Resort kierowany przez Jana Szyszkę chce, by inspekcja ochrony środowiska nie musiała informować przedsiębiorców o zamiarze przeprowadzenia kontroli. Eksperci są co do tej propozycji podzieleni.
Rynek zbierania odpadów w Polsce przypomina Dziki Zachód. Patologie się na siebie nakładają. Skutek? Poziom ochrony środowiska w Polsce ma się nijak do naszych zobowiązań wynikających z członkostwa w Unii Europejskiej. Ministerstwo Środowiska szuka więc coraz to nowych sposobów na poprawienie sytuacji. Urzędnicy właśnie uznali, że kłopotem są zbyt liberalne dla przedsiębiorców przepisy o przeprowadzaniu kontroli.
Zaśmiecona Polska / Dziennik Gazeta Prawna
Chodzi przede wszystkim o art. 79 ustawy o swobodzie działalności gospodarczej (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 1829 ze zm.). Stanowi on, że państwowe organy co do zasady zawiadamiają przedsiębiorcę o zamiarze wszczęcia kontroli. Ustęp 4. zaś określa, że kontrolę wszczyna się nie wcześniej niż po upływie 7 dni i nie później niż przed upływem 30 dni od dnia doręczenia zawiadomienia.
Resort środowiska chciałby to zmienić.
System antyurzędniczy
„Rozważane jest wprowadzenie zmiany mającej na celu umożliwienie prowadzenia przez Inspekcję Ochrony Środowiska kontroli bez wcześniejszego 7-dniowego zawiadomienia o zamiarze jej wszczęcia. Zmiana ta jest niezbędna, ponieważ konieczność wcześniejszego zawiadamiania o nadchodzącej kontroli często uniemożliwia wykazanie nieprawidłowości i utrudnia działania Inspekcji Ochrony Środowiska” – stwierdził w odpowiedzi na interpelację poselską Jacka Żalka Andrzej Szweda-Lewandowski, główny konserwator przyrody.
Inspektorzy często doskonale wiedzą, że w konkretnym zakładzie dochodzi do licznych nieprawidłowości. Gdy jednak do niego przychodzą, niekiedy nie ma w nim nawet urządzeń. A zamiast 50 pracowników, którzy bywają na co dzień, pracuje zaledwie 2–3.
– Przedsiębiorcy nastawieni na nieuczciwą działalność do perfekcji dopracowali system przygotowywania się do urzędniczych kontroli. Jesteśmy bezradni – słyszymy od jednego z pracowników inspekcji.
Przedstawiciele biznesu są podzieleni w ocenie najnowszego pomysłu.
– Uważam, że wprowadzenie takiej zmiany prawnej to kolejny dobry ruch Ministerstwa Środowiska. Kontrole z tygodniowym wyprzedzeniem dawały nierzetelnym przedsiębiorcom wystarczająco dużo czasu, aby nieprawidłowości ukryć bądź je zlikwidować. A po kontroli wrócić do prowadzenia procederu szkodzącego środowisku – twierdzi dr Henryk Buczak, przewodniczący rady nadzorczej Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Ochrony Środowiska.
I dodaje, że obecna sytuacja, czyli łatwość zacierania śladów naruszeń przed spodziewaną kontrolą, jest jednym z filarów funkcjonowania szarej strefy na rynku zużytego sprzętu elektrycznego i elektronicznego.
Ale niektórzy eksperci uważają pomysł ministerstwa za chybiony. Przykład? Radca prawny Dominik Gajewski, ekspert ds. infrastruktury i ochrony środowiska Konfederacji Lewiatan.
– Nie widzę powodu, dla którego należałoby wprowadzać generalną zasadę odstąpienia od powiadomienia o zamiarze przeprowadzenia kontroli. Już teraz w ustawie o swobodzie działalności gospodarczej znajduje się wyłączenie, które w razie występowania uzasadnionego bezpośredniego zagrożenia dla środowiska naturalnego pozwala na przeprowadzenie kontroli bez powiadomienia. Inspektorzy nie muszą też o niej informować wcześniej, jeśli chcą pobrać próbki – wskazuje Gajewski.
Rzeczywiście, w art. 79 ust. 2 pkt 5 znajduje się wyłączenie. Inspektorzy – jeśli stwierdzą poważne zagrożenie dla środowiska naturalnego – mogą wejść do firmy bez uprzedzenia, na legitymację.
Wyjątek a reguła
Ministerstwo Środowiska uważa jednak, że jest kłopot z interpretacją tego przepisu. Przykładowo, czy można mówić o bezpośrednim zagrożeniu w sytuacji, gdy chodzi o „dzikie wysypisko”, które znajduje się w danym miejscu od wielu miesięcy? Czy można bez zawiadomienia wejść do firmy, w której chce się skontrolować przede wszystkim dokumenty, a dopiero w drugiej kolejności faktycznie podejmowane działania?
Dominika Gajewskiego jednak ta argumentacja nie przekonuje. Uważa, że w ramach inspekcji należałoby wypracować model przeprowadzania kontroli, a nie zaostrzać przepisy, które już dają możliwość działania.
– Zapowiedź ministerstwa może rzeczywiście przyczynić się do bardziej efektywnego wykrywania naruszeń i mobilizować przedsiębiorców do ciągłego prowadzenia działalności w zgodzie z wymogami prawa ochrony środowiska – przyznaje Agnieszka Skorupińska, lider zespołu prawa ochrony środowiska w kancelarii CMS.
Zaznacza jednak, że sprawa nie jest wcale tak oczywista.
– Dla rynku zawsze duże znaczenie ma przejrzystość regulacji i łatwość ich stosowania, podczas gdy praktyka polegająca na tworzeniu w pierwszej kolejności szerokich uprawnień dla przedsiębiorców, a następnie dążeniu do ich sukcesywnego ograniczania przez wprowadzanie coraz to nowych odstępstw i wyłączeń komplikuje stosowanie prawa w praktyce. Pytanie, czy wyjątki już obecnie obowiązujące w prawie ochrony środowiska nie mogą spełniać zakładanego celu – zaznacza Skorupińska.
Resort środowiska, jeśli zdecyduje się na przygotowanie projektu, będzie musiał stoczyć batalię z Ministerstwem Rozwoju. To bowiem od blisko dwóch lat wszystkie swe działania – w ztym pakiety 100 zmian dla firm i konstytucję biznesu – podporządkowuje ograniczeniu kontroli przeprowadzanych w firmach. Wiceminister rozwoju Mariusz Haładyj na łamach DGP wielokrotnie podkreślał, że kluczowe jest to, by urędnicy rozsądnie planowali ich przeprowadzanie. Chodzi o to, by przychodzili do tych przedsiębiorców, u których ryzyko naruszeń jest największe. Trudno więc przypuszczać, by ministerstwo zgodziło się na propozycję Jana Szyszki.
Z drugiej strony Polska do 2021 r. musi wypełnić restrykcyjne normy unijne w zakresie zbierania elektrośmieci. Jeśli się to nie uda, będą nam groziły wysokie kary od Komisji Europejskiej. Ministerstwo Środowiska ma więc solidną – choć śmierdzącą – kartę przetargową.