Państwo Środka w szybkim tempie zastępuje węgiel energią odnawialną, co obniży ceny czarnego surowca. Naukowcy z Oksfordu przeanalizowali ryzyka, z jakimi muszą się liczyć istniejące i planowane elektrownie węglowe, należące do 50 największych chińskich przedsiębiorstw z tej branży. Odpowiadają one za 89 proc. mocy opartych na węglu w tym kraju.
Brytyjski raport przedstawia scenariusze postępującego narażenia chińskiego sektora węglowego na zjawisko tzw. aktywów osieroconych.
To aktywa, które tracą wartość z powodu nieprzewidzianych lub przedwczesnych odpisów, dewaluacji lub konwersji zobowiązań finansowych, m.in. ze względu na globalny trend wycofywania się z węgla jako surowca energetycznego. Eksperci oszacowali ich wartość na 450 mln do 1,05 mld dol., czyli od 4,1 do 9,5 proc. chińskiego PKB z 2015 r. Choć Chiny są największym producentem i konsumentem czarnego złota, rozpoczęły rewolucję energetyczną. Bardzo szybko rozwijają się tam odnawialne źródła energii. Tylko w ubiegłym roku moc zainstalowana w panelach słonecznych wzrosła o ponad 80 proc., do 77 GW. Dla porównania łączne moce zainstalowane polskich elektrowni każdego typu to około 40 GW. A zapotrzebowanie na energię elektryczną w Państwie Środka stale rośnie.
Chińczycy dostrzegają jednak coraz bardziej problem degradacji środowiska. Jak informuje „National Business Daily”, od tego roku wszystkie nowe i wymieniane taksówki w Pekinie i kilku innych miastach będą autami elektrycznymi. Po samej stolicy krąży 70 tys. taksówek. Program ten pochłonie 9 mld juanów (5,3 mld zł).
Zanieczyszczenie środowiska, przez lata ignorowane, od dekady jest już problemem politycznym. W 2009 r. Chiny prześcignęły Stany Zjednoczone pod względem nakładów inwestycyjnych na zielone technologie. W tym samym roku zajęły pozycję lidera, jeśli chodzi o produkcję baterii słonecznych i turbin wiatrowych. Gdy światowe rządy, wystraszone krachem 2008 r. szykowały pakiety stymulacyjne, Pekin połowę środków przeznaczył na ekologiczne inwestycje.
Ale choć stopniowo władze największych aglomeracji ograniczają np. swobodę poruszania się prywatnymi samochodami, problemy z zanieczyszczeniem powietrza nie zniknęły. Pekiński smog mijającej zimy został uznany za najgorszy od dekady, a Cai Qi, burmistrz stolicy zamieszkanej przez 21,5 mln ludzi, zapowiedział nie tylko ograniczenie liczby nieekologicznych samochodów, ale też zamykanie przemysłowych trucicieli. A choć Chiny rządzone są autorytarnie przez Partię Komunistyczną, władze nie mogą zupełnie ignorować nastrojów społecznych. Także dlatego już w 2014 r. premier Li Keqiang ogłosił wojnę z zanieczyszczeniami środowiska.
Chińska energetyka jest kontrolowana przez rząd, choć od lat trwają próby jej urynkowienia. To największy i najszybciej rozwijający się rynek energii elektrycznej na świecie. 64 proc. wytwarzanego prądu pochodzi z węgla (w Polsce to ponad 80 proc.), 17 proc. z energetyki wodnej, 8 proc. z wiatrowej, po 3 proc. ze słonecznej i z gazu, a 2 proc. z nuklearnej. Główne chińskie elektrownie węglowe emitują średnio 873 kg CO2 na MWh, co jest lepszym wynikiem niż w elektrowniach węglowych w Stanach Zjednoczonych czy Europie. Chińczycy dysponują najnowszymi blokami tego typu na świecie. Większość została zbudowana po 2007 r.
Tymczasem w Polsce niektóre strategiczne bloki węglowe mają po kilkadziesiąt lat. Dane z brytyjskiego raportu nie napawają optymizmem co do przyszłości polskiej gospodarki, zwłaszcza sektora węglowego. Jeśli Chiny faktycznie będą w tym tempie zmniejszać konsumpcję węgla, nie zmniejszając przy okazji jego produkcji, znowu możemy mieć do czynienia z nadpodażą tego surowca. A to z kolei przełoży się na obniżenie jego cen, które dopiero co odbiły się z potężnego dołka w 2016 r. Dla naszych kopalń borykających się z trudnościami finansowymi, procesem restrukturyzacji i koniecznością obniżania kosztów to zła wiadomość. Chińska rewolucja energetyczna, w której następuje rozwój zielonej energii, wytrąca także argumenty w dyskusjach klimatycznych z Komisją Europejską, m.in. o większej redukcji emisji dwutlenku węgla.