Tylko bogate i zdeterminowane gminy będą wbrew ekonomii utrzymywać etaty, by ratować nauczycieli - mówi w wywiadzie dla DGP Tadeusz Kołacz, wiceburmistrz Chrzanowa, wcześniej wieloletni dyrektor zespołu szkół ponadpodstawowych i były naczelnik wydziału oświaty w Urzędzie Miasta Chrzanowa.
Minister edukacji stwierdziła w piątek, że nie wszystkie samorządy są przeciwne likwidacji gimnazjów. Czy miasto Chrzanów popiera reformę?
Z pewnością nie wszystkie samorządy, bo gminy stracą, a powiaty zyskają. Ja podzielam obawy nauczycieli gimnazjów. Rozmawiałem z wieloma przedstawicielami gmin podobnych do mojej i nikt w prywatnej rozmowie nie opowiadał się za tym pomysłem.
Czego pan się najbardziej obawia?
Wdrażanie reformy na początku stworzy problemy przede wszystkim mniejszym gminom ze względu na pośpiech i związany z tym chaos. Przecież za 11 miesięcy ma być zmieniony system edukacyjny, tymczasem nie ma podstawy programowej. Są dziesiątki merytorycznych i szczegółowych pytań, i żadnej na nie odpowiedzi. Z informacji prasowych wynika, że nowa podstawa programowa będzie wprowadzana w klasach I, IV i VII. A co z pozostałymi? Co zrobimy z zalegającymi szkoły bezpłatnymi podręcznikami? Obawiam się także niezadowolenia rodziców i uczniów z nowej organizacji nauki w podstawówkach. Będziemy mieli bowiem problemy z pomieszczeniem wszystkich dzieci. W latach 80., w czasach wielkiego wyżu demograficznego, szkoły podstawowe pracowały na zmiany i wszystko wskazuje na to, że to wróci. Przecież w minionych latach samorządy w wielu szkołach podstawowych utworzyły oddziały przedszkolne, teraz się okazuje, że w naszych placówkach musimy zmieścić jeszcze pomieszczenia na dodatkowe dwa roczniki. Ci z rodziców, którzy się teraz cieszą, że ich dzieci przestaną dojeżdżać do gimnazjów, niebawem przypomną sobie, co oznacza praca szkół na dwie zmiany.
Będą budynki po gimnazjach.
Niż demograficzny i kilkunastoletnie funkcjonowanie gimnazjów sprawiły, że zmieniły się rejony szkolne i przyzwyczajenia ludzi, a do wielu placówek dowozi się dzieci z okolicznych miejscowości. Zapewne w części samorządów zagospodaruje się te obiekty na dodatkowe podstawówki. Znów zapłacą za to samorządy, bo subwencja oświatowa zależna jest od liczby dzieci, a nie szkół. Wiele gmin jeszcze spłaca kredyty wzięte na budowę czy modernizację gimnazjów.
Co pan sądzi o nowym projekcie ustawy – Prawo oświatowe, które ma zastąpić dotychczasową, wielokrotnie nowelizowaną ustawę o systemie oświaty?
Nowy projekt zawiera przepisane ogólne zasady sprzed reformy gimnazjalnej. Reszta założeń ma na razie tak ogólny zarys, że ani nie można ich pochwalić, ani kontestować.
Szefowa MEN zapowiedziała, że w przyszłym roku będzie przygotowana nowa ustawa o finansowaniu oświaty, która zacznie obowiązywać od 2018 r. W jakim kierunku powinny pójść zmiany?
Rząd przede wszystkim powinien stworzyć nowe zasady finansowania oświaty prowadzonej przez samorządy. Nie może bowiem być tak, że MEN wprowadza zmiany, za którymi nie idą środki finansowe. Efekt jest taki, że samorządy w coraz większym stopniu muszą finansować te pomysły z własnych dochodów. Niestety odbywa się to kosztem zadań własnych.
Prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz twierdzi, że ok. 40 tys. nauczycieli straci pracę przez reformę, z kolei minister edukacji zapewnia, że zwolnień nie będzie. Komu należy wierzyć?
Zwolnienia w szkołach są nieuniknione. Należy pamiętać, że gminy niebędące powiatami już teraz nie są organami prowadzącymi dla szkół ponadgimnazjalnych, w przyszłości nie będą więc prowadziły placówek ponadpodstawowych, bo to zadanie powiatów. Gmina i powiat mają odrębne obowiązki i interesy. Nauczyciele liceów i techników się cieszą, bo będą mieli w końcu pełne etaty i godziny ponadwymiarowe, ale nauczyciele gimnazjów cierpną ze strachu. Gminy stracą cały jeden rocznik. Dodatkowo – po pozostawieniu sześciolatków w przedszkolach, do klas pierwszych poszło w tym roku zaledwie 20 proc. dzieci z rocznika, który normalnie powinien trafić do tych oddziałów. W efekcie te klasy są nieliczne i to będzie ciążyć przez cały proces edukacji obecnych pierwszoklasistów. Tylko gminy bogate i zdeterminowane, by ratować nauczycieli przed bezrobociem kosztem rezygnacji z inwestycji, wydatków na kulturę, opiekę społeczną, mieszkania socjalne itd., będą wbrew logice i ekonomii utrzymywać etaty w szkole, za które subwencja oświatowa nie zapłaci. Będziemy musieli poszukać rozwiązań, które pozwolą ten bolesny proces maksymalnie złagodzić.