Po wejściu w życie ustawy obniżającej wiek emerytalny milion osób może nie obawiać się zwolnienia z pracy, jeśli nie będą chciały zakończyć kariery.
KTO ZYSKA NA OKRESIE OCHRONNYM / Dziennik Gazeta Prawna



Resort rodziny, pracy i polityki społecznej liczy, że będzie to jeden z powodów, który osłabi falę odejść na emeryturę po wejściu w życie prezydenckiego projektu ustawy.
Obecne przepisy zakładają, że pracownik ma być chroniony przed zwolnieniem z pracy przez cztery lata poprzedzające osiągnięcie wieku emerytalnego. Uchwalona jeszcze za poprzednich rządów ustawa z 2013 r. zakładała podnoszenie wieku emerytalnego co roku o trzy miesiące. Zgodnie z tymi przepisami w drugiej połowie roku uprawnienia emerytalne nabyłyby więc kobiety mające 61 lat i 3 miesiące, a mężczyźni – 66 lat i 3 miesiące. Nowelizacja ustawy, która ma obowiązywać od 1 października, zakłada jednak obniżenie wieku emerytalnego dla kobiet do 60 lat, a dla mężczyzn do 65 lat. Dzięki temu część osób jeszcze pracujących nabędzie wcześniej prawo do pobierania świadczeń. Ale to mogłoby oznaczać, że byłyby chronione przed zwolnieniem z pracy krócej niż cztery lata.
Żeby tego uniknąć, nowe przepisy zakładają, że czteroletni okres ochronny ma obowiązywać każdego, niezależnie od tego, kiedy nabędzie uprawnienia emerytalne. Tak więc mężczyzna czy kobieta, którzy w październiku skończą odpowiednio 65 i 60 lat, będą objęci ochroną przed zwolnieniem jeszcze przez półtora roku (tyle musieliby pracować według obecnych przepisów do osiągnięcia wieku emerytalnego). W tym roku w okres ochronny wszedł rocznik kobiet 1959, który uzyska uprawnienia emerytalne w 2019 r., co oznacza, że potem jeszcze przez ponad dwa lata będzie chroniony przed zwolnieniem.
Oczywiście na drugim biegunie będą osoby, które 1 października 2017 r. będą tuż przed osiągnięciem wieku emerytalnego. Dla nich okres ochronny może wynosić od kilku dni do kilku miesięcy.
Takie rozwiązanie przejściowe obejmie kobiety z roczników 1957–1961, które w momencie wejścia w życie ustawy będą miały od 56 do 61 lat, oraz mężczyzn z roczników 1952–1956, którzy po wejściu w życie nowych przepisów będą mieli 61–66 lat. Te pięć roczników ubezpieczonych liczy od 1 mln do 1,25 mln osób. Wskaźnik zatrudnienia w grupie 55 plus wynosi według GUS 58,7 proc., co redukuje grono potencjalnych zainteresowanych przepisem do 600–700 tys. osób.
Tak wydłużony okres ochronny może wpływać na osobiste decyzje pracowników. Żeby otrzymać emeryturę, muszą bowiem się zwolnić z pracy. Potem mogą do niej wrócić, o ile pracodawca się zgodzi, i nadal pracować, będąc jeszcze w okresie ochronnym. Nowe przepisy mogą zniechęcać pracodawców do ponownego przyjmowania pracowników. Piotr Lewandowski z Instytutu Badań Strukturalnych uważa, że ubezpieczeni mogą wstrzymywać się z przechodzeniem na emeryturę. – Dziś jednym z powodów przechodzenia na emeryturę jest brak pewności zatrudnienia, a emerytura jest czymś pewnym i osiągalnym. Jeśli ktoś teraz dostanie pewność, że przez rok czy półtora nie można go zwolnić, to dlaczego nie miałby nadal pracować? – pyta Lewandowski. Według niego z takiego mechanizmu ochronnego mogą skorzystać nauczyciele. Przy okazji reformy w oświacie planowane są zwolnienia, i to głównie starszych pracowników. Z ich punktu widzenia skorzystanie z okresu ochronnego już po osiągnięciu wieku emerytalnego może okazać się korzystną strategią obronną.
Sceptyczny wobec skuteczności takiego rozwiązania dla większości potencjalnych emerytów jest Jakub Borowski z Credit Agricole. – Nie ma ludzi na rynku. Pracownik się zwolni, żeby wziąć świadczenia, i jak będzie chciał pracować na emeryturze, to dogada się z pracodawcą i ponownie zatrudni za nawet mniejsze pieniądze. Dziś pozycja pracowników jest silna i emeryt z doświadczeniem to dla pracodawcy skarb – mówi ekonomista.
Resort rodziny i pracy liczy jednak, że przynajmniej część ubezpieczonych wykorzysta ochronę przed zwolnieniem i będzie dalej pracować, żeby podwyższyć sobie przyszłe świadczenia. To powinno zminimalizować budżetowi koszty obniżenia wieku emerytalnego. W przyszłym roku mogą one wynieść 10 mld zł.