O przyszłości zawodowej prawnika nie decyduje to, czego się uczy, lecz to, czy potrafi zrozumieć i zinterpretować prawo na korzyść klienta - wyjaśnia Monika Całkiewicz, profesor, prorektor ds. studiów prawniczych Akademii Leona Koźmińskiego.
Monika Całkiewicz, profesor, prorektor ds. studiów prawniczych Akademii Leona Koźmińskiego / Dziennik Gazeta Prawna
Okazuje się, że absolwenci uczelni niepublicznych radzą sobie na rynku pracy lepiej niż niektórych publicznych szkół wyższych, np. ich zarobki są wyższe, często szybciej znajdują pracę po studiach. Z czego to wynika?
To pytanie pokazuje generalne nastawienie polskiego społeczeństwa do uczelni publicznych i niepublicznych. Oczekuje się, że te publiczne będą lepsze, bo mają długoletnią tradycję i jakoś tak nam się kojarzą z jakością i solidnością. Tymczasem część uczelni niepublicznych to świetnie zorganizowane instytucje, pełne pasjonatów, którzy kochają to, co robią, a przede wszystkim chcą zapewnić dobry start w przyszłość swoim wychowankom. Niepubliczne wcale nie znaczy gorsze.
W rym roku pod względem jakości kształcenia w zestawieniu uczelni niepublicznych uzyskali państwo najwięcej punktów. Jakie są wasze inne mocne strony?
Jesteśmy jedną z tych bardzo dobrze zorganizowanych uczelni, wymagających wobec studentów, ale jednocześnie życzliwych i pomocnych. Czym innym jest sytuacja, w której oczekuje się od studenta wiedzy na określonym poziomie, a czym innym złośliwość pani z dziekanatu, która nie chce studentowi dać kilku kartek papieru albo odmawia udzielenia informacji, odsyłając bezdusznie do regulaminu studiów. My oczekujemy złożenia podania w terminie regulaminowym, bo to przydaje się w późniejszej pracy prawnika, ale dziekanat jest najbardziej przyjaznym miejscem na uczelni. Niedawno pomagaliśmy studentowi znaleźć zakwaterowanie w Warszawie, bo spotkały go poważne problemy. Nikt go nie odesłał z kwitkiem. Ten człowiek po prostu był w potrzebie.
Uwzględnienie naszego wniosku o uprawnienia habilitacyjne świadczy niewątpliwie o tym, że mamy wspaniały potencjał naukowy. A wyniki rankingu Perspektywy 2016 wskazują, że jesteśmy najbardziej umiędzynarodowioną szkołą prawa w Polsce.
Natomiast tracą państwo wiele punktów w porównaniu do swojego największego konkurenta w kategorii kadry. Czy planują państwo zmiany w tym zakresie?
Nie wiem, jaką kadrą ten nasz największy konkurent dysponuje. Mogę więc tylko powiedzieć, że mamy bardzo dobry zespół, większość naszych pracowników i współpracowników to praktycy, co bardzo ważne w nauczaniu prawa. Potencjał naukowy kadry doceniła natomiast Centralna Komisja ds. Stopni i Tytułów, przyznając nam uprawnienia do nadawania stopnia doktora habilitowanego jako jedynej do tej pory uczelni niepublicznej w Polsce.
Stawiają państwo swoim studentom niższe wymagania?
To nieprawda, jesteśmy jedną z najbardziej wymagających uczelni prawniczych w Warszawie. Po pierwszym roku odpada około 20 proc. studentów, bo nie dają sobie rady z wysokimi wymaganiami egzaminatorów. Ci, którzy przechodzą przez pierwszy rok, to na ogół świetni prawnicy, doskonale radzący sobie na rynku pracy po ukończeniu studiów.
Czy planują państwo zmiany w np. programie kształcenia?
Z moich doświadczeń wynika, że wcale nie to, czego się uczy, decyduje o przyszłości zawodowej prawnika. Prawo w Polsce zmienia się tak dynamicznie, że materiał, którego uczymy na drugim czy trzecim roku, może być już nieaktualny po ukończeniu studiów. Dlatego ważne są raczej metody dydaktyczne. Dzisiaj każdy bez problemu jest w stanie znaleźć tekst aktu prawnego, ale czy potrafi go zrozumieć, zinterpretować na korzyść klienta? To już o wiele trudniejsze. Dlatego zmieniamy przede wszystkim sposoby nauczania prawa, coraz większy nacisk kładąc na coś, co w systemie anglosaskim nazywa się „legal reasoning”. Uczymy rozumienia prawa, myślenia i argumentowania prawniczego.
W jaki sposób?
Stawia się studenta w trudnej sytuacji i pozwala mu się rozwiązać problem samodzielnie. Podam przykład z własnych zajęć – studenci robią przeszukanie w moim pokoju, bo mają anonimową wiadomość, że mam w nim narkotyki. Muszą zajrzeć pod każde krzesło, muszą zażądać ode mnie zdjęcia butów, a potem jeszcze wytłumaczyć przed sądem, że działali w granicach prawa i etyki zawodowej. To dla nich trudne, ale wiem od nich, że lubią takie wyzwania. I głęboko wierzę, że to właściwy sposób kształcenia przyszłych prawników.