Teraz nominanci szefa resortu będą decydować o lokalnych inwestycjach ekologicznych. Minister środowiska chce scentralizować zarządzanie instytucjami zajmującymi się ochroną przyrody. To on wskaże, kto zasiądzie w ich radach nadzorczych. Tym sposobem minister Szyszko będzie miał decydujące prawo głosu, które gminy – i na co – otrzymają pieniądze.
– To oznacza wprowadzenie komisarzy politycznych do samorządów. Taka centralizacja ma jeden cel: upolitycznienie decyzji, uzależnienie ich nie od aspektów ekologicznych, lecz od woli polityków PiS – mówi Olgierd Geblewicz, marszałek województwa zachodniopomorskiego.
Samorządowcy nie chcą, by Jan Szyszko decydował indywidualnie, kto i na jakie cele będzie mógł pozyskać fundusze. A to zakładają zmiany proponowane w nowelizacji ustawy – Prawo ochrony środowiska – ostrzegają.
To projekt autorstwa posłów PiS. Świeży, ale już zdążył wywołać burzę. Przeciwni są mu samorządowcy, ekolodzy i naukowcy. Projekt skrytykował Komitet Biologii Środowiskowej i Ewolucyjnej PAN, a także posłowie opozycji. Dołączyło do nich 270 samorządowców, naukowców i przedstawicieli organizacji pozarządowych. W liście do premier Beaty Szydło apelują, by wstrzymać prace nad ustawą. Nie chcą zmian, które – jak przekonują – wprowadzają całkowitą rewolucję w dotychczasowym systemie ochrony środowiska.
Największy sprzeciw wzbudzają zapisy, które regulują nowy sposób powoływania i odwoływania (tylko przez ministra) rad nadzorczych wojewódzkich funduszy ochrony środowiska i gospodarki wodnej (WFOŚiGW). Bo to od rad zależy ustalenie priorytetów środowiskowych w województwie i rozdysponowanie pieniędzy na konkretne cele.
Do tej pory prawo głosu mieli też przedstawiciele samorządów. A sejmik województwa mógł odwołać członka rady zarządczej wojewódzkiego funduszu. Zapewniało to pewien mechanizm kontrolny – twierdzą samorządowcy. I dodają, że jeżeli zmiany wejdą w życie, to tej właśnie kontroli nad kierunkami działań funduszów zabraknie.
Samorządy ostrzegają, że wejście w życie nowych regulacji oznacza centralizację systemu zarządzania przyrodą, która pozwoli resortowi pozyskać więcej pieniędzy do swojego budżetu. Kosztem środowiska i mieszkańców.
– Obecnie środki na ochronę środowiska są ściśle przypisywane danemu województwu, które po konsultacjach z gminami określa priorytety dla regionu – mówi dr hab Zbigniew Karaczun, profesor SGGW i ekspert Koalicji Klimatycznej. Wskazuje, że zależnie od potrzeb i problemów, z którymi borykają się mieszkańcy, mogą to być inwestycje w gospodarkę wodną, zarządzanie odpadami czy ochronę powietrza.
– Minister środowiska, nominując rady nadzorcze, będzie decydował o przydziale środków na konkretne cele poszczególnych gmin. Lokalne samorządy zostaną pozbawione tego istotnego prawa – zwraca uwagę ekspert.
To jednak nie koniec zmian. Obecnie na stanowiska w wojewódzkich funduszach mogą kandydować m.in. dyrektorzy i wicedyrektorzy departamentów do spraw ochrony środowiska urzędów marszałkowskich i przedstawiciele organizacji ekologicznych.
Wielu z nich to eksperci o wysokich stopniach naukowych – wskazuje Dariusz Szwed, doradca prezydenta Słupska, ekspert ds. zrównoważonego rozwoju. Niepokoi go, że projektodawcy planują wykluczyć ich z procesu decyzyjnego już na starcie. Jest to tym bardziej alarmujące, że autorzy projektu chcą również zredukować liczbę członków rad nadzorczych z siedmiu do pięciu osób. Tłumaczą, że tym sposobem zmniejszą się koszty pracy wojewódzkich funduszy. Zdaniem samorządowców zacementuje to jednak monopol nominatów ministra środowiska w zakresie decyzji, gdzie i jak inwestować pieniądze w rozwiązania ekologiczne.
– Do tej pory na jednego przedstawiciela resortu przypadało najczęściej kilku ekspertów nominowanych przez marszałków województw, którzy mieli wpływ na kształtowanie polityki środowiskowej w regionie – mówi Dariusz Szwed.
Dodaje, że jeżeli przepisy wejdą w życie, to proporcja się odwróci. Skutek będzie taki, że samorządowcy pomimo formalnej obecności swojego reprezentanta w radzie nie będą mieć żadnej realnej siły przebicia.
W ocenie projektodawców zmiany są natomiast niezbędne, bo procedura powoływania siedmioosobowych składów rad nadzorczych funduszy jest zbyt złożona i długotrwała. W uzasadnieniu do projektu czytamy, że nowelizacja „wprowadza jedno spójne i konsekwentne rozwiązanie, które umożliwia sprawne zmiany składu rad nadzorczych”. Autorzy przekonują, że nowa metoda obsadzania stanowisk zmniejszy koszty funkcjonowania wojewódzkich funduszy i usprawni ich prace.
Ministerstwo Środowiska nie komentuje projektu posłów PiS. Wskazuje, że nie jest jego autorem. Rzecznik resortu Paweł Mucha tłumaczy jednak, że każdy projekt, który ma na celu usprawnienie pracy administracji, jest wart uwagi i powinien być wnikliwe rozważony.
Nieoficjalnie samorządowcy i ekolodzy mówią jednak, że resort musiał mieć wpływ na proponowane zmiany. Przypominają o liście ministra Jana Szyszki do premier Beaty Szydło, który ujawniła w grudniu fundacja Greenpeace. Minister zapewniał w nim, że „zgodnie z zapowiedzią przesyła w załączniku pakiet kompatybilnych ustaw usprawniający zarządzanie żywymi zasobami przyrodniczymi”. I wymienia m.in. projekt nowelizacji prawa ochrony środowiska. Miał on być konsultowany z wicepremierem Mateuszem Morawieckim i prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim.
Autorzy ustawy twierdzą, że w funduszach będzie taniej i sprawniej.