Brak starych dokumentów płacowych powoduje, że emerytowani pracownicy kopalń nie mogą skorzystać z możliwości przeliczenia świadczeń.
Zasady przeliczania emerytur / Dziennik Gazeta Prawna
Około 40 tys. byłych pracowników Katowickiego Holdingu Węglowego ma prawo do przeliczenia emerytur na podstawie przepisów ustawy z 5 marca 2015 r. o zmianie ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (Dz.U. z 2015 r. poz. 552). Osoby te muszą jednak udowodnić wysokość zarobków m.in. z 20 lat wybranych z całego okresu kariery zawodowej. I tu zaczynają się schody. Bo przedsiębiorstwa mogły niszczyć dokumentację płacową już po 12 latach. Podstawą do tego było rozporządzenie ministra nauki, szkolnictwa wyższego i techniki z 25 lipca 1984 r. (Dz.U. nr 41, poz. 216).
– Teraz praktycznie nie ma dokumentów z lat 80. A ten okres ubiegając się o emeryturę chce wskazać wielu górników, bo wtedy najlepiej zarabiali – tłumaczy Sławomir Oczkowicz, radca prawny ze Związku Zawodowego Górników w Polsce.
Długa kolejka
Związkowców oburza także to, że emerytowani pracownicy chcąc przeliczyć świadczenia miesiącami czekają na zaświadczenia od pracodawcy potwierdzające wysokość zarobków. – Jeden z górników zmarł, nie doczekawszy się dokumentów – opowiada Wacław Czerkawski, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Górników w Polsce.
Katowicki Holding Węglowy próbuje się bronić. – W okresie obowiązywania ustawy wpłynęło do nas ponad 10,6 tys. wniosków o zaświadczenia RP-7. Średni czas oczekiwania na dokument wynosi sześć miesięcy. Do wystawienia nadal pozostało ok. 1,1 tys. zaświadczeń – wylicza Iwona Włodarz, dyrektor zespołu kadr i płac w Śląskim Centrum Usług Wspólnych, które zajmuje się sprawami pracowniczymi KHW.
Paski z wypłat
W najgorszej sytuacji są jednak te osoby, których dokumentacja płacowa się nie zachowała. Kadrowcy tłumaczą, że wysokość wynagrodzenia za lata pracy można wówczas wykazać na podstawie dokumentacji zastępczej znajdującej się w aktach osobowych zatrudnionego (np. na podstawie umowy o pracę, angaży, pism o mianowaniu, powołaniu itp.). – W takim wypadku możemy jednak uwzględnić tylko takie składniki wynagrodzenia, które przysługiwały bezwarunkowo w czasie trwania zatrudnienia i zostały określone w dokumentacji. Może to być pensja zasadnicza, stałe dodatki określone kwotowo lub procentowo – tłumaczy Iwona Włodarz.
Nie ma natomiast szans na zaliczenie do wynagrodzenia nagród, dodatków czy premii uznaniowych, jeśli nie zachowały się żadne dokumenty potwierdzające ich wypłatę.
– Niektórzy emerytowani górnicy nadal mają paski z wynagrodzeniem z lat 80. Zachęcamy, by dołączali ich oryginały do wniosku o przeliczenie emerytury. Co prawda ZUS nie chce ich uznawać, bo np. nie mają pieczątek, ale fizycznie są. I można z nimi pójść do sądu. Do tego też zachęcamy emerytów – podkreśla Wacław Czerkawski.
ZUS sprawdza kwity
Powodem sporów między górnikami a ZUS są przepisy, które w sposób rygorystyczny określają dokumenty mogące być podstawą do ustalenia wysokości emerytury. Kwotę wynagrodzeń dla celów emerytalno-rentowych można bowiem potwierdzić na podstawie dokumentów wystawionych przez pracodawcę (druk ZUS Rp-7) lub na podstawie legitymacji ubezpieczeniowej, zawierającej wpisy o osiąganych wynagrodzeniach.
– Zaświadczenie powinno być wystawione na podstawie posiadanej dokumentacji płacowej. W przypadku jej braku wysokość wynagrodzenia może być potwierdzona na innej podstawie, np. dokumentów z akt osobowych pracownika – tłumaczy Radosław Milczarski z biura prasowego ZUS. – Natomiast świadkowie mogą potwierdzić wysokość zarobków, jeśli nie ma dokumentacji płacowej, wyłącznie w postępowaniu sądowym – dodaje.
Tyle teoria. W praktyce jest o wiele gorzej. – Mamy dużo spraw górników, którzy chcą przeliczyć emeryturę na podstawie dokumentacji zastępczej. Nie jest to jednak takie proste. ZUS odrzuca te dokumenty, a w sądach też jest różnie. Biegli na podstawie szczątkowych informacji próbują odtworzyć faktyczne zarobki. Także nie każdy świadek może potwierdzić zarobki swojego kolegi ubiegającego się o przeliczenie świadczenia. Jest to możliwe tylko wówczas, kiedy taka osoba dysponuje swoją dokumentacją płacową oraz była zatrudniona w tym samym oddziale kopalni – podkreśla Sławomir Oczkowicz.
Eksperci zachęcają więc resort pracy do zmiany przepisów. – W sytuacji gdy zainteresowani nie ze swojej winy nie mogą skorzystać z przysługującego im prawa, konieczna jest jego liberalizacja. Kopalnie niszczyły dokumenty, bo miały do tego prawo, a teraz ZUS w sposób rygorystyczny sprawdza każdy dokument. Może warto bliżej przyjrzeć się problemowi – proponuje Andrzej Strębski, niezależny ekspert ubezpieczeniowy.
Resort pracy pozostaje jednak głuchy na takie sugestie i nie planuje żadnych udogodnień. W jego ocenie obowiązujące regulacje w wystarczający sposób uwzględniają interesy ubezpieczonych.