Samorządy nie chcą budować stanowisk do efektywniejszego badania jakości powietrza. Rząd chce tę niechęć obejść. Jak? Resorty cyfryzacji i rozwoju zamierzają zbudować sieć monitoringu jakości powietrza w oparciu o placówki pocztowe i tereny należące do operatora telekomunikacyjnego Orange.
– Brakuje nam szczegółowych danych dotyczących jakości powietrza na terenie całej Polski. W efekcie nie wiemy, jaka jest faktycznie skala problemu, a więc nie możemy przygotować szczegółowego planu jego rozwiązania. Pełnych danych nie ma, bo liczba specjalnych stacji pomiarowych jest stanowczo za mała – tłumaczy nam wiceminister cyfryzacji Piotr Woźny.
W Polsce urządzenia monitorujące jakość powietrza znajdują się we wszystkich miastach powyżej 100 tys. mieszkańców. Łącznie działa w sumie 305 stacji pomiarowych, w ramach których funkcjonuje ok. 2,5 tys. stanowisk kontrolujących stan zanieczyszczenia powietrza. Przy czym w blisko 160 stacjach prowadzone są automatyczne pomiary jakości powietrza. 251 stacji zlokalizowanych jest w miastach, 30 w obszarze podmiejskim, a 24 – na innych terenach.
– I teoretycznie wszystko jest w porządku, bo to liczba zgodna z wymogami prawa. W rzeczywistości jednak te stacje, choć działają dobrze, to tylko w skali roku, przy danych uśrednionych. Jest ich za mało, by oddawały to, co faktycznie dzieje się w poszczególnych miejscowościach – mówi nam Piotr Siergiej z Polskiego Alarmu Smogowego.
Co więcej, w porównaniu z tym, jak kontrola powietrza wygląda w reszcie Europy, mamy system mocno dziurawy. – W Warszawie jest pięć stacji monitoringu, w Krakowie sześć, dla porównania w Pradze 24, a w Berlinie aż 62. Dzięki temu można w mikroskali nie tylko badać zmiany skali zanieczyszczeń powietrza i w razie jego pogorszenia ostrzegać mieszkańców, ale przede wszystkim przygotować szczegółowy plan naprawczy. Stworzyć mapę miejsc najbardziej zagrożonych i tam niemalże dom po domu przejrzeć sytuację ciepłowniczą – tłumaczy Woźny.
Jego zdaniem powinna funkcjonować specjalna lista „rankingowa” najbardziej zagrożonych smogiem miejscowości. To wymusiłoby silniejsze działania ze strony samorządów. Na razie jednak stacji pomiarowych nam brakuje, bo samorządy nie mają obowiązku instalowania urządzeń do pomiarów jakości powietrza. – Niektóre samorządy, szczególnie uzdrowiskowe na południu Polski, traktują tego typu instalacje jako zagrożenie. Obawiają się, że mogłyby wykazać fatalny stan powietrza – potwierdza Siergiej.
O tym, że w naszych uzdrowiskach może być problem z powietrzem, zrobiło się głośno dwa lata temu. Fundacja Client Earth opublikowała raport, w którym wskazuje, że powietrze w miastach zdrojowych jest złej jakości, a samorządy bezprawnie pobierają opłaty klimatyczne. – I właśnie opory ze strony samorządów skłoniły nas do poszukania alternatywnych rozwiązań. Jeszcze przed zimą i nasileniem smogu, bo w maju ubiegłego roku pojawiła się koncepcja wciągnięcia do współpracy w tym zakresie Orange Polska, który jako następca Telekomunikacji Polskiej dysponuje sporymi zasobami terenów pod wieże, maszty i oddziały. Co więcej, w swojej strategii CSR ma zapisaną ochronę środowiska – opowiada Woźny.
Ministerstwo Cyfryzacji zgłosiło się do nas z takim pomysłem. Potraktowaliśmy go niekomercyjnie i odpowiedzieliśmy pozytywnie, przedstawiliśmy też możliwe rozwiązania techniczne. Nie doszło jednak do dalszych analiz lokalizacyjnych ze względu na duży sceptycyzm Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska dla takiego pomysłu – potwierdza Wojciech Jabczyński, rzecznik Orange Polska. Rozmowy zostały zawieszone kilka miesięcy temu. Po grudniowych i styczniowych atakach smogu do pomysłu wrócono. Co więcej, rozszerzono go. – Kolejną instytucją, którą bierzemy pod uwagę jako partnera do umiejscowienia stanowisk kontroli powietrza, jest Poczta Polska – mówi nam wiceminister cyfryzacji.
Poczta ma 7200 placówek na terenie całego kraju, w tym 4650 własnych, więc rzeczywiście można by na ich bazie mocno zagęścić sieć kontrolną. – I to może być wartościowe rozwiązanie. Bo placówki pocztowe i oddziały operatora są umiejscowione w newralgicznych punktach miast, tam, gdzie są duże skupiska ludności. I nie będzie w nich problemu z podłączeniem do prądu i sieci internetowej. Zaś lokalizacje na masztach mogłyby pozwolić rozbudować sieć czytników mierzących tzw. tło, czyli będących porównaniem do sytuacji w miastach – tłumaczy Siergiej.