Profilowanie naboru pod konkretną osobę, przymykanie oka na braki swoich kandydatów, ocenianie ich przez promotorów czy krewnych – takie nieprawidłowości ujawnia najnowszy raport Fundacji Fundusz Pomocy Studentom
Zespół Watchdog.edu.pl w ramach badania „Otwarte i uczciwe konkursy na stanowiska nauczycieli akademickich – to reguła czy wyjątek?” przeprowadził monitoring procedur rekrutacyjnych w 55 jednostkach organizacyjnych uczelni publicznych. Zebrano dokumentację dotyczącą 492 postępowań konkursowych.
Jeden kandydat na jedno miejsce
Do przeprowadzania otwartego naboru zobowiązuje uczelnie publiczne art. 118a ustawy z 27 lipca 2005 r. – Prawo o szkolnictwie wyższym (t.j. Dz.U. z 2012 r. poz. 572 ze zm.). Wynika z niego, że zatrudnienie nauczyciela akademickiego musi być poprzedzone otwartym konkursem, jeśli jego wymiar przewyższa połowę pełnego wymiaru czasu pracy na danym stanowisku.
– Z raportu wynika, że uczelnie konkursy przeprowadzają, ale można mieć wątpliwości, czy ich celem zawsze jest wyłonienie najlepszego kandydata – mówi Robert Pawłowski, prezes Fundacji Fundusz Pomocy Studentom. – Widać, że obowiązkowe procedury uwierają uczelnie. Obchodzi się je na wszelkie sposoby, aby wyłonić swoich kandydatów – wskazuje.
Ma miejsce m.in. proceder profilowania treści ogłoszenia pod konkretną osobę. Cel takiego działania jest prosty – wysoko specjalistyczne kryteria, jakie musi spełnić przyszły pracownik, uniemożliwiają udział w konkursie innym. Do otwartego konkursu zgłasza się więc jeden kandydat, który go wygrywa. Fundacja przytacza najbardziej dobitne przykłady.
– W ogłoszeniu o konkursie otwartym na stanowisko adiunkta w Katedrze Hydrogeologii i Geologii Inżynierskiej wskazano następujące wymogi: „posiadanie doświadczenia w modelowaniu przepływu wód podziemnych, transportu i ciepła z wykorzystaniem programów bazujących na obliczeniach metodą elementów skończonych FEFLOW i różnic skończonych Visual MODFLOW oraz wiedzy z zakresu automatycznej kalibracji z użyciem programów PEST i UCODE, posiadanie doświadczenia w tworzeniu modeli konceptualnych, hydrologicznych i geologiczno-strukturalnych z wykorzystaniem oprogramowania (HydroGeoBuilder, SWAT i EarthVision), wykazanie się umiejętnością pracy z wykorzystaniem różnych programów GIS takich jak QGIS, ArcGIS oraz oprogramowania”. Zdarzało się, że w nazwie pliku o ogłoszeniu konkursu wpisywane było imię i nazwisko osoby, która miała go wygrać – opowiada Pawłowski.
O ustawkach świadczą też pytania kierowane do startujących. – W przypadku jednej z białostockich uczelni w ramach konkursów zgłoszało się zazwyczaj kilku kandydatów. Komisja konkursowa w trakcie rozmowy kwalifikacyjnej pytała tylko o jedno dość specjalistyczne zagadnienie, na które odpowiedź znała tylko jedna osoba. Może to świadczyć o tym, że znała je wcześniej, a innych kandydatów potraktowano w sposób wykluczający – mówi Przemysław Brzuszczak, współautor raportu.
Limitowanie konkurentów
Wyniki badania wskazują również, że uczelnie często dążą do tego, aby o konkursie wiedziało jak najmniej osób. Co prawda szkoły wyższe mają obowiązek ogłaszania ich (np. na portalu szkoły wyższej, ministerstwa czy KE), jednak przepisy nie określają minimalnego odstępu między datą zamieszczenia a terminem składania zgłoszeń. Zazwyczaj jest to 14 dni.
– To zdecydowanie za krótki termin, poniekąd wypaczający ideę otwartego konkursu – uważa Przemysław Brzuszczak. W jego ocenie powinno to być co najmniej 30–60 dni.
Eksperci FPS odnotowali też dość rygorystyczne podejście do niewielkich uchybień w aplikacji kandydata spoza uczelni przeprowadzającej postępowanie konkursowe przy jednoczesnym liberalnym nastawieniu do poważniejszych mankamentów zgłoszenia osoby z uczelni. Zdarzała się również dyskryminacja kandydatów ze względu na wiek i przerwy w karierze.
– Można też odnieść wrażenie, że szkoły wyższe nawet intuicyjnie nie dostrzegają nic niewłaściwego w zasiadaniu w komisji konkursowej, opiniującej przecież aplikacje, opiekunów naukowych kandydatów. Chodzi przede wszystkim o promotorów prac magisterskich i doktorskich autorstwa osób biorących udział w konkursie otwartym – wskazuje Brzuszczak.
Monitoring ujawnił także incydentalne przypadki uczestnictwa w pracach komisji konkursowej członka najbliższej rodziny kandydata czy też żony promotora pracy dyplomowej jednego z kandydatów.
Zaledwie kilka z badanych szkół wyższych uchwaliło przepisy mające na celu przeciwdziałanie temu zjawisku. Ponadto w żadnym z analizowanych przez zespół Watchdog.edu.pl otwartych postępowań konkursowych nie wziął udziału ekspert zewnętrzny.
– A to powinno być standardem – uważa Przemysław Brzuszczak. – Nie było takiego konkursu, który nie budziłby wątpliwości. W zdecydowanej większości przypadków do konkursu zgłaszał się tylko jeden kandydat. Obecna procedura wyłaniania pracowników uczelni nie sprawdza się. Nie motywuje np. do mobilności. Największe szanse na podjęcie pracy w danej uczelni ma osoba związana z nią. Konieczne jest przemyślenie obecnych regulacji prawnych i wprowadzenie kodeksów dobrych praktyk – wskazuje Przemysław Brzuszczak.
Grażyna Skąpska, przewodnicząca Konwentu Rzeczników, uważa jednak, że łatanie prawa niewiele pomoże.
– Żadne prawo nie będzie funkcjonowało, jeżeli nie będzie miało poparcia w normach obyczajowych. Niestety w środowisku panuje milczące przyzwolenie na tego typu nieprawidłowości. Poszkodowani, którzy mogliby o tym głośno mówić, boją się, że potem nie znajdą pracy, gdyż zostaną uznani za pieniaczy – dodaje.