Przyszły rok przyniesie zmiany w sposobie waloryzacji rent i emerytur. Ale to nie wszystko. Poczynając od 1 października 2017 r., nastąpi obniżenie wieku emerytalnego, czyli przywrócenie stanu sprzed 2013 roku.
Politycy zdecydowali się na wprowadzenie przepisów, które umożliwiają kobietom przechodzenie na emerytury w wieku 60, zaś mężczyznom – 65 lat.
Jednocześnie wprowadzono zapis, który nieco łagodzi skutki finansowe tej decyzji. Bo przecież krótsza praca oznacza niższe świadczenie. Otóż będzie można pracować dłużej, czyli do 67 lat (i kobiety, i mężczyźni) i nie tracić ochrony przedemerytalnej.
Każdy zatrudniony na podstawie umowy o pracę zostanie pod parasolem ochronnym Kodeksu pracy przez pełne cztery lata nawet wtedy, gdy w tym czasie osiągnie powszechny wiek emerytalny. Ostatnie osoby z chronionych roczników przejdą na emeryturę w 2021 r.
Chronieni także przyszli pracownicy
Ochroną przed zwolnieniem w ciągu czterech lat przed osiągnięciem wieku emerytalnego zostaną objęci także ci, którzy dzisiaj nie są zatrudnieni, a dopiero podejmą pracę na etacie. Może się jednak okazać, że to trochę niedźwiedzia przysługa, bo zapewne taka ochrona spowoduje, że żaden przedsiębiorca nie zechce ich zatrudnić właśnie z obawy przed tymże okresem ochronnym.
Wypłaty będą mniejsze
Eksperci twierdzą zgodnie, że wcześniejsze przechodzenie na emeryturę przełoży się boleśnie – zwłaszcza dla kobiet – na wysokość świadczenia. Decydując się na zakończenie aktywności zawodowej w wieku 60 lat, powinny się liczyć z tym, że będą odbierać znacznie niższe kwoty niż gdyby pracowały siedem lat dłużej. U mężczyzn różnica między podniesionym wiekiem (67 lat) a obniżonym (65 lat) jest mniejsza, więc i finansowo stracą mniej. Ale i oni odczują zmiany, jeśli przejdą na emeryturę, mając lat 65.
Minimum tysiąc złotych
W marcu 2017 r. emerytów i rencistów czeka również kolejna waloryzacja świadczeń. Powody do zadowolenia mogą mieć przede wszystkim pobierający minimalne emerytury. Ich świadczenia od marca przyszłego roku wyniosą równo tysiąc złotych (połowę minimalnego wynagrodzenia). Dla tych najuboższych to prawdziwa rewolucja, niestety pozostali emeryci nie zyskają zbyt wiele. Żeby ZUS nie skarżył się, że koszt wysyłki decyzji o waloryzacji jest wyższy niż samo zwiększenie świadczeń, uchwalono, że podwyżka nie może być mniejsza niż 10 zł. Takie manewry stosowano już w przeszłości. By chronić poziom najniższych świadczeń, zasady waloryzacji zostały zmodyfikowane w 2012 r. i 2015 r. W 2012 r. incydentalnie wprowadzono w miejsce waloryzacji procentowej kwotową, a świadczenia emerytalno-rentowe wzrosły o 71 zł. Natomiast w 2015 r. podwyższono je wskaźnikiem waloryzacji wynoszącym 100,68 proc,. jednak nie mniej niż o kwotę wynoszącą 36 zł. Za każdym razem takie zabiegi kończyły się jednak powszechną krytyką.
To wszystko ciągle za mało
Nadal bowiem waloryzacja jest jedynie formą jałmużny dla emerytów, którzy chociaż przez lata aktywności zawodowej wypracowywali majątek kraju, teraz, jako seniorzy, nie mogą korzystać ze wzrostu gospodarczego. Wręcz przeciwnie, z roku na rok ich świadczenia wyraźnie tracą na wartości.