W przyszłym roku wskaźnik waloryzacji rent i emerytur wyniesie 102,4 proc., czyli tyle, ile rząd zarekomendował Radzie Dialogu Społecznego. Wczoraj w czasie połączonego posiedzenia zespołów RDS ds. budżetu, wynagrodzeń i świadczeń socjalnych oraz ubezpieczeń społecznych nie udało się wypracować partnerom społecznym wspólnego stanowiska w tej sprawie.
A to oznacza, że do połowy lipca Rada Ministrów przygotuje rozporządzenie określające, że podstawą zwiększenia wskaźnika waloryzacji będzie 20 proc. realnego wzrostu przeciętnego wynagrodzenia w poprzednim roku kalendarzowym.
– Jeszcze nigdy nie udało się ustalić wspólnego stanowiska w sprawie waloryzacji. Ze względu na stan finansów publicznych jedynym rozwiązaniem możliwym do przyjęcia jest rządowa propozycja. W całym systemie emerytalnym brakuje 75 mld zł. To różnica między wpływami ze składek a wydatkami na emerytury górnicze, rolnicze i służb mundurowych. Jeśli się do tego doda zwiększone wydatki związane z obniżeniem wieku emerytalnego, to nie można mówić o wyższej waloryzacji – tłumaczy Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan.
Rządową propozycję poparły Business Centre Club, Związek Rzemiosła Polskiego oraz Pracodawcy RP. – Konieczne jest zachowanie na poziomie ustawowo gwarantowanym wskaźnika dotyczącego realnego wzrostu wynagrodzeń. Jeśli dojdzie nawet do jednorazowego jego zwiększenia, to taka podwyżka będzie mieć trwały wpływ na podstawę świadczenia. To zaś spowoduje, że w kolejnych latach wydatki na emerytury mogą się drastycznie zwiększyć. A takiej decyzji nie można podjąć – dodał Łukasz Kozłowski, przedstawiciel Pracodawców RP.
Inaczej do sprawy podchodzą związkowcy. W ich ocenie obecny system preferuje osoby otrzymujące wysokie emerytury, bowiem nawet w przypadku waloryzacji wskaźnikiem zaproponowanym przez rząd na 2018 r., świadczenia tej grupy wzrosną o więcej niż w przypadku najuboższych. Strona związkowa wręcz mówiła o konieczności wprowadzenia degresywnej waloryzacji dla otrzymujących najwyższe emerytury.
– Najbogatsi powinni zapłacić za waloryzację najbiedniejszych – proponował Henryk Nakonieczny z NSZZ „Solidarność”.
– Dodatkowym problemem jest to, że waloryzacja nie uwzględnia faktycznego wzrostu kosztów utrzymania w grupie osób otrzymujących najniższe renty i emerytury. W ubiegłym roku był on wyższy niż 10 zł, które dostali emeryci. I dlatego konieczne jest przygotowanie odrębnych koszyków do obliczania inflacji w przypadku osób najbiedniejszych – dodał Henryk Nakonieczny.
Związkowcy obstawali, żeby rząd i pracodawcy zgodzili się na przyjęcie rozwiązania, aby podstawą zwiększenia wskaźnika waloryzacji było 50 proc. realnego wzrostu przeciętnego wynagrodzenia w poprzednim roku kalendarzowym. – Inaczej emeryci nie skorzystają z dobrej koniunktury gospodarczej Polski – tłumaczyła Wiesława Taranowska, wiceprzewodnicząca OPZZ. Gdy ta propozycja nie zyskała poparcia, związkowcy złagodzili swoje stanowisko i chcieli, aby zwiększenie tej części wskaźnika wyniosło 35 proc. Ale to rozwiązanie także nie spotkało się z zainteresowaniem pracodawców i strony rządowej.