Odzież patriotyczna święci triumfy wśród młodych. I to tak duże, że placówki zaczynają wprowadzać obostrzenia dotyczące jej noszenia. Przynajmniej jedna kolekcja na sześć miesięcy, kilkadziesiąt procent wzrostu sprzedaży rok do roku – rynek odzieży patriotycznej to obecnie jeden z najdynamiczniej rozwijających się sektorów branży. Jeszcze niedawno sklepy działały wyłącznie w internecie, dziś otwierają własne placówki i wstawiają ubrania nawet do znanych sieci sportowych. Wysyłają też kolekcje za granicę.
– Wśród klientów mamy wszystkie grupy: od kombatantów, przez prawników i lekarzy, aż po uczniów szkół podstawowych – przyznaje Paweł Szopa, współwłaściciel marki Red is Bad.
Nowa moda zaczęła zwracać uwagę nauczycieli. W statutach szkół pojawiają się zapisy, które ograniczają swobodne noszenie podobnych ubrań. Ostrzeżenie pojawiło się też w branżowej gazecie nauczycielskiej.
„Patriotyczna rewia mody w szkole. Jak reagować na to zjawisko” – zastanawia się psycholog Magdalena Goetz na łamach „Głosu Nauczycielskiego”, tygodnika wydawanego przez Związek Nauczycielstwa Polskiego.
Podpowiada, że najlepszym rozwiązaniem byłoby opracowanie przez szkołę polityki dotyczącej tego typu odzieży. Jej zdaniem „niektóre ciuchy wyglądają niemal elegancko”, ale „są i takie, które obok haseł nawiązujących do historii mają przedstawiające agresję grafiki (np. żołnierza celującego z broni maszynowej prosto w widza)” – pisze.
Z artykułu tłumaczy się Jakub Rzekanowski, redaktor naczelny „Głosu Nauczycielskiego”. – Moda dotyczy zwłaszcza chłopców. Pojawiają się na lekcjach w koszulkach, które czasem są rzeczywiście patriotyczne, np. bluzki z husarią, ale czasem są kojarzone z ruchem kibolskim lub ze skrajną prawicą – wyjaśnia. I podaje przykład: – Jest koszulka, na której jedna postać kopie drugą, leżącą. Całość wieńczy napis „Good night left side”. Naszym zdaniem na taki przekaz nie ma miejsca w szkole. Uważamy, że nauczyciele powinni reagować wtedy, kiedy koszulka ma niewłaściwy, nieodpowiedni przekaz.
Politykę ubioru faktycznie tworzy coraz więcej polskich szkół. Wnikliwe zapisy ograniczające swobodę w doborze stroju są popularne zwłaszcza w gimnazjach i szkołach ponadgimnazjalnych. Na przykład Gimnazjum nr 2 w Zielonej Górze czy Gimnazjum nr 3 w Policach regulaminami uniemożliwiają noszenie np. ubrań z militarnymi motywami czy podkreślających przekonania ucznia lub przynależność do subkultury. – Nie zabraniamy elementów dyskretnych, takich jak kotwica – symbol Polski Walczącej czy godło narodowe. Nie pozwalamy natomiast chodzić po szkole w koszulkach z obrazkami przemocy, na których są krwawe sceny, czy z hasłami nawołującymi do agresji – mówi dyrektor Artur Zagórski. Tak samo swoje obostrzenia tłumaczą inni szefowie placówek.
– Nie mam oporów wobec odzieży patriotycznej, pod warunkiem że młodzież wie, co się za tym kryje – ocenia jednak Sławomir Broniarz, prezes ZNP. – Jeśli nie będą tego wiedzieli, to tylko krok dzieli ich od tego, by bez zrozumienia zacząć chodzić w czarnych lub brunatnych koszulach.
Zakazy szczególnie popularne są w placówkach działających na terenie dużych miast i przylegających do nich satelitów. – W mojej miejscowości mody na patriotyczne koszulki nie ma. Natomiast już w Skarżysku-Kamiennej widzi się wiele młodych osób z podobnymi wzorami – mówi dyrektor zespołu szkół im. Generała Maczka w Bliżynie.
Producenci mają świadomość, że moda pozwala im zarobić. Uważają jednak, że przynosi młodym także dużą wartość – dzięki koszulkom zaczynają się interesować historią, odkrywając jej ciekawe karty. Dodają też, że to, co dzieje się w Polsce, od dawna ma miejsce np. w Wielkiej Brytanii, Francji, nie mówiąc już o Stanach Zjednoczonych – barwy narodowe towarzyszą obywatelom w każdej sytuacji. Nauczyciele boją się jednak, że koszulki będą wywoływać u uczniów negatywne emocje i staną się wyrazem buntu.
Właściciele sklepów z odzieżą patriotyczną studzą emocje. Jak podkreślają, także w koszulkach zmienia się moda i po fali dużych, skomplikowanych nadruków do łask wracają wzory dyskretne. – Czujemy się odpowiedzialni za młodzież. Nie tylko sprzedajemy im ubrania, lecz także prowadzimy edukację historyczną. Jeździmy do szkół, rozmawiamy z osobami, które przychodzą do sklepu, wspieramy domy dziecka – mówi Paweł Szopa.