o osobach, które z różnych powodów nie mogły wypracować świadczenia.