Zmiany uderzą w niepubliczne placówki. MEN tak przerabia system, aby uczniowie wrócili do szkół prowadzonych przez gminy. W całym kraju działa dziś 849 niepublicznych gimnazjów. To one najwięcej stracą na reformie oświaty, którą szykuje Ministerstwo Edukacji Narodowej. Celowo. Według danych resortu to one odbierają gminom uczniów, a – co za tym idzie – także płynące z Warszawy pieniądze.
Według przedstawionych przez MEN założeń reformy gimnazja mają zostać zlikwidowane, a uczniowie wrócić do ośmioklasowego trybu nauki. Pierwsze dzieci zostaną w siódmej klasie już od września 2017 r. Jedną z oficjalnych przyczyn, jakie podała minister podczas prezentacji reformy, jest wykańczająca gminy demografia.
– Od roku szkolnego 2005/6 liczba uczniów systematycznie spada, zmniejszając się o ok. 33 proc. w roku szkolnym 2016/17. Jednocześnie liczba gimnazjów w każdym kolejnym roku była większa niż w poprzednim – wyliczała minister. – W perspektywie kilku lat doszłoby do sytuacji, w której gminy zaczęłyby likwidować gimnazja – dodała. A liczby zgromadzone w bazach danych MEN wskazują, że tylko w latach 2008–2012 gminy zamknęły 88 tych szkół. To 1,6 proc. wszystkich placówek prowadzonych w tym czasie przez samorządy.
Z analizy, którą przeprowadził Instytut Badań Edukacyjnych, wynika, że najwięcej gimnazjów zamknięto w miastach na prawach powiatu. Najmniej – na wsiach, gdzie gminy prowadzą zwykle jedno gimnazjum, więc nie mogą się go pozbyć, nawet jeśli jego utrzymywanie jest nieracjonalne ekonomicznie.
Jednocześnie z danych MEN wynika, że liczba gimnazjów zwiększyła się w ciągu ostatnich 10 lat o ok. 6 proc. Za wzrost odpowiadają podmioty komercyjne, stowarzyszenia i organizacje wyznaniowe. Jak pisaliśmy w DGP, w tym segmencie edukacyjnego rynku wciąż można obserwować dynamiczny wzrost. W 2012 r. do niepublicznych gimnazjów poszło 39 tys. uczniów. Trzy lata później było ich o 7 tys. więcej. W tym okresie przybyło 139 takich szkół. Rodzice, którzy mogli sobie na to finansowo pozwolić, chętnie przenosili potomstwo do spokojniejszej, lepiej prowadzonej placówki, dającej gwarancje dobrej edukacji – coroczne wyniki testów szóstoklasisty i egzaminów gimnazjalnych pokazują, że uczniowie niepublicznych szkół osiągają lepsze rezultaty.
Teraz ich los stoi pod znakiem zapytania. MEN, używając narzędzia reformy, likwiduje popyt na produkt, jakim jest niepubliczne gimnazjum. Potencjalni klienci wracają do ośmioletnich szkół powszechnych. – Zmiany oznaczają dla nas konieczność reorganizacji. Te jednostki, które prowadzą i szkołę podstawową, i gimnazjum, łatwiej się przystosują. Te, które prowadzą gimnazjum i liceum, prawdopodobnie wrócą do prowadzenia wyłącznie szkoły średniej. Trudno wyobrazić sobie łączenie jej ze szkołą podstawową. Największy problem będzie miało jedno prowadzone przez STO samodzielne gimnazjum – ocenia Zygmunt Puchalski, prezes Społecznego Towarzystwa Oświatowego.
Minister pytana na konferencji o los samodzielnych gimnazjów oraz szkół, które zakładane były przy liceach, przekonywała, że być może będą mogły funkcjonować na zasadzie eksperymentu, za którym silnie lobbowało środowisko skupione wokół ok. 200 katolickich gimnazjów. Szczegółowe rozwiązania mają się znaleźć w ustawie.
Zmiany niepokoją dyrektorów niepublicznych szkół. Krajowe Forum Oświaty Niepublicznej wysłało do minister edukacji list z prośbą o spotkanie. MEN na razie nie odpowiedziało. Ale metodą faktów dokonanych utrudnia powstawanie szkół niepublicznych. Po ostatniej nowelizacji prawa oświatowego to kuratoria będą wyrażać zgodę na utworzenie nowej placówki. Bez ich aprobaty żadne niepubliczne gimnazjum nie będzie też mogło przekształcić się w szkołę powszechną albo liceum.
Właściciele prywatnych szkół dostaną więc po kieszeni. W dodatku dotychczas placówki obowiązywała ulga podatkowa. Teraz osoba fizyczna prowadząca publiczne lub niepubliczne: szkołę, przedszkole, inną formę wychowania przedszkolnego lub placówkę będzie płacić podatek dochodowy.